13 lipca 2009

Macki za czasów Stalina - finał

22:04 Posted by Grzegorz A. Nowak , No comments
Data: 11 VII 2009

System: Zew Cthulhu

MG: %

Gracze: Ja (Adam Łapiński), Samalai (Kazimierz Małcużyński), Badguy (Włodzimierz Kazimierczuk).

Scenariusz: sequel Gawędy o Czarnym Harnasiu

W marcu, czyli prawie trzy miesiące temu, zaczęliśmy grać w kolejną przygodę Zewu Cthulhu w polskich klimatach. Tym razem padło na czasy głębokiego PRLu - lata pięćdziesiąte, grupa dziennikarzy przygotowuje kolejna edycję kronik filmowych - tym razem o budowie tunelu przebiegającego pod Tatrami. Zima, góry i mrok czasów stalinowskich - taki klimat zaserwował nam Procent specjalizujący się w historycznie umiejscowionych sesjach (relacje z poprzednich sesji są tutaj i tutaj). Niestety z wielu różnych przyczyn kolejne próby zebrania się i dokończenia przygody spełzały na niczym. Dopiero w minioną sobotę, po trzech miesiącach przerwy udało nam się rozegrać ostatnią finałową część przygody.

Zaczęliśmy od przypomnienia tego co wydarzyło się do tej pory - wspólnymi siłami MG i nas grających udało się mniej więcej nakreślić główne wątki poprzednich sesji, oraz najważniejsze, kluczowe poszlaki dla śledztwa. Grę zaczęliśmy dokładnie od miejsca, w którym zakończyliśmy ostatnio - obserwacji pensjonatu, który pół wieku wcześniej był domem poety Tadeusza Micińskiego. Ostatnie poszukiwania wskazywały na to, że inż. Edmund Olsza, główny koordynator i projektant budowy tunelu pod górami, zaczął się żywo interesować osobą zakopiańskiego poety. Wiązało się to wszystko z wydarzeniami sprzed 50 lat, kiedy Miciński wraz z prof. Jabłońskim udali się w góry i gdzie w niewyjaśnionych okolicznościach zginęło kilkoro ludzi. To właśnie badania nad tymi dziwnymi zdarzeniami (w których mogliśmy uczestniczyć jako gracze w czasie Gawędy o Czarnym Harnasiu) miały nadwątlić zdrowie psychiczne profesora. BG zaczęli podejrzewać, że ostatnie dziwne zachowania inżyniera mogą mieć związek z tragicznymi wydarzeniami w górach.

Kiedy okazało się, że sama obserwacja nie przyniosła skutków Badacze postanowili udać się z powrotem do swojego pensjonatu, lecz wcześniej ustalili, że następnego dnia jeden z nich wynajmie pokój w dawnym domu poety i być może w ten sposób uda mu się zauważyć coś więcej. Następnego dnia drużyna podzieliła się - Adam pojechał do wspomnianego domku żeby wynająć pokój, natomiast Kazimierz z Włodzimierzem udali się na plac budowy zrobić jeszcze kilka ujęć do materiału filmowego i zamienić dwa słowa z inżynierem Olszą. Na ciele inżyniera widać było wyraźne zmęczenie fizyczne i psychiczne - wychudł i zdawał się być nieobecny myślami, co po raz kolejny zaniepokoiło dziennikarzy. Z kolei Adamowi udało się zwiedzić dawny pokój poety, obecnie wynajęty przez inżyniera Olszę, oczywiście wcześniej uiszczając odpowiednią opłatę i zapewniając, że nie będzie ruszał niczego co należy do obecnego lokatora. Adam skorzystał z możliwości oglądnięcia zabytkowych mebli i osobistych rzeczy pozostałych po poecie. Wśród nich był list prof. Jabłońskiego adresowany do poety - zawierał obawy profesora co do możliwości powtórzenia się wydarzeń w górach. Jabłoński uważał też, że Miciński zbytnio zatracał się w swoich poszukiwaniach i powoli traci nad sobą kontrolę. Wśród rzeczy inżyniera Adamowi nie udało się znaleźć niczego przydatnego - zresztą wszystko pozostawione było w zupełnym nieładzie. Uwagę przykuły jedynie porozrzucane wszędzie kartki z nieokreślonymi bazgrołami.

Po południu podzieleni dziennikarze wreszcie się spotkali i podzielili się efektami swoich poszukiwań. Adam nalegał na dalsze prowadzenie śledztwa w tej tajemniczej sprawie, jednak Kazimierz z Władysławem twierdzili, że to nie ich sprawa i w sumie materiał na kronikę jest gotowy. Po burzliwej rozmowie doszli do porozumienia, że zostaną jeszcze najwyżej dwa dni a potem nie ważne co się będzie działo wracają do Krakowa. Kiedy dziennikarze przesiadywali wieczorem w swoim pokoju w pensjonacie niespodziewanie pojawił się jeden z inżynierów - ten z rosyjskim akcentem. Powiedział, że musi rozmawiać z Kazimierzem w bardzo ważnej sprawie i to na osobności. Redaktor niechętnie się zgodził, ale wszyscy mieli złe przeczucia, które wkrótce się potwierdziły. Gdy Kazimierz wyszedł z Rosjaninem na zewnątrz podjechał do nich czarny samochód z którego wysiadło dwóch tajemniczych jegomości w prochowcach. Adam i Włodzimierz rzucili się z pomocą swojemu towarzyszowi. Niechybnie całość skończyłaby się bójką, gdyby tajemniczy przyjezdni nie okazali legitymacji Urzędu Bezpieczeństwa. Rzekomy Rosjanin niespodziewanie zmienił akcent na polski, wyjaśnił, że dziennikarze zbytnio zajmują się nie swoimi sprawami, mają do jutra opuścić Zakopane i stawić się w redakcji. Ich materiały przejmie kolejny zespół redaktorski.

Zrezygnowani dziennikarze wrócili do swoich pokoi zastanawiając się co właściwie powinni teraz robić, jednak to nie był koniec niezwykłych wydarzeń tego wieczora. Kiedy zaczęło się ściemniać, nagle do pokoju wpadł Grubba - sejsmolog z zespoły inżynierów odpowiedzialnych za budowę tunelu. Zdenerwowany naukowiec trzęsącym się głosem zaczął prosić o pomoc - zbliżało się trzęsienie ziemi, które może doprowadzić do zejścia lawiny w miejscu gdzie znajdują się baraki robotników. Tylko dziennikarze mieli do dyspozycji samochód i mogli w porę ostrzec robotników przed katastrofą. Włodzimierz był przeciwny narażaniu własnej skóry na takie niebezpieczeństwo, jednak po krótkiej dyskusji cała czwórka znalazła się w samochodzie. Opady śniegu i wichura wzmagały się utrudniając drogę i wreszcie nie dało się jechać dalej - Grubba został w samochodzie trzymając zapalony silnik a dziennikarze ruszyli w stronę baraków. Niestety po krótkim czasie nie byli w stanie ani maszerować dalej a jakakolwiek rozmowa przychodziła z trudem. Za namową Włodzimierza dziennikarze postanowili wracać i wtedy niespodziewanie natrafili na Edmunda Olszę, który kazał im iść za sobą do bezpiecznego miejsca. Rzeczywiście chwile później wszyscy znajdowali się wewnątrz budowanego tunelu - w miejscu znacznie bezpieczniejszym od chłostanej wichrami doliny na zewnątrz. Wedle przewidywań Grubby lawina zeszła z gór po mocnym wstrząsie i wejście do tunelu zostało zasypane śniegiem - jednak znajdującym się w środku nic się nie stało.

Wydawało się, że Badacze są bezpieczni - najpierw inżynier zapewniał ich o trwałości konstrukcji by jednak zaraz zmienić ton swojego głosu i opowiadać o światach które będzie konstruował dzięki władzy jaką obdaruje go "On". Dziennikarze starali się wyciągnąć od inżyniera jakieś sensowne informacje z tego bełkotu gdy rozmowę przerwał kolejny wstrząs który załamał podłoże na którym wszyscy stali. Pod grupą dziennikarzy otwarła się ogromna, podziemna sala przerastająca swoim rozmiarem wszytko co do tej pory widzieli. Ten niesamowity widok jakby nie z tego świata jest przedostatnim jaki zobaczyli badacze. Ostatnim było ogromne cielsko "Czegoś", przerażającego i koszmarnego istnienia pulsującego bluźnierczym życiem wypełniającym ogromną przestrzeń podziemną. Jedno z wielkich, licznych oczu spoglądnęło na nieszczęsnych dziennikarzy, lecz tego ich umysły nie były w stanie wytrzymać.

W ten właśnie sposób kończy się jednostrzałówka, którą graliśmy przez trzy sesje i na przełomie trzech miesięcy. Niezły wynik jak na przygodę "na jeden raz". Wydaje mi się, że całość nieco straciła właśnie przez duże odstępy czasu pomiędzy sesjami. Gdybyśmy mogli siąść raz np. przez 8 godzin gry przeprowadzić całe śledztwo i dojść do kulminacyjnego momentu z nieokreślonym wielkim przedwiecznym drzemiącym pod Tatrami przygoda wywarłaby znacznie większe wrażenie. Opisywana sesja trwała niespełna 2 godziny i czuć było, że jest jedynie formalnością, dopełnieniem wcześniejszych dwóch spotkań, żebyśmy nie pozostali bez zakończenia.

Jednak powyższe zarzuty mają naturę czysto techniczną - to nie wina MG, tylko braku czasu na zorganizowanie porządnej wielogodzinnej sesji. Scenariusz przygotowany przez Procenta podobał mi się - szczególnie, różne historyczne odniesienia do prawdziwych, postaci, miejsc czy nawet utworów literackich (były wiersze Micińskiego wśród handoutów). Taka konstrukcja fabuły sprawia, że opowiadana historia staje się bardziej wiarygodna i łatwiejsza w odbiorze, a samo wniknięcie w świat gry było ułatwione tak dla graczy jak i dla MG. Będę namawiał Procenta, żeby spisał swoje pomysły bo są dość oryginalne i pokazują jak ciekawie można połączyć zdawałoby się mało fantastyczna kulturę ludową z Mitami Cthulhu. Istnieje przekonanie, że pod tym względem łatwiej skorzystać z bardziej tajemniczych kultur, jak powiedzmy amerykańscy Indianie niż bliższych nam górali z Podhala. Procent pokazuje, że pod cienką warstwą czasem śmiesznego dla współczesnych folkloru można przemycić temat horrorystyczny. Okazuje się, że i nasze Tatry mogą być spowitymi mgłą, śniegiem i tajemnicą Górami Szaleństwa.

Nie ma co specjalnie rozwodzić się nad grą moją, Badguya czy Samalaia. Mimo dużego odstępu czasu od ostatniej gry byliśmy w stanie bez wiekszych problemów wskoczyć w skóry peerelowskich wścibskich i wesołych dziennikarzy. Podobały mi się różne konflikty, które rodziły się w drużynie - gdy trzeba było zdecydować czy pomóc zagrożonym robotnikom mimo realnego niebezpieczeństwa zejścia lawiny. Nawet ponury koniec naszych postaci nie popsuł ogólnego pozytywnego wrażenia.

No to na koniec jeszcze raz - to były mile spędzone dwie godziny, choć szkoda, że końcówki nie udało się upchnąć na którejś z poprzednich sesji. Przygoda łącząca klimat głębokiego PRLu, tatrzańskiego regionalizmu i oczywiście cthultystycznej tajemnicy wypadła zadziwiająco dobrze i za niego przede wszystkim duże plusy. Minusem w moim odczuciu była czasem widoczna słaba motywacja postaci - kiedy materiał filmowy był zrobiony w sumie Badacze mogli przestać się interesować stanem psychicznym inżyniera Olszy i zwyczajnie wrócić do Krakowa co zakończyłoby sesje bez kulminacyjnej końcówki i rozwikłania tajemnicy. No i na koniec jeszcze mój osobisty plus za lovecraftowską końcówkę - szaleństwo dopadło wszystkich.

Teraz czekamy na kontynuację autorki Procenta. Ja tym czasem planuje kontynuowanie Grozy w Talabheim - zaczeliśmy w nia grać ponad rok temu i jak widać wiecznie nie ma czasu żeby ją skończyć.

PS: Osobny plus należy sie mamie Badguya za poczęstowanie nas krzepiącymi zapiekankami domowej roboty. Chrupiące przysmaki były pyszne, pozwoliły odetchnąc i nabrać sił przed kulminacyjnym momentem gry. Jeszcze raz dziękujemy!

0 komentarzy:

Prześlij komentarz