Miejsce: Bagry
Dokładnie dwa lata temu - 14 lipca 2007 roku odbył się pierwszy LARP organizowany, wtedy jeszcze przez świeżo powstałą i stawiającą pierwsze kroki, Krakowską Grupę Larpową. Gra terenowa, zatytułowana Królowa Sylwanii zgromadziła kilkunastu uczestników, którzy odważnie wyruszyli zmierzyć się z mrokami warhammerowej krainy wampirów. Choć LARP nie był idealny pozostawił wspaniałe wspomnienia i położył podwaliny pod naszą dalszą działalność w Krakowie (relacja z pierwszego LARPa oczywiście dostępna w archiwum).
W te wakacje miały minąć dwa lata odkąd z mniej lub bardziej udanym skutkiem staramy się tworzyć i organizować LARPy w Krakowie. Jubileusz to świetna okazja, żeby uczcić osiągnięcia naszej skromnej inicjatywy i najlepszą do tego formą jest oczywiście LARP! Dlatego też od przeszło miesiąca Procent z Samalaiem przygotowywali kolejną część Ja Stawiam! - pirackiego LARPa z duża ilością pijackiego i biesiadnego klimatu. Jak tym razem wypadła Krakowska Grupa Larpowa?
Na wstępie trzeba zaznaczyć, że choć miniony, jubileuszowy LARP nosi nazwę Ja stawiam 2 i w założeniu miał być kontynuacją poprzedniego (relacja tutaj). Jednak całość jest wielce myląca. Pierwszy LARP rozgrywał się w świecie gry fabularnej 7th Sea i był nastawiony na handel z innymi graczami - piratów nie było zbyt wielu. Ja stawiam 2 to przede wszystkim klimat piracki - załoga pod dowództwem kapitana Rudobrodego dopiero co obłowiła się rabując hiszpański statek - prócz złota i beczek z rumem udało się wziąć do niewoli parę branek! Teraz piraci zacumowali na bezludnej wyspie, żeby świętować i dzielić łupy!
Rozdanych ról było ponad 30, więc przyjaźni i wzajemnych animozji było bez liku. Kapitan chciał zagarnąć złoto, bosman miał ochotę się go pozbyć, piraci spierali się o to komu dostaną się branki, branki starały się znaleźć kogoś do ochrony i tak można wymieniać jeszcze długo. Był też jedyny mieszkaniec wydawałoby się bezludnej wyspy - rozbitek, niejaki Robinson Crusoe. Wśród tych wszystkich ról moja - marynarza Hooka zwanego Kapitanem. Byłem jedną z niewielu osób, które na wyspie wiedziały o co właściwie chodzi. Ja stawiam 2 to przykład scenariusza z twistem - tak naprawdę wszyscy poza wspomnianym rozbitkiem byli martwi - ich statek zatonął w czasie ostatniego abordażu. Jednak cała załoga felernego statku (a także wszyscy ci, których pojmali) była przekonana, że nadal żyją i w swojej nieświadomości cieszą się niedawnym zwycięstwem. Dlatego wśród zebranych dusz były też istoty znacznie bardziej niezwykłe - Śmierć (krwawa piratka Muerte), Anioł (Angello Marconi) i Diabeł (Frank Devil) - które wzajemnie starały się o pozyskanie nieświadomych dusz. Z kolei mój kapitan Hook, przeklęty upiór skazany na wieczną tułaczkę po morzach, szukał nowej załogi dla swojego widmowego statku, proponując podpisanie kontraktu. Każdy kto złożył swój podpis - stawał się członkiem upiornej załogi i tym samym miał służyć Hookowi przez wieczność!
Muszę przyznać, że bawiłem się naprawdę wybornie. Z łatwością przychodziło mi podburzanie marynarzy przeciwko kapitanowi oraz rozsiewanie plotek o jego nieczystych intencjach i oszustwach przy podziale złota. Po moich kilku rozmowach co raz słychać było plotki o buncie, które sprawiły, że co raz więcej osób nieprzychylnych kapitanowi zwracało się do mnie i podpisywało cyrograf. Na każdym kroku kłamałem, zmieniałem zdanie, obiecywałem i starłem się zawiązać sojusze, wszytko po to żeby zdobyć podpis na swojej umowie. Parokrotnie kapitan ostrzegał mnie przed podburzeniem jego ludzi, jednak wtedy zapewniałem go o swojej lojalności. Nie bałem się też żadnych gróźb - wszak byłem upiorem i śmierć nie była mi straszna.
Kiedy ja zbierałem kolejne podpisy, w tle rozwijały się inne wątki - poszukiwanie zaginionego skarbu (były 4 części mapy), intrygi Syren - wrednych bab, które nie dawały się pomiatać mężczyznom - oraz nagłe pojawienia się duchów (każdy kto "zginął" pojawiał się po jakimś czasie jako duch, dopiero teraz będąc przekonanym, że naprawdę umarł). Wątków było bez liku i chyba nie było gracza, który nudziłby się na tym LARPie. Do tego z racji wspomnianej rocznicy dozwolone było spożywanie alkoholu (oczywiście w rozsądnych ilościach) i każdy z grających mógł liczyć na piwa fundowane przez KGL. Oj działo się działo! Samo przygotowanie graczy było również mocną stroną LARPa - większość miała na sobie ciekawe stroje świetnie wpisujące się w konwencję, role i ogólny klimat gry (mimo potwornego upału jaki nam towarzyszył). Brawa dla wszystkich którzy w ten sposób przygotowali się do uczczenia jubileuszu! Osobne brawa należą się dla Kota, która przyszła na LARPa znacznie później i była przebrana za murzyna, tak że początkowo nikt nie poznał w niej dziewczyny. Czarna farba na twarz + noc i gotowy wspaniały kamuflaż. Niestety głos szybko zdradził z kim mamy tak naprawdę do czynienia.
Niestety samej końcówki LARPa nie udało mi się zobaczyć - musiałem opuścić teren gry na ostatnie pół godziny. Kiedy wróciłem już było po wszystkim. Z uwagi na późną porę i drobny incydent z użyciem bokkena musieliśmy zakończyć LARPa, na co narzekała część zgromadzonych. Rzeczywiście jeszcze kilka wątków nie zostało rozwiązanych i grę można było spokojnie ciągnąć przynajmniej godzinę. Szkoda, że nie udało się wystartować z grą punktualnie - wtedy byłaby szansa zdążenia ze wszystkim. Nie rozumiem też zupełnie czemu LARP został zatytułowany Ja Stawiam 2. Początkowo myślałem, że znów przenosimy się do realiów Siódmego Morza, ale jak się okazało, LARP był zupełnie oderwany od tego uniwersum. Znacznie łatwiej było wymyślić jakaś inną, bardziej chwytliwą nazwę dla tego wyjątkowego wydarzenia.
Początkowo miałem się też doczepić do nadawaniu postaciom utartych imion i nazwisk, będących odniesieniami do różnych dzieł literatury i filmu, a nie mających większego z nimi związku. Jednak pod koniec LARPa uznałem, że to świetny pomysł. Jednym z powtarzających się problemów na większości LARPów są imiona postaci, których przeważnie nie sposób zapamiętać, szczególnie kiedy w grze bierze udział ponad 30 osób. Za każdym razem trzeba się uciekać do karteczek i identyfikatorów, które jednak psują ogólny strój gracza. Na tym LARPie użycie popularnych odniesień do dzieł kultury pozwoliły łatwo zapamiętać kto jest kto - kapitan to rzecz jasna Rudobrody, rozbitek to Cruzoe, stary podróżnik to Francis Drake, wysoki dobrze ubrany Hiszpan to Diego de la Vega, a ten z hakiem zamiast ręki to po prostu Hook i moje ulubione - Franca (czyt. franca), to zdrobnienie od Francesca. Choć nie wszystkie role miały tak sprawnie dopasowane imiona i nie wiem czy MG umyślnie nadali proste imiona, czy po prostu nie chciało im się wymyślać czegoś oryginalnego - tak czy inaczej wyszło na prawdę świetnie.
Umiejscownie LARPa nie zaskakiwało - okolice zalewu Bagry już nie raz były miejcem nawiedzanych przez przebierających się w pstrokate stroje dziwaków. Wybór był zapewne podyktowany powrotem do korzeni - pierwszy LARP KGLu odbył się w tym samym miejscu - jednak szkoda, że upał oraz bliskość jeziora poskutkowały zmasowanym atakiem latających krwiopijców. Efektem tego jest niespotykana ilość ukąszeń na moim ciele - na samych tylko dłoniach doliczyłem się ich ponad dwudziestu i nie przestawały swędzieć nawet w kilka dni po grze - na długo zapamiętam tego LARPa.
Ja Stawiam 2 jest LARPem bliskim ideału - zgrabnie skrojony scenariusz, role pozostawiające sporo miejsca na własną inwencję i do tego gracze którym udało się wpisać w przygotowaną fabułę. Nie mam w sumie do czego się przyczepić - to jeden z najlepszych dotychczasowych LARPów a z pewnością wart jest nazwania go jubileuszowym. Ja stawiam 2 to też najliczniejszy LARP jaki zorganizowała Krakowska Grupa Larpowa - wzięło w nim udział 32 uczestników i o ile się nie mylę, był to dotychczasowy rekord. Dało się czasem odczuć, że dwóch Mistrzów Gry to za mało na taką gromadę, jednak gra minęła bez większych zgrzytów mechanicznych i myślę, że i od tej strony dam plusa, choć może nie największego. Choć nie darzę sympatią LARPów terenowych, mało brakowało, żeby Ja Stawiam 2 stał się jednym z moich ulubionym - niestety komary i upał popsuły ogólne wrażenie, choć to oczywiście nie jest wina MG.
I w ten sposób minęły dwa lata. Nie pozostaje mi nic innego jak podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do powstania i rozwoju KGLu, a także życzyć całej inicjatywie stu lat! Obym mógł częściej pisać takie optymistyczne relacje.
W te wakacje miały minąć dwa lata odkąd z mniej lub bardziej udanym skutkiem staramy się tworzyć i organizować LARPy w Krakowie. Jubileusz to świetna okazja, żeby uczcić osiągnięcia naszej skromnej inicjatywy i najlepszą do tego formą jest oczywiście LARP! Dlatego też od przeszło miesiąca Procent z Samalaiem przygotowywali kolejną część Ja Stawiam! - pirackiego LARPa z duża ilością pijackiego i biesiadnego klimatu. Jak tym razem wypadła Krakowska Grupa Larpowa?
Na wstępie trzeba zaznaczyć, że choć miniony, jubileuszowy LARP nosi nazwę Ja stawiam 2 i w założeniu miał być kontynuacją poprzedniego (relacja tutaj). Jednak całość jest wielce myląca. Pierwszy LARP rozgrywał się w świecie gry fabularnej 7th Sea i był nastawiony na handel z innymi graczami - piratów nie było zbyt wielu. Ja stawiam 2 to przede wszystkim klimat piracki - załoga pod dowództwem kapitana Rudobrodego dopiero co obłowiła się rabując hiszpański statek - prócz złota i beczek z rumem udało się wziąć do niewoli parę branek! Teraz piraci zacumowali na bezludnej wyspie, żeby świętować i dzielić łupy!
Rozdanych ról było ponad 30, więc przyjaźni i wzajemnych animozji było bez liku. Kapitan chciał zagarnąć złoto, bosman miał ochotę się go pozbyć, piraci spierali się o to komu dostaną się branki, branki starały się znaleźć kogoś do ochrony i tak można wymieniać jeszcze długo. Był też jedyny mieszkaniec wydawałoby się bezludnej wyspy - rozbitek, niejaki Robinson Crusoe. Wśród tych wszystkich ról moja - marynarza Hooka zwanego Kapitanem. Byłem jedną z niewielu osób, które na wyspie wiedziały o co właściwie chodzi. Ja stawiam 2 to przykład scenariusza z twistem - tak naprawdę wszyscy poza wspomnianym rozbitkiem byli martwi - ich statek zatonął w czasie ostatniego abordażu. Jednak cała załoga felernego statku (a także wszyscy ci, których pojmali) była przekonana, że nadal żyją i w swojej nieświadomości cieszą się niedawnym zwycięstwem. Dlatego wśród zebranych dusz były też istoty znacznie bardziej niezwykłe - Śmierć (krwawa piratka Muerte), Anioł (Angello Marconi) i Diabeł (Frank Devil) - które wzajemnie starały się o pozyskanie nieświadomych dusz. Z kolei mój kapitan Hook, przeklęty upiór skazany na wieczną tułaczkę po morzach, szukał nowej załogi dla swojego widmowego statku, proponując podpisanie kontraktu. Każdy kto złożył swój podpis - stawał się członkiem upiornej załogi i tym samym miał służyć Hookowi przez wieczność!
Muszę przyznać, że bawiłem się naprawdę wybornie. Z łatwością przychodziło mi podburzanie marynarzy przeciwko kapitanowi oraz rozsiewanie plotek o jego nieczystych intencjach i oszustwach przy podziale złota. Po moich kilku rozmowach co raz słychać było plotki o buncie, które sprawiły, że co raz więcej osób nieprzychylnych kapitanowi zwracało się do mnie i podpisywało cyrograf. Na każdym kroku kłamałem, zmieniałem zdanie, obiecywałem i starłem się zawiązać sojusze, wszytko po to żeby zdobyć podpis na swojej umowie. Parokrotnie kapitan ostrzegał mnie przed podburzeniem jego ludzi, jednak wtedy zapewniałem go o swojej lojalności. Nie bałem się też żadnych gróźb - wszak byłem upiorem i śmierć nie była mi straszna.
Kiedy ja zbierałem kolejne podpisy, w tle rozwijały się inne wątki - poszukiwanie zaginionego skarbu (były 4 części mapy), intrygi Syren - wrednych bab, które nie dawały się pomiatać mężczyznom - oraz nagłe pojawienia się duchów (każdy kto "zginął" pojawiał się po jakimś czasie jako duch, dopiero teraz będąc przekonanym, że naprawdę umarł). Wątków było bez liku i chyba nie było gracza, który nudziłby się na tym LARPie. Do tego z racji wspomnianej rocznicy dozwolone było spożywanie alkoholu (oczywiście w rozsądnych ilościach) i każdy z grających mógł liczyć na piwa fundowane przez KGL. Oj działo się działo! Samo przygotowanie graczy było również mocną stroną LARPa - większość miała na sobie ciekawe stroje świetnie wpisujące się w konwencję, role i ogólny klimat gry (mimo potwornego upału jaki nam towarzyszył). Brawa dla wszystkich którzy w ten sposób przygotowali się do uczczenia jubileuszu! Osobne brawa należą się dla Kota, która przyszła na LARPa znacznie później i była przebrana za murzyna, tak że początkowo nikt nie poznał w niej dziewczyny. Czarna farba na twarz + noc i gotowy wspaniały kamuflaż. Niestety głos szybko zdradził z kim mamy tak naprawdę do czynienia.
Niestety samej końcówki LARPa nie udało mi się zobaczyć - musiałem opuścić teren gry na ostatnie pół godziny. Kiedy wróciłem już było po wszystkim. Z uwagi na późną porę i drobny incydent z użyciem bokkena musieliśmy zakończyć LARPa, na co narzekała część zgromadzonych. Rzeczywiście jeszcze kilka wątków nie zostało rozwiązanych i grę można było spokojnie ciągnąć przynajmniej godzinę. Szkoda, że nie udało się wystartować z grą punktualnie - wtedy byłaby szansa zdążenia ze wszystkim. Nie rozumiem też zupełnie czemu LARP został zatytułowany Ja Stawiam 2. Początkowo myślałem, że znów przenosimy się do realiów Siódmego Morza, ale jak się okazało, LARP był zupełnie oderwany od tego uniwersum. Znacznie łatwiej było wymyślić jakaś inną, bardziej chwytliwą nazwę dla tego wyjątkowego wydarzenia.
Początkowo miałem się też doczepić do nadawaniu postaciom utartych imion i nazwisk, będących odniesieniami do różnych dzieł literatury i filmu, a nie mających większego z nimi związku. Jednak pod koniec LARPa uznałem, że to świetny pomysł. Jednym z powtarzających się problemów na większości LARPów są imiona postaci, których przeważnie nie sposób zapamiętać, szczególnie kiedy w grze bierze udział ponad 30 osób. Za każdym razem trzeba się uciekać do karteczek i identyfikatorów, które jednak psują ogólny strój gracza. Na tym LARPie użycie popularnych odniesień do dzieł kultury pozwoliły łatwo zapamiętać kto jest kto - kapitan to rzecz jasna Rudobrody, rozbitek to Cruzoe, stary podróżnik to Francis Drake, wysoki dobrze ubrany Hiszpan to Diego de la Vega, a ten z hakiem zamiast ręki to po prostu Hook i moje ulubione - Franca (czyt. franca), to zdrobnienie od Francesca. Choć nie wszystkie role miały tak sprawnie dopasowane imiona i nie wiem czy MG umyślnie nadali proste imiona, czy po prostu nie chciało im się wymyślać czegoś oryginalnego - tak czy inaczej wyszło na prawdę świetnie.
Umiejscownie LARPa nie zaskakiwało - okolice zalewu Bagry już nie raz były miejcem nawiedzanych przez przebierających się w pstrokate stroje dziwaków. Wybór był zapewne podyktowany powrotem do korzeni - pierwszy LARP KGLu odbył się w tym samym miejscu - jednak szkoda, że upał oraz bliskość jeziora poskutkowały zmasowanym atakiem latających krwiopijców. Efektem tego jest niespotykana ilość ukąszeń na moim ciele - na samych tylko dłoniach doliczyłem się ich ponad dwudziestu i nie przestawały swędzieć nawet w kilka dni po grze - na długo zapamiętam tego LARPa.
Ja Stawiam 2 jest LARPem bliskim ideału - zgrabnie skrojony scenariusz, role pozostawiające sporo miejsca na własną inwencję i do tego gracze którym udało się wpisać w przygotowaną fabułę. Nie mam w sumie do czego się przyczepić - to jeden z najlepszych dotychczasowych LARPów a z pewnością wart jest nazwania go jubileuszowym. Ja stawiam 2 to też najliczniejszy LARP jaki zorganizowała Krakowska Grupa Larpowa - wzięło w nim udział 32 uczestników i o ile się nie mylę, był to dotychczasowy rekord. Dało się czasem odczuć, że dwóch Mistrzów Gry to za mało na taką gromadę, jednak gra minęła bez większych zgrzytów mechanicznych i myślę, że i od tej strony dam plusa, choć może nie największego. Choć nie darzę sympatią LARPów terenowych, mało brakowało, żeby Ja Stawiam 2 stał się jednym z moich ulubionym - niestety komary i upał popsuły ogólne wrażenie, choć to oczywiście nie jest wina MG.
I w ten sposób minęły dwa lata. Nie pozostaje mi nic innego jak podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do powstania i rozwoju KGLu, a także życzyć całej inicjatywie stu lat! Obym mógł częściej pisać takie optymistyczne relacje.
Ja Stawiam 2 bo larp był oparty na tych samych założeniach: było złoto do handlowania, było dużo picia i biesiadowania oraz było w to wszystko w konwencji morskiej.
OdpowiedzUsuńPoza tym KGL stawiał :P
Dzięki za bardzo przychylną recenzję.