Data: 3 III 2009
System: Zew Cthulhu
MG: %
Gracze: Ja (Adam Łapiński), Samalai (Kazimierz Małcużyński), Badguy (Włodzimierz Kazimierczuk).
Scenariusz: sequel Gawędy o Czarnym Harnasiu
W minionym tygodniu wreszcie udało nam się zebrać na dawno zapowiadaną i parokrotnie odkładaną sesję w Zew Cthulhu. Procent to moje prywatne źródło Lovecrafta, dzięki którego zbiorom udało mi się niedawno odświeżyć cykl opowiadań Samotnika bez niewdzięcznego polowania w bibliotece. Do tego ostatnią naszą sesję w ZC wspominam bardzo miło (relacja oczywiście tutaj), więc kiedy padła propozycja grania, bez wahania zgodziłem się. W drużynie było miejsce jeszcze na dwie osoby które zajęli Badguy (z którym wspólnie stawialiśmy czoło wyzwaniom w poprzedniej sesji Procenta) i Samalai (który po raz pierwszy zanurza się w grozę Mitów).
Otoczenie i wybór postaci został odgórnie ograniczony i podobnie jak ostatnim razem przygoda miała być jednostrzałówką. Graliśmy w realiach głębokiego, stalinowskiego PRLu (początek lat 50-tych XX wieku), a nasi bohaterowie mieli stanowić zespół realizatorski zajmujący się kręceniem propagandowych Kronik Filmowych. Naszym zadaniem było przygotowanie propagandowego reportażu o przodowniku pracy, zasłużonym inżynierze Edmundzie Olszy, który nadzorował pracę nad kolejnym wielkim przedsięwzięciem budowlanym komunistycznej Polski - tunelem pod Tatrami mającym łączyć nasz kraj z Czechosłowacją (między Łysą Polaną a Tatrzańską Łomnicą).
Przygoda rozpoczęła się w Krakowie, gdy po spotkaniu redakcyjnym Kazimierz (redaktor) otrzymał wytyczne na podstawie których miał być nakręcony reportaż. Późniejsze spotkanie z Adamem (dźwiękowcem) i Władysławem (kamerzystą) w jednej z restauracji krakowskiego śródmieścia doprowadziło do ustalenia szczegółów zlecenia i podjęcia decyzji o wyruszeniu już następnego dnia. Całość została poparta kilkoma kieliszkami dobrego napitku (oczywiście opłaconych z funduszu redakcyjnego).
Następnego dnia dziennikarze byli już gotowi do drogi, choć zdziwieniem było, że Kazimierz postanowił połączyć przyjemne z pożytecznym i wziął ze sobą swoją żonę fundując jej niepodziewany urlop. Tak też wszyscy wyruszyli w stronę Podhala. Droga zajęła parę ładnych godzin z uwagi na to, że za szybami samochodów królowała sroga zimowa pogoda, która wraz ze zbliżaniem się do celu robiła się co raz mniej przyjemna. Drużyna podróżowała w dwa samochody - w służbowym siedzieli Adam i Władek umilając sobie podróż opowieściami o absurdalnych wypadkach przy wznoszeniu Nowej Huty, w osobowym Kazimierz z żoną wysłuchując jej ciągłych narzekań i już na wstępnie żałując podjętej decyzji.
Na miejsce, czyli do Ludowego domu wypoczynkowego aktywu i przodowników pracy "Proletariusz" imienia Marcelego Nowotki w Bukowinie Tartrzańskiej, cała grupa dotarła pod wieczór. Po przywitaniu przez miejscowego działacza ZMP (Macieja Zimskiego) i ulokowaniu się w swoich pokojach udali się do bufetu zjeść porządną kolację - wszak długa droga przez skute lodem szosy wzmaga apetyty. W bufecie BG udało się spotkać kilku inżynierów pracujących przy budowie i zamienić kilka słów na powitanie przy zwyczajowym kieliszku. Był wśród nich nawet jeden radziecki technik i chyba jego szybkie tempo sprawiło, że żołądek jednego z pijących nie wytrzymał i impreza musiała się skończyć. Tego dnia udało się jeszcze dziennikarzom zobaczyć z Edmundem Olszą w bibliotece pensjonatu - umówili się na dzień następny na wywiad i parę ujęć z placu budowy.
Wieczór dziennikarze postanowili spędzić nad resztą alkoholu jaki udało im się ze sobą przywieźć. Tego wieczoru miały jednak miejsca dwa niespodziane wydarzenia - w czasie popijawy jeden z kieliszków rozsypał się zupełnie raniąc przy tym Adama. Jak się potem okazało nie był to odosobniony przypadek, ale cała wina zrzucona została na straszliwy mróz i kiepską jakość wyrobów szklanych (ach ten komunizm). Około północy dało zabawę przerwały jakieś porykiwania z zewnątrz pensjonatu. Jak się okazało grupa podpitych miejscowych rzucała śnieżkami w okna inżynierów, po chwili szturmując główne wejście. Dziennikarze szybko wywietrzyli sensację i ruszyli ze sprzętem na parter pensjonatu. Po krótkiej bójce sytuacja się jednak uspokoiła (choć ucierpiał nos Zetempowca). Interweniował sam wójt, który wyjaśnił że miejscowi sprzeciwiają się budowie tunelu. W zamian za nie zgłaszanie całego zajścia na milicję obiecał następnego udzielić odpowiedzi na parę pytań dziennikarzy.
Z samego rana krakowscy dziennikarze ruszyli na teren budowy. Na miejscu ukazał się nędzny obraz robotników starających się mimo srogiej zimy sprostać wymogom centralnego planowania. Okazało się, że z uwagi na ciężkie warunki pracy codziennie umiera kilku robotników. Inżynier Olsza twierdził, że nie ma na to sposobu i że wiążą go instrukcje z góry. Przedpołudnie ekipa spędziła na wywiadzie z inżynierem, robieniu ujęć placu budowy i robotników ciężko pracujących przy budowie socjalizmu.
Po skończeniu pracy na budowie ekipa ruszyła do wójta. Na miejscu zostali gorąco przyjęci przez panią Zosię - leciwą góralkę, która gospodarzyła w domu wójta. Przyjęcie łączyło się sutym obiadem więc dziennikarze oczekując na wójta mogli się porządnie najeść. W rozmowie z Jabłońskim okazało się, że miejscowym nie podoba się pomysł budowy tunelu i uskarżają się na niszczenie należących do nich terenów. W czasie rozmowy wspomniał też wydarzenia z przed 40 lat, kiedy to w górach miało miejsce wypadek z udziałem prof. Zakrzewskiego, którego bliskim znajomym był ojciec wójta - dr Henryk Jabłoński (tak, to moja postać z poprzedniej przygody, a "wypadek" to fabuła poprzedniej sesji!). Chcąc zbadać całą sprawę umówiliśmy się na spotkanie z doktorem, który wciąż żyje, choć obecnie przebywa w szpitalu psychiatrycznym.
Po tych wydarzeniach postanowiliśmy przerwać sesję i dokończyć przy najbliższej okazji.
Procent dał się poznać jako dobry cthulowy MG i uważam, że forma nie opadła. Co prawda najważniejsze elementy przygody dopiero przed nami ale i tak grało mi się bardzo dobrze. Oczywiście można uznać za zarzut fakt trochę płynnego i nie trzymającego się w ryzach nastroju. Daleko było do klimatu grozy czy choćby niepokoju (choć zimowa aura mogła temu sprzyjać), które zastąpił lekka opowiastka oparta na absurdzie i stereotypach tamtych lat (znanych przez nas z kart podręczników i często humorystycznych opowieści rodziców). Myślę że nie do końca o to chodziło Procentowi, choć może fajerwerki trzyma na kolejne sceny (pomijając te którymi nas uraczył do tej pory ;).
Być może nastrój poszedł w inną od oczekiwanej stronę, uważam sesję za udaną. Granie zupełnie nowymi postaciami (żonatymi facetami pod 40tkę) w zupełnie nowych realiach (głęboki PRL) było naprawdę ciekawe i satysfakcjonujące - polubiłem swoją postać oraz postaci Samalaia i Badguya. Jak już jesteśmy przy tych dwojgu - wyszła nam całkiem zgrana ekipa. Badguy pokazał się od dobrej strony pokazując, że silne prostolinijne postaci, może do niego pasują, ale nie pozwalają mu rozwinąć skrzydeł. Samalai w sumie po raz pierwszy ma styczność z ZC i wychodzi całkiem nieźle (a przecież nie gra elfem ;), szczególnie że w sumie jest przywódcą naszej ekipy. Jeśli chodzi o mnie, wydaje się że stworzyłem przekonywującego bohatera - nieco sarkastycznego i dowcipnego realistę, choć już nie pierwszej młodości i przy tym nieentuzjastycznie nastawionego do komunizmu (w przeciwieństwie do Kazimierza - bohatera Samalaia).
Bardzo wiarygodnie wypadły również kreacje niektórych Bohaterów Niezależnych - aktywisty ZMP oraz sejsmologa, którego pominąłem w dotychczasowym opisie. Z kolei opisy ciężkiej pracy robotników i nieuniknionych ofiar budowy tunelu na tyle mną zdziwiłem, że wypytywałem Procenta czy taka sytuacja ma uzasadnienie historyczne. Okazało się, że rzeczywiście dochodziło do takich przypadków w pierwszych latach PRLu, a sam opis sytuacji w czasie sesji wywołał w nas sprzeciw - przez kilkanaście dobrych minut dociekaliśmy dlaczego warunki są takie złe i kto za to odpowiada. Słowem sytuacaj zrobiła na nas wrażenie.
Przygoda, choć niedokończona pozostawiła w pamięci kilka miłych wspomnień. Była bardziej luźną sesyjką późnym popołudniem niż poważną sesją grozy, ale najwyraźniej takie klimaty odpowiadały nam na ostatnim spotkaniu. Bardzo podobało mi się połączenie wątków z poprzedniej przygody Procenta (Gawędy o Czarnym Harnasiu i pojawieniu się mojej postaci 40 lat później) i wprowadzeniu tego specyficznego góralskiego klimatu.
No cóż - pozostaje czekać na konkluzję!
System: Zew Cthulhu
MG: %
Gracze: Ja (Adam Łapiński), Samalai (Kazimierz Małcużyński), Badguy (Włodzimierz Kazimierczuk).
Scenariusz: sequel Gawędy o Czarnym Harnasiu
W minionym tygodniu wreszcie udało nam się zebrać na dawno zapowiadaną i parokrotnie odkładaną sesję w Zew Cthulhu. Procent to moje prywatne źródło Lovecrafta, dzięki którego zbiorom udało mi się niedawno odświeżyć cykl opowiadań Samotnika bez niewdzięcznego polowania w bibliotece. Do tego ostatnią naszą sesję w ZC wspominam bardzo miło (relacja oczywiście tutaj), więc kiedy padła propozycja grania, bez wahania zgodziłem się. W drużynie było miejsce jeszcze na dwie osoby które zajęli Badguy (z którym wspólnie stawialiśmy czoło wyzwaniom w poprzedniej sesji Procenta) i Samalai (który po raz pierwszy zanurza się w grozę Mitów).
Otoczenie i wybór postaci został odgórnie ograniczony i podobnie jak ostatnim razem przygoda miała być jednostrzałówką. Graliśmy w realiach głębokiego, stalinowskiego PRLu (początek lat 50-tych XX wieku), a nasi bohaterowie mieli stanowić zespół realizatorski zajmujący się kręceniem propagandowych Kronik Filmowych. Naszym zadaniem było przygotowanie propagandowego reportażu o przodowniku pracy, zasłużonym inżynierze Edmundzie Olszy, który nadzorował pracę nad kolejnym wielkim przedsięwzięciem budowlanym komunistycznej Polski - tunelem pod Tatrami mającym łączyć nasz kraj z Czechosłowacją (między Łysą Polaną a Tatrzańską Łomnicą).
Przygoda rozpoczęła się w Krakowie, gdy po spotkaniu redakcyjnym Kazimierz (redaktor) otrzymał wytyczne na podstawie których miał być nakręcony reportaż. Późniejsze spotkanie z Adamem (dźwiękowcem) i Władysławem (kamerzystą) w jednej z restauracji krakowskiego śródmieścia doprowadziło do ustalenia szczegółów zlecenia i podjęcia decyzji o wyruszeniu już następnego dnia. Całość została poparta kilkoma kieliszkami dobrego napitku (oczywiście opłaconych z funduszu redakcyjnego).
Następnego dnia dziennikarze byli już gotowi do drogi, choć zdziwieniem było, że Kazimierz postanowił połączyć przyjemne z pożytecznym i wziął ze sobą swoją żonę fundując jej niepodziewany urlop. Tak też wszyscy wyruszyli w stronę Podhala. Droga zajęła parę ładnych godzin z uwagi na to, że za szybami samochodów królowała sroga zimowa pogoda, która wraz ze zbliżaniem się do celu robiła się co raz mniej przyjemna. Drużyna podróżowała w dwa samochody - w służbowym siedzieli Adam i Władek umilając sobie podróż opowieściami o absurdalnych wypadkach przy wznoszeniu Nowej Huty, w osobowym Kazimierz z żoną wysłuchując jej ciągłych narzekań i już na wstępnie żałując podjętej decyzji.
Na miejsce, czyli do Ludowego domu wypoczynkowego aktywu i przodowników pracy "Proletariusz" imienia Marcelego Nowotki w Bukowinie Tartrzańskiej, cała grupa dotarła pod wieczór. Po przywitaniu przez miejscowego działacza ZMP (Macieja Zimskiego) i ulokowaniu się w swoich pokojach udali się do bufetu zjeść porządną kolację - wszak długa droga przez skute lodem szosy wzmaga apetyty. W bufecie BG udało się spotkać kilku inżynierów pracujących przy budowie i zamienić kilka słów na powitanie przy zwyczajowym kieliszku. Był wśród nich nawet jeden radziecki technik i chyba jego szybkie tempo sprawiło, że żołądek jednego z pijących nie wytrzymał i impreza musiała się skończyć. Tego dnia udało się jeszcze dziennikarzom zobaczyć z Edmundem Olszą w bibliotece pensjonatu - umówili się na dzień następny na wywiad i parę ujęć z placu budowy.
Wieczór dziennikarze postanowili spędzić nad resztą alkoholu jaki udało im się ze sobą przywieźć. Tego wieczoru miały jednak miejsca dwa niespodziane wydarzenia - w czasie popijawy jeden z kieliszków rozsypał się zupełnie raniąc przy tym Adama. Jak się potem okazało nie był to odosobniony przypadek, ale cała wina zrzucona została na straszliwy mróz i kiepską jakość wyrobów szklanych (ach ten komunizm). Około północy dało zabawę przerwały jakieś porykiwania z zewnątrz pensjonatu. Jak się okazało grupa podpitych miejscowych rzucała śnieżkami w okna inżynierów, po chwili szturmując główne wejście. Dziennikarze szybko wywietrzyli sensację i ruszyli ze sprzętem na parter pensjonatu. Po krótkiej bójce sytuacja się jednak uspokoiła (choć ucierpiał nos Zetempowca). Interweniował sam wójt, który wyjaśnił że miejscowi sprzeciwiają się budowie tunelu. W zamian za nie zgłaszanie całego zajścia na milicję obiecał następnego udzielić odpowiedzi na parę pytań dziennikarzy.
Z samego rana krakowscy dziennikarze ruszyli na teren budowy. Na miejscu ukazał się nędzny obraz robotników starających się mimo srogiej zimy sprostać wymogom centralnego planowania. Okazało się, że z uwagi na ciężkie warunki pracy codziennie umiera kilku robotników. Inżynier Olsza twierdził, że nie ma na to sposobu i że wiążą go instrukcje z góry. Przedpołudnie ekipa spędziła na wywiadzie z inżynierem, robieniu ujęć placu budowy i robotników ciężko pracujących przy budowie socjalizmu.
Po skończeniu pracy na budowie ekipa ruszyła do wójta. Na miejscu zostali gorąco przyjęci przez panią Zosię - leciwą góralkę, która gospodarzyła w domu wójta. Przyjęcie łączyło się sutym obiadem więc dziennikarze oczekując na wójta mogli się porządnie najeść. W rozmowie z Jabłońskim okazało się, że miejscowym nie podoba się pomysł budowy tunelu i uskarżają się na niszczenie należących do nich terenów. W czasie rozmowy wspomniał też wydarzenia z przed 40 lat, kiedy to w górach miało miejsce wypadek z udziałem prof. Zakrzewskiego, którego bliskim znajomym był ojciec wójta - dr Henryk Jabłoński (tak, to moja postać z poprzedniej przygody, a "wypadek" to fabuła poprzedniej sesji!). Chcąc zbadać całą sprawę umówiliśmy się na spotkanie z doktorem, który wciąż żyje, choć obecnie przebywa w szpitalu psychiatrycznym.
Po tych wydarzeniach postanowiliśmy przerwać sesję i dokończyć przy najbliższej okazji.
Procent dał się poznać jako dobry cthulowy MG i uważam, że forma nie opadła. Co prawda najważniejsze elementy przygody dopiero przed nami ale i tak grało mi się bardzo dobrze. Oczywiście można uznać za zarzut fakt trochę płynnego i nie trzymającego się w ryzach nastroju. Daleko było do klimatu grozy czy choćby niepokoju (choć zimowa aura mogła temu sprzyjać), które zastąpił lekka opowiastka oparta na absurdzie i stereotypach tamtych lat (znanych przez nas z kart podręczników i często humorystycznych opowieści rodziców). Myślę że nie do końca o to chodziło Procentowi, choć może fajerwerki trzyma na kolejne sceny (pomijając te którymi nas uraczył do tej pory ;).
Być może nastrój poszedł w inną od oczekiwanej stronę, uważam sesję za udaną. Granie zupełnie nowymi postaciami (żonatymi facetami pod 40tkę) w zupełnie nowych realiach (głęboki PRL) było naprawdę ciekawe i satysfakcjonujące - polubiłem swoją postać oraz postaci Samalaia i Badguya. Jak już jesteśmy przy tych dwojgu - wyszła nam całkiem zgrana ekipa. Badguy pokazał się od dobrej strony pokazując, że silne prostolinijne postaci, może do niego pasują, ale nie pozwalają mu rozwinąć skrzydeł. Samalai w sumie po raz pierwszy ma styczność z ZC i wychodzi całkiem nieźle (a przecież nie gra elfem ;), szczególnie że w sumie jest przywódcą naszej ekipy. Jeśli chodzi o mnie, wydaje się że stworzyłem przekonywującego bohatera - nieco sarkastycznego i dowcipnego realistę, choć już nie pierwszej młodości i przy tym nieentuzjastycznie nastawionego do komunizmu (w przeciwieństwie do Kazimierza - bohatera Samalaia).
Bardzo wiarygodnie wypadły również kreacje niektórych Bohaterów Niezależnych - aktywisty ZMP oraz sejsmologa, którego pominąłem w dotychczasowym opisie. Z kolei opisy ciężkiej pracy robotników i nieuniknionych ofiar budowy tunelu na tyle mną zdziwiłem, że wypytywałem Procenta czy taka sytuacja ma uzasadnienie historyczne. Okazało się, że rzeczywiście dochodziło do takich przypadków w pierwszych latach PRLu, a sam opis sytuacji w czasie sesji wywołał w nas sprzeciw - przez kilkanaście dobrych minut dociekaliśmy dlaczego warunki są takie złe i kto za to odpowiada. Słowem sytuacaj zrobiła na nas wrażenie.
Przygoda, choć niedokończona pozostawiła w pamięci kilka miłych wspomnień. Była bardziej luźną sesyjką późnym popołudniem niż poważną sesją grozy, ale najwyraźniej takie klimaty odpowiadały nam na ostatnim spotkaniu. Bardzo podobało mi się połączenie wątków z poprzedniej przygody Procenta (Gawędy o Czarnym Harnasiu i pojawieniu się mojej postaci 40 lat później) i wprowadzeniu tego specyficznego góralskiego klimatu.
No cóż - pozostaje czekać na konkluzję!
I poprzednia i ta opowieść mocno oddziałują na wyobraźnię, tym bardziej, że coraz bardziej kręcą mnie niebanalne czasy i miejsca akcji w ZC. System, który jest niesamowicie elastyczny, został niejako wrzucony w ramy trzech okresów, a szkoda. Sam prowadziłem ZC w X wieku naszej ery, w XXII wieku na Marsie czy połowie XXI wieku na Antarktydzie. Tu widzę, że okres stalinowski może być fajnym tłem dla opowieści cthulhtystycznej.
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy :)
Pozdr