22 kwietnia 2009

LARP Cień Czerwonej Planety

18:24 Posted by Grzegorz A. Nowak , 1 comment
Data: 19 kwietnia 2009

Miejsce: Dom kultury Jędruś

Od ostatniego LARPa organizowanego przez Krakowską Grupę Larpową minęło już ponad 2 miesiące. Forum ucichło, na blogu żadnych relacji, a od czasu do czasu ktoś cicho wypytywał kiedy coś zorganizujemy. Po perturbacjach z nieudanym "Weekendem z KGLem" uderzamy na nowo. Tym razem LARP w mało eksploatowanej przez nas konwencji SF - LARP Cień Czerwonej Planety.

Najpierw parę słów o tle fabularnym. Mamy XXV wiek, ludzkość opuściła Ziemię i rozpoczęła kolonizację Układu Słonecznego. Na Marsie znajduje się stała, wysoko rozwinięta kolonia którą zamieszkują setki tysięcy kolonistów. Badania naukowe objęły także Deimosa i Phobosa - dwa księżyca Czerwonej Planety. Na tym pierwszym znajduje się Astrum - naukowa stacja zajmująca się badaniem wody zgromadzonej w zacienionych kraterach satelity. Przecież istnieje teoria, że Deimos był jedynie asteroida która została złapana w pole grawitacyjne Marsa. Naukowcy z Astrum wydobyli z lodu organiczne pozostałości i sklonowali organizmy żywe otrzymując zupełnie nowy gatunek roślin. Czyżby to pierwsze ślady pozaziemskiego życia? Jakie jeszcze tajemnice może kryć przybysz spoza naszego układu?

Tyle fabularnego wstępu. Jako że tym razem ominęły mnie zaszczytne stanowiska Mistrza Gry lub NPCa mogłem spokojnie wybrać postać i martwić się jedynie skombinowaniem jakiegoś odpowiedniego stroju. Wśród ról do wyboru byli pracownicy stacji naukowej - począwszy od personelu naukowego, czyli geologów i biologów, poprzez techników i informatyków kończąc na androidach: towarzyskim i medycznym - oraz grupa przybyłych na Astrum studentów wraz z pilotem i pracownikiem korporacji. Po krótkim namyśle zdecydowałem się na tego ostatniego. Przyszykowałem marynarkę, teczkę, gustowne okularki i już mogłem robić za ważniaka - Petera Santui z Astrocolonization Corp.!

Moim zadaniem jako przedstawiciela korporacji było działanie pod przykrywką rutynowej kontroli, wszak to pieniądze Astrocolonization Corp. umożliwiają prowadzenie badań. Prawdziwe zadanie związane było z odkryciem obcych form życia na Marsie - roślinopodobnych istot, które potrafiły przejmować kontrole nad ludźmi. Raporty wskazywały na to, że naukowcy ze stacji Astrum znaleźli DNA tych istot i sklonowali jednego z obcych - nie wiadomo, czy już przejął nad kimś kontrole i jakie ma zamiary. Miałem ustalić kto mógł dostać się pod jego wpływ i zabezpieczyć teren. Okaz był potrzebny do badań.

Po przybyciu na stacje szybkim przywitaniu się z miejscowymi mogłem przejść do pracy. Na początku postanowiłem zapoznać się z sytuacją na Astrum. Wiele czasu poświęciłem rozmowom z naukowcami, żeby wyciągnąć od nich informacje o pobycie obcego na stacji. Oczywiście nie mogłem zdradzić swojego prawdziwego zadania ale w różny sposób starałem się wpłynąć na rozmówców nęcąc możliwością awansu, większymi subwencjami lub wspominając o zagrożeniu dla członków ekspedycji. Niestety długie rozmowy nie przyniosły oczekiwanych efektów.

W miedzy czasie na stacji działo się wiele rzeczy. Co raz włączał się alarm, blokowały się grodzie pomiędzy poszczególnymi pomieszczeniami i zdarzało się, że byliśmy uwięzienie w jednym pomieszczeniu na kilkanaście dobrych minut. Do tego dowódca stacji wraz ze świtą techników przez cały czas biegał po placówce w nieznajomym mi celu, a próby wyciągnięcia informacji o tym co dzieje się ze stacją spełzły na niczym. Nalegania pani pilot i niektórych studentów, namawiające do powrotu spotykały się z moim sprzeciwem - wciąż miałem misję do wykonania. Na domiar złego na stacji dał o sobie znać sabotażysta - został uszkodzony statek którym przybyliśmy i nie mogliśmy opuścić stacji aż do przybycia ekipy ratunkowej.

Wreszcie ujęto jednego ze studentów, który ukradł broń pani pilot. Udało mi się przesłuchać domniemanego sabotażystę i ten przyznał się, że jest z konkurencyjnej korporacji, która chciała podpatrzeć działania naszej placówki badawczej. Niestety to nie przybliżało mnie do wykonania zadania. Sabotaże nie kończyły się - oba androidy zostały przeprogramowane i ich zachowanie sprawiło, że niezbędne było permanentne wyłączenie.

Na którymś etapie poszukiwania zacząłem prowadzić poważną rozmowę z kapitanem stacji. Zaczął mnie wypytywać o to czy posiadam kody dostępu do komputera stacji - uznali, że jako przedstawiciel korporacji powinienem mieć dostęp do takich informacji. Niestety nie miałem więc zaprzeczyłem i początkowo kapitan nie chciał mi uwierzyć. Zresztą musiał mnie potraktować paralizatorem i przeszukać moją teczkę żeby zrozumieć, że byliśmy po tej samej stronie barykady. Po niemiłych środkach ostrożności w końcu dogadaliśmy się. Okazało się, że kapitan wraz z technikami i informatykiem ustalili, że kolejny ze studentów może być bojowym cyborgiem, a pani geolog jest najprawdopodobniej "zarażona wirusem". O cyborgu nic wcześniej nie wiedziałem, ale "zakażenie" skojarzyłem z obecnością obcego. Okazało się że kapitan wraz z technikami nieświadomie odwalili robotę za mnie i pozostało tylko odpowiednio to wykorzystać. Niedługo przed ujawnieniem prawdy o cyborgu i zarażonych dostałem informacje od swoich przełożonych, że grupa uderzeniowa już zmierza na stacje i muszę ustalić kto jest obcym do ich przybycia. Czasu było co raz mniej.

Ostatnią sceną całego LARPa było wkroczenie oddziału. Wtedy mogłem przejąć inicjatywę i wskazać cele. Cyborg został unicestwiony, a obcy pojmani do dalszych badań. Co prawda przybysze oddali kontrole nad ludzkimi ciałami, to kazałem siłą korporacyjnym wziąć również roślinę, która za wszytko odpowiadała.

Mission Succes

Muszę przyznać że LARP wybitnie przypadł mi do gustu. Począwszy od luźnej konwencji, która nie wymagała specjalnego stroju (co zawsze jest moją bolączką), po zadania i jego wykonanie. Gdy w czasie LARPa uda się wykonać zadania człowiek zawsze wysoko ocenia grę, ale pomijając subiektywne odczucia, Samalai jako MG pokazał się od najlepszej strony.

Bohaterowie i fabuła razem tworzyły harmonijną całość. SF w połączeniu z nieco już oklepanym intryganctwem wypadło zadziwiająco dobrze. Naprawdę nie było żadnej postaci, która nie pasowałaby do całości i każdy miał co robić (no może poza Kotem która jako android towarzyski została szybko wykluczona z rozgrywki i Toreadem, który podzielił jej los lecz w nieco późniejszym momencie LARPa). Wykorzystanie całego klubu Jędruś dało uczucie swobody, pozwoliło na sporo zakulisowych rozmów i oddawało klimat niedużej stacji kosmicznej.

Choć mówiłem, że konwencja nie była wymagająca i nie trzeba było się specjalnie wysilać przygotowując strój mimo to muszę pochwalić kilka osób. Toread jako android medyczny wyglądał kapitalnie i chyba najbardziej rzucał się w oczy, Yoru-mechanik z goglami na oczach powalała, a Raiza pokazała jak ze zwykłego ubrania można złożyć sugestywny strój pilota. Brawa dla wymienionych, a także tych których nie wymieniłem, lub nie dostrzegłem w swojej ignorancji.

No to na koniec - uważam, że to jeden z najlepszych LARPów Samalaia. Prosty, a zarazem z dużą ilością wątków, dający duże pole do popisu dla graczy i w miarę odporny na niespodziwane akcje uczestników. Do tego prosta mechanika, praktycznie niezauważalna i nie odciągająca od klimatu gry. LARP bliski mojemu ideałowi. Jak widać odpoczynek od robienia LARPów dał efekty! Oby tak dalej trzymać wysoką formę.

1 komentarz: