Data: 14 lutego 2008
Miejsce: Dom kultury Jędruś
Krakowska Grupa Larpowa snem zimowym nie sypia i z tego prostego powodu w minionym tygodniu odbył się kolejny z zapowiadanych LARPów. Tym razem nasi larpowicze przenieśli się do Rokuganu - świata znanego z gry RPG - Legendy Pięciu Kręgów. Do tego LARP był już niegdyś prowadzony przez KGL, a było to na Telepie 2008, zeszłorocznym krakowskim konwencie. Relacje z tamtego wydarzenia oczywiście znajdziecie tutaj - jakby ktoś chciał sobie porównać.
Na początek krótko przypomnę o co chodziło w scenariuszu. Daymio rodziny Daidoji, z klanu Żurawia posiadał jedyną córkę - Seyko. Będąc zatroskany o jej losy (i pozycję swojego rodu) postanowił wydać tradycyjny turniej na którym miał zostać wyłoniony najgodniejszy samurai i tym samym kandydat na małżonka. Co prawda w turnieju brały też udział samuraj-ko, lecz dla nich nagrodą była sława pośród zebranych. Całość miała miejsce na dworze Daymio Daidoji (w tej roli Ertai), a prócz niego o przebieg turnieju dbało dwóch wiernych sługów: Daidoji Nobei - mistrz ceremonii i yojimbo (w tej roli moja skromna osoba), oraz Shosuro Hetomi - mistrzyni ceremonii (Meg). Splendoru wystawnemu dworowi dodawała obecność dwórki z rodu Kakita (Kot) oraz gejszy (Chinka). Nie można w tym wyliczeniu pominąć najważniejszej osoby, czyli Daidoji Seyko - córki daymio na wydaniu (w tej roli Wolfi).
LARP wystartował ze sporym opóźnieniem, z uwagi na słabe samopoczucie głównego MG (co zostaje mu wybaczone ;) i problemy z dojazdem. Gdy wreszcie już wszyscy gracze byli obecni mogliśmy zacząć grę. Zaczęło się podobnie jak ostatnim razem - od prezentacji i powitania przybyłych przedstawicieli wszystkich klanów. Po części oficjalnej goście mogli rozpocząć ucztowanie, a gracze wykonywanie swoich zadań. LARP, podobnie jak jego poprzednia edycja na Telepie, nieco różnił się od innych. Scenariusz nie był skonstruowany na zasadzie różnych zadań dla poszczególnych graczy. Zamiast tego wszyscy grający mieli jeden cel - zdobyć rękę Daidoji Seyko (córki daymio) i rzecz jasne przeszkodzić w tym innym kandydatom. Do tego celu mogli wykorzystywać specjalne zdolności swoich klanów, oraz losowane przed rozpoczęciem gry przedmioty i szantaże (których można było użyć przeciwko innym graczom, lub dla zwiększenia własnej Chwały). Słowem z założenia każdy turniej może być niepowtarzalny, gdyż mamy element losowy, stąd zresztą decyzja o ponownym rozegraniu tego samego LARPa.
Wyłonienie zwycięzcy miało odbyć się dzięki przeprowadzeniu szeregu konkursów, w których przedstawiciele każdego z klanu mogli się wykazać. Lista konkurencji obejmowała:
Jak widać LARP nastawiony był na odgrywanie skomplikowanych reguł panujących wśród samurajów. Bushido, honor, chwała i etykieta - w tych słowa można streścić cały klimat gry. A przynajmniej takie były założenia. Na Turnieju było sporo nowych osób, takich które po raz pierwszy brały udział w LARPie, lub po raz pierwszy spotykały się z uniwersum Legendy Pięciu Kręgów co trochę utrudniało poruszanie się w przyjętej konwencji. Niestety tak już jest z LARPami na podstawie RPGów - jak ktoś nie zna świata to może się okazać, że nie będzie się bawił na równi z resztą. Nie mniej jednak z nowych osób w KGLu się cieszę i mam nadzieję, że się do nas nie zrażą i pojawią się częściej.
Z uwagi na to, że gra zaczęła się później niektórzy musieli opuścić LARPa (np. przez efektowne seppuku) tym samym zmniejszając liczebność niektórych klanów co nieco zachwiało równowagą rozgrywki. Kolejne konkursy nieco się przeciągały i widać było zmęczenie niektórych grających, szczególnie tych słabiej zaznajomionych z realiami. Do tego mniej więcej w połowie LARPa co chwilę dochodziło do pojedynków między samurajami i co raz więcej padało trupów ("niech ktoś wezwie eta!"). Podobnie jak ostatnim razem kiedy prowadziliśmy Turniej - zrobiła nam się trochę krwawa jatka. Ale tak to jest jak samuraj wybiera śmierć nad stratę jednego Punktu Honoru.
Końcówka była jeszcze bardziej dramatyczna. Gdy już ustaliliśmy, po podsumowaniu punktów Chwały, który z klanów zasłużył na tytuł najgodniejszego postanowiliśmy ogłosić zwycięzcę. Najgodniejszy okazał się być samuraj z klanu Smoka (Procent), jednak ten odrzucił możliwość ożenku odkładając swoje daisho i deklarując wstąpienie do zakonu. Drugim z kolei kandydatem był samuraj z klanu Lwa (Gruby), gdy jednak zostało to ogłoszone stało się coś czego nikt się nie spodziewał. Seyko, wziętym nie wiadomo skąd mieczem, błyskawicznie zadała sobie śmiertelny cios. Ojciec z łzami padł w jej stronę a ja, jako yojimbo, który przysiągł na honor swojej rodziny, że będzie bronił swojego Daymio i jego córki, musiałem popełnić seppuku. Niedługo później zakończyliśmy całego LARPa sceną w której Daymio Daidoji pogrążony w żalu po stracie jedynej córki również odbiera sobie życie.
Pisałem, że końcówka gry była zaskakująca i rzeczywiście tak było - nie spodziewałem się tego że jeden z NPCów zagra na własną rękę. Bycie NPCem do mimo wszystko wymagające zadanie. NPC to nie gracz - przeważnie nie ma swoich zadań i stanowi jedynie tło dla całej gry. NPCowie są właśnie po to, żeby inni gracze mogli się bawić i każdy kto bierze na siebie taką role musi mieć to na uwadze. Stąd też chyba nie każdy nadaję się do tej roli. Szczególnie, że nie przemawia do mnie sytuacja, w której córka daymio zabija się dla jakieś miłości (i z tego co do mnie dotarło - dla innej kobiety!) narażając na szwank honor całej rodziny i okrywając hańbą ojca i przodków. Rzecz zupełnie nie do pomyślenia w kulturze Rokuganu. Pomijam już jakże oczywistą kwestię, że będąc NPCem miała swoje określone zadanie do wykonania - nie mniej nie więcej.
Jak zwykle muszę pochwalić grających za przygotowanie strojów - szczególnie do gusty przypadły mi przebrania Procenta, Chinki i Mnicha. Ja oczywiście nie mam się co porównywać z wyżej wymienionymi, gdyż mój strój był raczej przygotowany na szybko i bez żadnego wsparcia finansowego. Rokugańskiego klimatu dodawały przygotowany posiłek - sushi i herbata. Poczęstunek może skromny, ale jako rekwizyt spełniał świetnie swoją rolę. Oczywiście nie zabrakło też sporej ilości imitacji katan i oraz bokkenów - samurajowie mogli dumnie paradować z mieczami przy boku. Całości klimatu dopełniała muzyka o brzmieniu orientalnym, na początku dobrze słyszalna, która jednak potem ucichła, albo zupełnie zlała się z gwarem rozmów, gdyż nie pamiętam bym później ją słyszał.
Żałuję trochę, że jako NPC nie otrzymałem całości scenariusza wcześniej. Mógłbym się zapoznać z wszystkimi rolami, a tak nie raz w czasie LARPa byłem zaskakiwany jakimiś specjalnymi zdolnościami poszczególnych bohaterów, o których nie miałem bladego pojęcia. Przez to co jakiś czas musiałem się odwoływać do MG (Samalaia), żeby upewnić się co do tych wątpliwości. Może nie było to takie uciążliwe ale wcześniejsze "przygotowanie" mogło wpłynąć na usprawnienie rozgrywki.
Jako Mistrz ceremonii miałem do przeprowadzenia trzy konkursy - polowanie, przechwałki i pojedynki (pozostałe przeprowadzała druga mistrzyni - Shosuro Hetomi). Wszystkie trzy przebiegły całkiem sprawnie, choć może trzeba było zacząć je nieco wcześniej - LARP nie przedłużałby się tak strasznie. Zresztą konkursy pani Shosuro też sporo czasu zajęły i miały swój udział w przeciąganiu całego LARPa. Jako NPC bawiłem się naprawdę dobrze - moje zadanie ograniczało się do zapowiadania kolejnych konkursów, rozstrzygania czy pojedynki są zasadne i bronienia daymio i jego rodziny. Gdy akurat nie miałem nic do roboty przechadzałem się z groźną miną po sali pilnując porządku i zabawiając gości rozmową.
Może wreszcie czas na podsumowanie? LARP moim zdaniem bardzo dobry, choć pod koniec nieco się rozjechał (duża ilość trupów i przeciągające się konkursy). Ciekawie wypadła strona wizualna LARPa - sporo rekwizytów i poczęstunki dla przybyłych dodały sporo kolorytu i nieco egzotyki. Myślę, że ten aspekt przygotowania wszyscy docenili. No i niestety tym razem oprócz zawsze niepewnego czynnika jakim jest nieprzewidywalność graczy doszła zaskakująca nieprzewidywalność NPCów. Jak widać z każdego przeprowadzonego LARPa można się czegoś nauczyć.
PS: Larpowicze, podobnie jak RPGowcy to nerdy. Straszne nerdy. Żeby LARPa robić w Walentynki? Nerds!
Miejsce: Dom kultury Jędruś
Krakowska Grupa Larpowa snem zimowym nie sypia i z tego prostego powodu w minionym tygodniu odbył się kolejny z zapowiadanych LARPów. Tym razem nasi larpowicze przenieśli się do Rokuganu - świata znanego z gry RPG - Legendy Pięciu Kręgów. Do tego LARP był już niegdyś prowadzony przez KGL, a było to na Telepie 2008, zeszłorocznym krakowskim konwencie. Relacje z tamtego wydarzenia oczywiście znajdziecie tutaj - jakby ktoś chciał sobie porównać.
Na początek krótko przypomnę o co chodziło w scenariuszu. Daymio rodziny Daidoji, z klanu Żurawia posiadał jedyną córkę - Seyko. Będąc zatroskany o jej losy (i pozycję swojego rodu) postanowił wydać tradycyjny turniej na którym miał zostać wyłoniony najgodniejszy samurai i tym samym kandydat na małżonka. Co prawda w turnieju brały też udział samuraj-ko, lecz dla nich nagrodą była sława pośród zebranych. Całość miała miejsce na dworze Daymio Daidoji (w tej roli Ertai), a prócz niego o przebieg turnieju dbało dwóch wiernych sługów: Daidoji Nobei - mistrz ceremonii i yojimbo (w tej roli moja skromna osoba), oraz Shosuro Hetomi - mistrzyni ceremonii (Meg). Splendoru wystawnemu dworowi dodawała obecność dwórki z rodu Kakita (Kot) oraz gejszy (Chinka). Nie można w tym wyliczeniu pominąć najważniejszej osoby, czyli Daidoji Seyko - córki daymio na wydaniu (w tej roli Wolfi).
LARP wystartował ze sporym opóźnieniem, z uwagi na słabe samopoczucie głównego MG (co zostaje mu wybaczone ;) i problemy z dojazdem. Gdy wreszcie już wszyscy gracze byli obecni mogliśmy zacząć grę. Zaczęło się podobnie jak ostatnim razem - od prezentacji i powitania przybyłych przedstawicieli wszystkich klanów. Po części oficjalnej goście mogli rozpocząć ucztowanie, a gracze wykonywanie swoich zadań. LARP, podobnie jak jego poprzednia edycja na Telepie, nieco różnił się od innych. Scenariusz nie był skonstruowany na zasadzie różnych zadań dla poszczególnych graczy. Zamiast tego wszyscy grający mieli jeden cel - zdobyć rękę Daidoji Seyko (córki daymio) i rzecz jasne przeszkodzić w tym innym kandydatom. Do tego celu mogli wykorzystywać specjalne zdolności swoich klanów, oraz losowane przed rozpoczęciem gry przedmioty i szantaże (których można było użyć przeciwko innym graczom, lub dla zwiększenia własnej Chwały). Słowem z założenia każdy turniej może być niepowtarzalny, gdyż mamy element losowy, stąd zresztą decyzja o ponownym rozegraniu tego samego LARPa.
Wyłonienie zwycięzcy miało odbyć się dzięki przeprowadzeniu szeregu konkursów, w których przedstawiciele każdego z klanu mogli się wykazać. Lista konkurencji obejmowała:
- Gra Feniksa - w którym samurajowie wykazywali się kunsztem malowania.
- Gra Smoka – w której trzeba było odpowiedzieć na zadane zagadki,
- Gra Skorpiona - w której samurajowie wykazywali się sztuką uwodzenia,
- Gra Kraba - w której zwycięzcą został autor najbardziej zajmującej opowieści.
- Gra Lwa - w której każdy samuraj wychwalał swoje czyny przed dworem
- Gra Jednorożca - w której trzeba było upolować straszliwego chomika-samuraja buszującego po zamku
- Gra Żurawia – w której trzeba było zmierzyć się w pojedynku z samym yojimbo
Jak widać LARP nastawiony był na odgrywanie skomplikowanych reguł panujących wśród samurajów. Bushido, honor, chwała i etykieta - w tych słowa można streścić cały klimat gry. A przynajmniej takie były założenia. Na Turnieju było sporo nowych osób, takich które po raz pierwszy brały udział w LARPie, lub po raz pierwszy spotykały się z uniwersum Legendy Pięciu Kręgów co trochę utrudniało poruszanie się w przyjętej konwencji. Niestety tak już jest z LARPami na podstawie RPGów - jak ktoś nie zna świata to może się okazać, że nie będzie się bawił na równi z resztą. Nie mniej jednak z nowych osób w KGLu się cieszę i mam nadzieję, że się do nas nie zrażą i pojawią się częściej.
Z uwagi na to, że gra zaczęła się później niektórzy musieli opuścić LARPa (np. przez efektowne seppuku) tym samym zmniejszając liczebność niektórych klanów co nieco zachwiało równowagą rozgrywki. Kolejne konkursy nieco się przeciągały i widać było zmęczenie niektórych grających, szczególnie tych słabiej zaznajomionych z realiami. Do tego mniej więcej w połowie LARPa co chwilę dochodziło do pojedynków między samurajami i co raz więcej padało trupów ("niech ktoś wezwie eta!"). Podobnie jak ostatnim razem kiedy prowadziliśmy Turniej - zrobiła nam się trochę krwawa jatka. Ale tak to jest jak samuraj wybiera śmierć nad stratę jednego Punktu Honoru.
Końcówka była jeszcze bardziej dramatyczna. Gdy już ustaliliśmy, po podsumowaniu punktów Chwały, który z klanów zasłużył na tytuł najgodniejszego postanowiliśmy ogłosić zwycięzcę. Najgodniejszy okazał się być samuraj z klanu Smoka (Procent), jednak ten odrzucił możliwość ożenku odkładając swoje daisho i deklarując wstąpienie do zakonu. Drugim z kolei kandydatem był samuraj z klanu Lwa (Gruby), gdy jednak zostało to ogłoszone stało się coś czego nikt się nie spodziewał. Seyko, wziętym nie wiadomo skąd mieczem, błyskawicznie zadała sobie śmiertelny cios. Ojciec z łzami padł w jej stronę a ja, jako yojimbo, który przysiągł na honor swojej rodziny, że będzie bronił swojego Daymio i jego córki, musiałem popełnić seppuku. Niedługo później zakończyliśmy całego LARPa sceną w której Daymio Daidoji pogrążony w żalu po stracie jedynej córki również odbiera sobie życie.
Pisałem, że końcówka gry była zaskakująca i rzeczywiście tak było - nie spodziewałem się tego że jeden z NPCów zagra na własną rękę. Bycie NPCem do mimo wszystko wymagające zadanie. NPC to nie gracz - przeważnie nie ma swoich zadań i stanowi jedynie tło dla całej gry. NPCowie są właśnie po to, żeby inni gracze mogli się bawić i każdy kto bierze na siebie taką role musi mieć to na uwadze. Stąd też chyba nie każdy nadaję się do tej roli. Szczególnie, że nie przemawia do mnie sytuacja, w której córka daymio zabija się dla jakieś miłości (i z tego co do mnie dotarło - dla innej kobiety!) narażając na szwank honor całej rodziny i okrywając hańbą ojca i przodków. Rzecz zupełnie nie do pomyślenia w kulturze Rokuganu. Pomijam już jakże oczywistą kwestię, że będąc NPCem miała swoje określone zadanie do wykonania - nie mniej nie więcej.
Jak zwykle muszę pochwalić grających za przygotowanie strojów - szczególnie do gusty przypadły mi przebrania Procenta, Chinki i Mnicha. Ja oczywiście nie mam się co porównywać z wyżej wymienionymi, gdyż mój strój był raczej przygotowany na szybko i bez żadnego wsparcia finansowego. Rokugańskiego klimatu dodawały przygotowany posiłek - sushi i herbata. Poczęstunek może skromny, ale jako rekwizyt spełniał świetnie swoją rolę. Oczywiście nie zabrakło też sporej ilości imitacji katan i oraz bokkenów - samurajowie mogli dumnie paradować z mieczami przy boku. Całości klimatu dopełniała muzyka o brzmieniu orientalnym, na początku dobrze słyszalna, która jednak potem ucichła, albo zupełnie zlała się z gwarem rozmów, gdyż nie pamiętam bym później ją słyszał.
Żałuję trochę, że jako NPC nie otrzymałem całości scenariusza wcześniej. Mógłbym się zapoznać z wszystkimi rolami, a tak nie raz w czasie LARPa byłem zaskakiwany jakimiś specjalnymi zdolnościami poszczególnych bohaterów, o których nie miałem bladego pojęcia. Przez to co jakiś czas musiałem się odwoływać do MG (Samalaia), żeby upewnić się co do tych wątpliwości. Może nie było to takie uciążliwe ale wcześniejsze "przygotowanie" mogło wpłynąć na usprawnienie rozgrywki.
Jako Mistrz ceremonii miałem do przeprowadzenia trzy konkursy - polowanie, przechwałki i pojedynki (pozostałe przeprowadzała druga mistrzyni - Shosuro Hetomi). Wszystkie trzy przebiegły całkiem sprawnie, choć może trzeba było zacząć je nieco wcześniej - LARP nie przedłużałby się tak strasznie. Zresztą konkursy pani Shosuro też sporo czasu zajęły i miały swój udział w przeciąganiu całego LARPa. Jako NPC bawiłem się naprawdę dobrze - moje zadanie ograniczało się do zapowiadania kolejnych konkursów, rozstrzygania czy pojedynki są zasadne i bronienia daymio i jego rodziny. Gdy akurat nie miałem nic do roboty przechadzałem się z groźną miną po sali pilnując porządku i zabawiając gości rozmową.
Może wreszcie czas na podsumowanie? LARP moim zdaniem bardzo dobry, choć pod koniec nieco się rozjechał (duża ilość trupów i przeciągające się konkursy). Ciekawie wypadła strona wizualna LARPa - sporo rekwizytów i poczęstunki dla przybyłych dodały sporo kolorytu i nieco egzotyki. Myślę, że ten aspekt przygotowania wszyscy docenili. No i niestety tym razem oprócz zawsze niepewnego czynnika jakim jest nieprzewidywalność graczy doszła zaskakująca nieprzewidywalność NPCów. Jak widać z każdego przeprowadzonego LARPa można się czegoś nauczyć.
PS: Larpowicze, podobnie jak RPGowcy to nerdy. Straszne nerdy. Żeby LARPa robić w Walentynki? Nerds!
W ramach wyjaśnienia - Seyko zabiła się mieczem Mirumoto Sajina (czyli mojej postaci ;)) zostawionym przed daymio, po deklaracji wstąpienia do klasztoru.
OdpowiedzUsuńA swoją drogą - znów nieudane walentynki - miałem romans z Panią Smok, z Panią Krab i jeszcze mogłem mieć za żonę Seyko. I jak zwykle nic z tego nie wyszło... A mogło być tak pięknie...
Ja bawiłam się na larpie dobrze, jednak czuje się zawiedziona spiskiem NPCa z graczem... Wolfi wykorzystała swoją postać...
OdpowiedzUsuńChoć larp uważam za udany ;) Czekam na następny :P