04 stycznia 2010

Avatar - wrażenia

14:24 Posted by Grzegorz A. Nowak 3 comments
Wczoraj wreszcie udało mi się zobaczyć Avatara - najnowsze dzieło Jamesa Camerona. Filmu nie trzeba nikomu przedstawiać - medialny szum, kampania reklamowa i głośne zapowiedzi nie pozwoliły chyba nikomu nie widzieć o co chodzi. Dodajmy, że wcześniej była to najbardziej wyczekiwana premiera zeszłego roku to nie trudno się domyśleć, że i ja nie mogłem przejść obojętnie obok takiego filmu. Szczególnie, że wizualnie zapowiadała się prawdziwa uczta. Jakie jest więc to nowe dzieło Camerona?

Przed wyprawą do kina słyszałem różne opinie, czytałem różne recenzje, ale i tak czekałem z oceną do końca seansu. Problem w tym, że już na początku filmu wsiąkłem w magiczny świat Avatara, który po ponad 2,5 godziny boleśnie wypluł mnie z powrotem do szarej rzeczywistości. Aż zał było wychodzić z kina, bo choć własne siedzenie dawało się we znaki, to ochota oglądania przepięknego świata zawieszonego gdzieś pośród odległych gwiazd nadal nie mijała.

Jestem zachwycony tym filmem. Wrażenie jeszcze nie opadło. Przed seansem wielokrotnie słyszałem głosy o braku, czy też "denności" fabuły. Śpieszę dementować pogłoski - fabuła jest, może nie powala na kolana, nie zaskakuje zwrotami akcji, ale całkiem zgrabnie towarzyszy i wciąga przez cały czas. Powiedziałbym bardziej, że Avatar to ograne motywy, znane z innych produkcji, ale podane w tak ciekawy i zachwycający sposób, że nie ma czego żałować.

To co jednak powala w kinie to oczywiście efekty specjalne. Cameron dzięki technologii 3D stworzył coś magicznego. Oglądając film ma się wrażenie, że towarzyszysz bohaterom, że jesteś w środku wydarzeń. Sala kinowa i widzowie gdzieś znikają - zostaje sam świat Avatara. Jednak zdziwiony będzie ten, kto będzie szukał jakiegoś super-efekciarskiego 3d: Cameron zamiast w tanie efekciarstwo poszedł w realistyczną głębię. Nie ma tu zbyt wiele elementów filmu, które wystając z ekranu wręcz atakują widza - co jest charakterystyczne dla wielu produkcji 3d. To co zaproponował reżyser Avatara znacznie bardziej do mnie przemawia - może jest mniej efekciarskie, ale sprawia, że obraz zyskuje szczyptę realizmu. To bardzo pomaga "wsiąknąć" w świat na ekranie.

Sama planeta na której dzieje się akcja filmu, Pandora, jest przepiękna. Właśnie - piękna, to jest słowo które opisuje wrażenie jakie wywarło na mnie przedstawienie flory, fauny i rozumnych istot w Avatarze. Do tego po raz pierwszy siedząc w kinie byłem zachwycony kolorami - piszę to z pełną powagą - w tym filmie kolory zachwycają. Ich głębia, wyrazistość, nasycenie - wszytko to bajkowe i baśniowe, ale mimo to ogromnie realistyczne, co jeszcze bardziej potęguje wrażenie.

Na koniec Na'vi - rozumna rasa zamieszkująca Pandorę. Kiedy zobaczyłem pierwsze screeny i trailery z Avatara, jakoś nie przypadły mi do gust te smerfopodobne humanoidy. Jednak po bliższym spotkaniu całe błędne wrażenie znika - lubię tych Na'vi, lubię ich język, sposób wyrażania się i poruszania się. No i Neytiri- choć to postać całkowicie cyfrowa, to jedna z najlepszych kreacji aktorskich w filmie.

Tak wiem - to co piszę to same peany i zachwyt nad dziełem Camerona. Nie jest to film rewelacyjny, ale za to jest to bardzo dobry film z elementami S-F. Jeśli do tej pory jeszcze się wahaliście czy pójść, moja rada - idźcie! Choćby z tego prostego powodu, żeby wyrobić sobie o nim zdanie. No i nie zapominajcie, że będą go wyświetlać w kinach jeszcze przez jakiś miesiąc - potem już nigdy (poza jakimiś sporadycznymi nocami-maratonami 3D) nie będziecie mieli okazji zobaczyć go w 3D. A za 2D nie ma co się brać - ci którzy w swoim nieprzebranym sprycie ściągnęli sobie film z neta i teraz go krytykują wyrządzili sobie krzywdę i są sami sobie winni - bo to zupełnie co innego.

3 komentarze:

  1. Wielkie dzięki Mori - fatalna literówka, którą w pośpiechu nie wychwyciłem.

    Już poprawione - dzięki za czujność!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznam, że ja też byłem zachwycony filmem. Był ładny. Bardzo ładny. Fabuła była ładna, grafika była ładna...

    TAM WSZYSTKO BYŁO ŁADNE

    I wiem, że znów chce mieć ogon ^^'

    Co do kultury obcych straszny PLUS za to, ze oni sami siebie nazywali per "Ludzie". Zazwyczaj w S-F nazywają się sami inaczej:

    "My jesteśmy Borg"

    I inne :P

    Wiesz chyba o co mi chodzi.

    OdpowiedzUsuń