12 października 2008

LARP: Wariatkowo - relacja

19:42 Posted by Grzegorz A. Nowak , 1 comment

Data: 27 września 2008

Miejsce: Dom kultury Jędruś

Kolejny miesiąc, kolejny LARP - ta zależność powoli staje się tradycją w Larpowni. Odkąd zwiększyła nam się ilość stałych członków Grupy, powracamy do pierwotnego założenia organizowania gier średnio raz, dwa razy w miesiącu. Szczególnie, że wraz ze wzrostem ilości graczy, zwiększyła się też ilość potencjalnych Mistrzów Gry, którzy chcieliby spróbować swoich sił w organizacji. Niech zaświadczy o tym fakt, że co chwilę słyszę o kolejnych pomysłach na nowe konwencje czy fabuły i to nawet od całkiem "świeżych" graczy.

O pomyśle na LARPa w klimatach domu wariatów słyszałem już jakiś czas temu i przyznam bardzo mi się spodobał - zupełna odskocznia od proponowanych do tej pory klimatów. Za szybkim zorganizowaniem takiego pomysłu przemawiała osoba Misztrza Gry (czy raczej Mistrzyni) którym była Meg i to, że scenariusz był już testowany. Po raz pierwszy Meg prowadziła go na jakimś konwencie (niestety nie pamiętam na jakim), ale większość ludzi z KGLu nie miała okazji wtedy grać, więc można było spokojnie poprowadzić go jeszcze raz. W tym wypadku nie potrzebna była żadna "kuratela Zarządu", po prostu oddaliśmy wszystko w ręce Meg i czekaliśmy na efekty jej przygotowań.

LARP odbył się w zupełnie nowym miejscu. Do tej pory lokalizacje ograniczały się do Starej Piekarni, konwentowych sal, lub otwartej przestrzeni (Bagrów), ale nowe znajomości, jakimi zaowocował Telep 2008, otworzyły nam dostęp do nowego miejsca. Był nim Osiedlowy Dom Kultury Jędruś. Swoją droga to świetne lokalizacja! Ogromna sala, do tego dodatkowe, mniejsze pomieszczenia z których można korzystać, no i w sobotę miejsce jest zupełnie puste, więc można z niego korzystać praktycznie bez ograniczeń. Jędruś otwiera przed nami ogromne możliwości i pomysły na wykorzystanie tego atutu nieustannie kotłują mi się w głowie.

Ale ważniejszy od samego miejsca jest przecież LARP. Jak wypadł, jak przedstawiała się fabuła i jak bawili się gracze? Może zaczniemy tradycyjnie od scenariusza. Miejsce akcji to bliżej nieokreślony szpital psychiatryczny w bliżej nieokreślonym miejscu (i świecie). Jego mieszkańcami był prawie 20 pacjentów z różnymi chorobami umysłowymi od patologicznego kłamania, przez manię prześladowczą po rozdwojenie jaźni. Bohaterowie przeznaczeni do gry byli bardzo zróżnicowani i jeden lepszy od drugiego. Krótkie zapowiedzi na forum dawały spore pole do interpretacji i dzięki temu stworzyła nam się plejada iście porąbanych postaci. Oprócz bohaterów-pacjentów w grze uczestniczyło 3 BNów-upiorów, którzy odzwierciedlali wewnętrzne głosy, skołowane zmysły i szaleńcze podszepty, jakie towarzyszyły każdemu z osadzonych w szpitalu (w tych rolach Ertai, Lilian i Samalai).

Mnie udało się dostać rolę Spiska - szaleńca owładniętego manią prześladowczą, podszytą setką rożnych teorii spiskowych. Rola jaką dostałem niewiele się różniła od krótkiego opisu na forum, więc odgrywanie postaci przyszło mi z łatwością. Postawiłem na coś pomiędzy Bradem Pittem z 12 małp i kilkoma przykładami szaleńców z X-Filesów. Nie mnie oceniać jak wypadłem w tej roli, ale bawiłem się naprawdę świetnie! Jak już jestem przy rolach moje prywatne nagrody za kreacje postaci powinni dostać Procent za Doktora Sputnika, przeświadczonego o skuteczności terapii wstrząsowej, oraz Anxvietas jako Przygłup ubrany w za duże spodnie z szelkami i rewelacyjną kolorową czapeczkę z daszkiem. No brawa panowie!

Moimi zadaniami było uzyskanie kilku pigułek róznych kolorów, oraz odkrycie co się właściwie dzieje w tym szpitalu. A działo się wiele. Po jakimś czasie pojawiły się pogłoski o demonie, który miał zagrażać wszystkim pacjentom (choć wśród szaleńców cieżko było określić co tak naprawdę nam zagrażało). Pierwotne obawy się potwierdziły, gdy coś nieustannie próbowało się przedżeć przez drzwi wejściowie, jeden z pacjętów uważający się za czarodzieja próbował odprawiać jakiś rytuał, a co jakiś czas bez przyczyny gineli poszczególni uszestnicy całej zabawy. Ja w tym wszystkim starałem się rozwiązać kolejny spisek agencji rządowych, który z pewnością stał za tym całym zamieszaniem. Współpraca układała się dziwacznie, żeby nie powiedzieć szaleńczo. Odgrywanie wariata, który próbuje sie dogadać z innymi wariatami w akompaniamencie ciągłych podszeptów złych mocy (tak chodzi tu m.in. o Ertaia) było nielada wyzwaniem.

LARP obfitował też w wiele zabawnych sytuacji. Do historii mojego larpowania przejdzie handel róznymi przedmiotami z Doktorem Sputnikiem. Tylko lekarze mogli mieć pigułki więc szybko skorzystałem z możliwości rozmowy z Doktorem. Wyglądał ona mniej więcej tak:

- Masz może pigułki?
- Tak, tak mam.
- A nie chciałbyś ich sprzedać?
- Chętnie! Wymieniam pigułki na wszystko co się da podłączyć do prądu. Sprawdzam oddziaływanie elektryczności na rózne substancje.
- Mam tutaj kartkę papieru!
- Papieru jeszcze nie podłączałem - biorę!
(później)
- Znów potrzebuje pigułki, ale mam coś lepszego niż ostatnio.
- Mianowicie? (doktor zaciera ręce)
- Kartkę z napisem!
- O! Świetnie! Biorę!
- Z napisem to będą dwie pigułki.
(doktor nerwowo patrzy na boki)
- No tak z napisem to będzie droższa. Niech będzie.

Dodam jeszcze, że później sprzedałem kartkę z mapą za trzy pigułki!

Niestety wszystkie wysiłki zmierzające do rozwiązanie tajemnicy demona, spisków i tajemniczych śmierci zakończył właśnie rzeczony Doktor Sputnik. Postanowił wprowadzić w życie pomysł na masową terapię wstrząsową i włączył system przeciwpożarowy, a następnie podłączył go do wysokiego napięcia! Tym spektakularnym akcentem LARP zakończył się wraz z żywotami wszystkich pacjentów.

Nie byłbym sobą, gdybym nie napisał o kilku uchybieniach jakie zauważyłem. Questy z pigułkami dodane były trochę na siłę - każdy miał znaleźć kilka lekarstw, ale zbierał je dla samego zbierania. Wydaje mi się to zupełnie niepołączone z pozostałymi wątkami, w jakie uwikłane były postaci graczy (chyba, że po prostu nie znam całości scenariusza). Do tego na początku Meg przygotowywała rekwizyty na bieżąco, przez co odrazu było widać, które z nich są istotne dla fabuły, a które są tylko "zasłoną dymną". Jednak jak widać są to naprawde drobne uchybienia.

LARP bardzo mi się podobał. Niby negocjacyjny, ale osadzony w zupełnie nowej konwencji, co sprawiło, że był to najbardziej popieprzony LARP w jakiego grałem do tej pory. Odgruwanie szaleńca sprawiło mi sporo radości, a samo obserwowanie gromady ludzi, poprzebieranych w absurdalne stroje i wykonujący jeszcze bardziej absurdalne czynności (kiwanie się na stołku, walenie głową w ścianę czy jazda na hulajnodze) pozwalało poczuć się jak w środku groteski. Do tego prosty układ questów, brak mechaniki starć i nakręcająca się spirala śmierci (skąd my to znamy?) pozwoliła na uczestnictwo w zabawie bez zbędnych zgrzytów.

Nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć - to był naprawdę dobry LARP.

1 komentarz:

  1. Dziękuję za tak miłą ocenę mojego larpa ;) *tula* cieszę się że dobrze się bawiliście bo ja patrząc na was i skłaniając do spróbowania muffinków z nutellą też miałam dobrą zabawę ;)

    mam nadzieje że smakowały ^^

    Meg ^^

    OdpowiedzUsuń