Konwentów w Krakowie coraz mniej. W tym roku nie odbył się Krakon, Constar był ostatnim (i według zapowiedzi ekipy więcej nie będzie), a Imladris który zawsze był miłym akcentem na początek roku akademickiego również się nie odbędzie. Słowem Kraków - niegdyś konwentowa Mekka - powoli pustoszeje. Nie jestem weteranem konwentowym, ale wydaje mi się, że zamieranie ruchu konowego to ogólnopolska tendencja, co przyznam bardzo mnie niepokoi. Dlatego też wiadomość o nowym konwencie w Krakowie przyjąłem z radością. Telep 2008, to kolejna edycja znanego Teleportu, który przeniósł się do nas aż znad morza. Od połowy czerwca czekałem na tą imprezę i dziś, kiedy jest już po wszystkim mogę napisać co właściwie wyszło z tych nadziei.
Na teren konwentu przybyłem ok godziny 14:00, kiedy większość moich znajomych zaaklimatyzowała się juz na terenie szkoły. Pierwsze zaskoczenie (a będzie ich wiele) pojawiło się przy akredytacji. Jako MG prowadzący LARPa miałem mieć wejściówkę, ale okazało się, że na razie muszę wpłacić pełną akredytację, a pieniądze zostaną mi zwrócone później (!). W ten oto sposób zostałem z 10zł na cały konwent. Drugim zaskoczeniem był brak zwyczajowych plakietek, które zostały zastąpione paskami zaklejanymi na nadgarstku. Wedle zapewnień ludzi z akredytacji były wodoodporne i generalnie niezniszczalne. Dotarło do mnie wtedy, że mam z tą opaską chodzić przez 3 dni konwentu!
Procent i Mavr przechwycili mnie jeszcze w drodze do szkoły więc nie miałem problemów z dotarciem do naszej (czyli KGLu) sali, chyba że problemem nazwać moje dwukrotne zaliczenie gleby ze wszystkimi tobołami w czasie wędrówki po schodach. Salka w której mieliśmy zamieszkiwać do niedzieli była przytulna, wciśnięta na sam koniec korytarza na najwyższym piętrze. Jedyne co przeszkadzało to ciągłe bieganie 3 piętra w górę i w dół, ponieważ wszelkie atrakcje znajdowały się na parterze, ewentualnie na pierwszym piętrze.
Czas na kolejne zaskoczenie, kiedy już załatwiliśmy różne sprawy organizacyjne i mogliśmy wziąć się do korzystania z konwentu postanowiłem zaglądnąć do informatora. No właśnie - informator! Dopiero na górze zorientowałem się, że przy akredytacji nie dostałem nic takiego. Pytam więc współkonwentowiczów gdzie jest coś takiego po czym w odpowiedzi dostaje jedną kartkę formatu A4 z pomniejszonym informatorem. Był tak pomniejszony, że trzeba było do tego porządnej lupy. Kolejna wpadka techniczna organizatorów.
Czas na dygresję. Kiedy jechałem na Telepa nie sądziłem, że to będzie w sumie konwent mangowy. To znaczy wiedziałem, że w programie jest mnóstwo punktów dotyczących mangi i anime, ale nie byłem świadom tego co zobaczę na miejscu. To był mój pierwszy konwent mangowy więc nie trudno sobie wyobrazić jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem jak bardzo taka impreza różni się od konwentów fantastyczno-rpgowych do których przywykłem. Po pierwsze znacznie więcej płci pięknej ("istne lachonarium"), po drugie 60% uczestników w przedziale wiekowym 12-16 oraz, po trzecie, masa emo i ludzi z mangowymi uszkami. Naprawdę niezapomniane przeżycia.
Pierwszy dzień konwentu minął raczej mało ciekawie - szwendaliśmy się po rożnych miejscach, sporo czasu spędzając w Games Roomie. Szczerze powiedziawszy mało nas interesował program (który z trudem dało się odczytać), więc sami jakoś organizowaliśmy sobie czas. Jedynym punktem programu o jaki zahaczyliśmy był "konkurs wiedzy o grach". Stwierdziłem, że chce iść na konkurs, i udało mi się do tego namówić Szczeniaka, +1 i Meg. Najpierw mieliśmy problem ze znalezieniem sali (ciężko cokolwiek odczytać z programu i jeszcze brak mapki), a potem okazało się, że to tak naprawdę "konkurs o grach komputerowych Star Wars". I tak była nas tylko czwórka uczestników więc stwierdziliśmy, że zostajemy. Dzięki uczestnictwu (i kilku pytaniom ze SW: Republic Commando) udało mi się zając pierwsze miejsce i wygrać swoją pierwszą, i jak się okazało nie ostatnią, z nagród w konwentowych konkursach. Pierwszego dnia nie działo się nic godnego wymienienia, chyba że mnie pamięć zawodzi. Nawet poszliśmy spać niedługo po 24:00 (i tu kolejne zaskoczenie - na tym konwencie dało się znaleźć śpiących ludzi i zgaszone światła w salach już po 23:00!).
Prawdziwa zabawa miała się zacząć w sobotę. Dzień zaczęliśmy od wizyty na konkursie wiedzy o wiedźminie organizowanym przez Ausira. Znając doświadczenia dnia poprzedniego liczyłem na powtórkę z rozrywki. Pytania były już znacznie trudniejsze, ale przy niewielkiej ilości uczestników (znów 4 osoby) udało mi się po raz kolejny zając pierwsze miejsce i zgarnąć kolejną nagrodę! Królowały odpowiedzi "Jaskier" i "wiedźmin", ponieważ statystycznie musiało się znleźć pytanie do tych odpowiedzi. Tuż po zakończeniu konkursu szybko zabraliśmy się za organizację pierwszego LARPa KGLu - w klimatach Legendy 5 Kręgów. Potem wziąłem udział w LARPie Gasnących Słońc Grupy Feniksa (jakość gwarantowana) , a o 24:00 znów KGL przejął inicjatywę prowadząc LARPa Wampira: Maskarady. Cały dzień zszedł na larpowanie przetknięte krótką przerwą na jedzenie i Neuroshimę HEX w Games Roomie. Po 3 LARPach jednego dnia byłem zupełnie wycieńczony, ale dzięki temu konwentowa sobota urosła do miana najlepszego dnia całego Telepa. Wszsytkie LARPy opiszę dokładniej w nadchodzących bałaganowych notkach.
Niedziela to juz końcówka konwentu. Odwiedziliśmy kolejny konkurs Ausira - tym razem "wiedzy o robotach". Konkurs miał oszałamiający poziom trudności i ze swoim jednym punktem zająłem trzecie miejsce (!). Na 90 pytań padło zaledwie 6 poprawnych odpowiedzi, więc znów popisaliśmy się oszałamiającą wiedzą. Dzięki małej ilości uczestników znów załapałem się na nagrody - więcej szczęścia niż rozumu. Jak zawsze. Po konkursie jeszcze nie działo się już nic ciekawego - powoli zmierzaliśmy do finału konwentu i zasłużonego powrotu do domu. Na koniec musieliśmy wybrać: albo LARP Diuny, albo odprowadzamy Meg do pociągu. Wygrało to drugie, gdyż wystarczyło mi LARPów jak na ten konwent, a przecież nie mogliśmy zostawić drogiej Meg samej. Po tym mogliśmy udać się do domu na zasłużony odpoczynek.
Czas na podsumowanie. Konwent był chyba najgorzej zorganizowaną imprezą na jakiej byłem. Chaos i dezorganizacja czaiła się na każdym kroku, ale po pierwszym dniu narzekań dało się do tego przyzwyczaić. Całość konwentu ratowały świetne LARPy (KGL :D) oraz świetni ludzie. Dzieki LARPom poznałem kilku nowych ludzi, a larpownia ma nowych członków (mam nadzieję że na stałe). Ofensywa konwentowa zakończona sukcesem. No i na koniec - nigdy na konkursach nie obłowiłem się tak jak na Telepie! Ja chcę więcej takich konkursów, w których nagrody były za samo uczestnictwo!
PS: Tytuł posta pochodzi z konkursu "Randka w ciemno" którego wygrała Wolfi (w piątek wieczorem). Wtedy w komentarzach widowni padło stwierdzenie:
- Jaka jest nagroda?
- Pewnie wycieczka.
- Ale gdzie?
- Tam gdzie fandom ssie!
Stwierdzenie to stało się myślą przewodnią konwentu.
Na teren konwentu przybyłem ok godziny 14:00, kiedy większość moich znajomych zaaklimatyzowała się juz na terenie szkoły. Pierwsze zaskoczenie (a będzie ich wiele) pojawiło się przy akredytacji. Jako MG prowadzący LARPa miałem mieć wejściówkę, ale okazało się, że na razie muszę wpłacić pełną akredytację, a pieniądze zostaną mi zwrócone później (!). W ten oto sposób zostałem z 10zł na cały konwent. Drugim zaskoczeniem był brak zwyczajowych plakietek, które zostały zastąpione paskami zaklejanymi na nadgarstku. Wedle zapewnień ludzi z akredytacji były wodoodporne i generalnie niezniszczalne. Dotarło do mnie wtedy, że mam z tą opaską chodzić przez 3 dni konwentu!
Procent i Mavr przechwycili mnie jeszcze w drodze do szkoły więc nie miałem problemów z dotarciem do naszej (czyli KGLu) sali, chyba że problemem nazwać moje dwukrotne zaliczenie gleby ze wszystkimi tobołami w czasie wędrówki po schodach. Salka w której mieliśmy zamieszkiwać do niedzieli była przytulna, wciśnięta na sam koniec korytarza na najwyższym piętrze. Jedyne co przeszkadzało to ciągłe bieganie 3 piętra w górę i w dół, ponieważ wszelkie atrakcje znajdowały się na parterze, ewentualnie na pierwszym piętrze.
Czas na kolejne zaskoczenie, kiedy już załatwiliśmy różne sprawy organizacyjne i mogliśmy wziąć się do korzystania z konwentu postanowiłem zaglądnąć do informatora. No właśnie - informator! Dopiero na górze zorientowałem się, że przy akredytacji nie dostałem nic takiego. Pytam więc współkonwentowiczów gdzie jest coś takiego po czym w odpowiedzi dostaje jedną kartkę formatu A4 z pomniejszonym informatorem. Był tak pomniejszony, że trzeba było do tego porządnej lupy. Kolejna wpadka techniczna organizatorów.
Czas na dygresję. Kiedy jechałem na Telepa nie sądziłem, że to będzie w sumie konwent mangowy. To znaczy wiedziałem, że w programie jest mnóstwo punktów dotyczących mangi i anime, ale nie byłem świadom tego co zobaczę na miejscu. To był mój pierwszy konwent mangowy więc nie trudno sobie wyobrazić jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem jak bardzo taka impreza różni się od konwentów fantastyczno-rpgowych do których przywykłem. Po pierwsze znacznie więcej płci pięknej ("istne lachonarium"), po drugie 60% uczestników w przedziale wiekowym 12-16 oraz, po trzecie, masa emo i ludzi z mangowymi uszkami. Naprawdę niezapomniane przeżycia.
Pierwszy dzień konwentu minął raczej mało ciekawie - szwendaliśmy się po rożnych miejscach, sporo czasu spędzając w Games Roomie. Szczerze powiedziawszy mało nas interesował program (który z trudem dało się odczytać), więc sami jakoś organizowaliśmy sobie czas. Jedynym punktem programu o jaki zahaczyliśmy był "konkurs wiedzy o grach". Stwierdziłem, że chce iść na konkurs, i udało mi się do tego namówić Szczeniaka, +1 i Meg. Najpierw mieliśmy problem ze znalezieniem sali (ciężko cokolwiek odczytać z programu i jeszcze brak mapki), a potem okazało się, że to tak naprawdę "konkurs o grach komputerowych Star Wars". I tak była nas tylko czwórka uczestników więc stwierdziliśmy, że zostajemy. Dzięki uczestnictwu (i kilku pytaniom ze SW: Republic Commando) udało mi się zając pierwsze miejsce i wygrać swoją pierwszą, i jak się okazało nie ostatnią, z nagród w konwentowych konkursach. Pierwszego dnia nie działo się nic godnego wymienienia, chyba że mnie pamięć zawodzi. Nawet poszliśmy spać niedługo po 24:00 (i tu kolejne zaskoczenie - na tym konwencie dało się znaleźć śpiących ludzi i zgaszone światła w salach już po 23:00!).
Prawdziwa zabawa miała się zacząć w sobotę. Dzień zaczęliśmy od wizyty na konkursie wiedzy o wiedźminie organizowanym przez Ausira. Znając doświadczenia dnia poprzedniego liczyłem na powtórkę z rozrywki. Pytania były już znacznie trudniejsze, ale przy niewielkiej ilości uczestników (znów 4 osoby) udało mi się po raz kolejny zając pierwsze miejsce i zgarnąć kolejną nagrodę! Królowały odpowiedzi "Jaskier" i "wiedźmin", ponieważ statystycznie musiało się znleźć pytanie do tych odpowiedzi. Tuż po zakończeniu konkursu szybko zabraliśmy się za organizację pierwszego LARPa KGLu - w klimatach Legendy 5 Kręgów. Potem wziąłem udział w LARPie Gasnących Słońc Grupy Feniksa (jakość gwarantowana) , a o 24:00 znów KGL przejął inicjatywę prowadząc LARPa Wampira: Maskarady. Cały dzień zszedł na larpowanie przetknięte krótką przerwą na jedzenie i Neuroshimę HEX w Games Roomie. Po 3 LARPach jednego dnia byłem zupełnie wycieńczony, ale dzięki temu konwentowa sobota urosła do miana najlepszego dnia całego Telepa. Wszsytkie LARPy opiszę dokładniej w nadchodzących bałaganowych notkach.
Niedziela to juz końcówka konwentu. Odwiedziliśmy kolejny konkurs Ausira - tym razem "wiedzy o robotach". Konkurs miał oszałamiający poziom trudności i ze swoim jednym punktem zająłem trzecie miejsce (!). Na 90 pytań padło zaledwie 6 poprawnych odpowiedzi, więc znów popisaliśmy się oszałamiającą wiedzą. Dzięki małej ilości uczestników znów załapałem się na nagrody - więcej szczęścia niż rozumu. Jak zawsze. Po konkursie jeszcze nie działo się już nic ciekawego - powoli zmierzaliśmy do finału konwentu i zasłużonego powrotu do domu. Na koniec musieliśmy wybrać: albo LARP Diuny, albo odprowadzamy Meg do pociągu. Wygrało to drugie, gdyż wystarczyło mi LARPów jak na ten konwent, a przecież nie mogliśmy zostawić drogiej Meg samej. Po tym mogliśmy udać się do domu na zasłużony odpoczynek.
Czas na podsumowanie. Konwent był chyba najgorzej zorganizowaną imprezą na jakiej byłem. Chaos i dezorganizacja czaiła się na każdym kroku, ale po pierwszym dniu narzekań dało się do tego przyzwyczaić. Całość konwentu ratowały świetne LARPy (KGL :D) oraz świetni ludzie. Dzieki LARPom poznałem kilku nowych ludzi, a larpownia ma nowych członków (mam nadzieję że na stałe). Ofensywa konwentowa zakończona sukcesem. No i na koniec - nigdy na konkursach nie obłowiłem się tak jak na Telepie! Ja chcę więcej takich konkursów, w których nagrody były za samo uczestnictwo!
PS: Tytuł posta pochodzi z konkursu "Randka w ciemno" którego wygrała Wolfi (w piątek wieczorem). Wtedy w komentarzach widowni padło stwierdzenie:
- Jaka jest nagroda?
- Pewnie wycieczka.
- Ale gdzie?
- Tam gdzie fandom ssie!
Stwierdzenie to stało się myślą przewodnią konwentu.
0 komentarzy:
Prześlij komentarz