20 czerwca 2008

Ten pierwszy raz...

18:05 Posted by Grzegorz A. Nowak 1 comment
I znów minęło kilka niezwykle intensywnych tygodni, które całkowicie absorbowały moją uwagę na rzeczy niefantastyczne. Jedna sesja, druga sesja (tym razem niestety chodzi mi o sesje egzaminacyjne). Nauka, odmawianie sobie czytania podręczników RPGowych na rzecz akademickich no i jeszcze egzaminy jeden po drugim. Szczęśliwie to już przeszłość i dzisiejszym wpisem mam zamiar rozpocząć wakacje! Dziś nie będzie żadnej suchej relacji, tylko mała, sentymentalna podróż w przeszłość. Zaczynamy!

Każdy z nas wie co to jest "pierwszy raz". Pierwszy raz może się odnosić do bardzo wielu czynności, czy zdarzeń: pierwsza miłość, pierwsza pała w dzienniku, pierwsza stłuczka samochodem taty, pierwsza wizyta u teściowej czy też pierwsza noc w izbie wytrzeźwień. Przykładów można mnożyć, ale wszystkie te przypadki łączy jedno - są ekscytujące i niezapomniane. Podobnie jest z pierwszym razem eRPeGowym - nigdy się go nie zapomina. Ja swoją pierwszą sesję pamietam dosyć dobrze więc myślę, że przyszedł czas żeby się podzielić tymi wspomnieniami.

Pierwsza sesję prowadził mi Sammel. Pamiętam jak dziś była to prowadzona z pamięci wariacja na temat Kontraktu Oldenhallera, system to oczywiście Warhammer, a postać jaką grałem to... jak myślicie? Brawo! Oczywiście elf, do tego o dziwaczny imieniu Palojas (!). Pamiętam, że już jako młody gracz miałem tysiąc najróżnieszych, nieprzystajacych do realiów (których rzecz jasna w ogóle nie znałem) pomysłów. Do legendy przeszło stwierdzenie "czy mam dynamit?" gdy kilka prób otwarcia drzwi (zresztą nawet nie zamkniętych na klucz) zakończyło się fiaskiem. Okazało się, że ja naciskałem klamkę i pchałem drzwi, kiedy trzeba było pociągnąć. Oczywiście była to jawna wredność MG, ale skoro dziś ludzie mają napis na drzwiach w sklepie "pchać" a i tak przeważnie ciagną za klamkę, to w sumie w Warhammerze też mogła mieć miejsce taka sytuacja.

Przygoda zakończyła się śmiercią bohatera, ale i tak była czymś niesamowitym. Po raz pierwszy otworzył się przede mną świat nieograniczony niczym - jedynie własną wyobraźnią. Pokazano mi grę w której nie ma planszy, a kostki mają na ściankach nie 6 a 10, 12 czy nawet 20 "oczek". Zresztą jak już jesteśmy przy kostkach - swoistym symbolu i znaku rozpoznawczym RPGów - to pamiętam dobrze, że na pierwszych sesjach nie mieliśmy kości z prawdziwego zdarzenia. Zastępowało je 10 takich samych klocków LEGO, kolejno ponumerowanych za pomocą naklejek z cyferkami. Całość była wrzucona do pojemnika i kiedy trzeba było wykonać test losowało się dwa klocki (oczywiście z zamknietymi oczami!) pierwszy to dziesiątki, drugi to jedności. To była nasza pierwsza k100, z której korzystaliśmy chyba przez ponad pół roku!

Ehh... to były czasy chciałoby się rzec. Najśmieśniejsze w tym wszystkim jest to, że w czasie tej pierwszej sesji miałem 8 albo 9 lat (!). Do dziś nie jestem pewny jak to było możliwe, no ale fakt jest faktem. Sam obecnie uważam, że RPGi to nie zabawka dla dzieci (a już napewno nie Warhammer), no ale mnie nie miał kto ustrzec przed tym i najwidoczniej gry fabularne odcisnęly pietno na młodym umyśle. W ten sposób ciągła, niesłabnąca fascynacja trwa po dziś dzień nieprzerwanie.

Od tego czasu upłyneło jakieś 13 lat, ale ja uważam, że moja prawdziwe RPGowanie zaczeło się na przłomie podstawówki i gimnazjum (czyli 10 lat temu). Po krótkim przestoju za czasów liceum fascynacja sięga obecnie zenitu przejawiając się w postaci dziesiatek nowych podręczników jakie pojawiły się na półkach w ciągu minionych dwóch lat. Do pełni szczęścia brakuje tylko regularnego grania, ale przecież właśnie zaczynaja się wakacje, mam drużynę chętną przygód a głowę pełną pomysłów i zapału.

No to jak? Przygoda czeka!

PS: A jak było z waszym pierwszym razem? Pamiętacie? Też uważacie, że wywarł na was wpływ?

1 komentarz:

  1. Z przytoczeniem pierwszej sesji, w której wystąpiłem jako gracz mam pewien problem... Dobrze natomiast zapadała mi w pamięć pierwsza przeze mnie prowadzona... No ale do rzeczy. Swoją przygodę z rpg (skoro już zapytałeś o wspomnienia to teraz będziesz miał za swoje - ponudzę Ci i to porządnie) zacząłem koło 4 - 5 klasy podstawówki (chyba że liczy się podsłuchiwanie brata grającego sesje kiedy byłem mało co rozumiejącym dzieciakiem ;)) na zielonej szkole. Kumpel truł mi o Diablo 1 (którego oczywiście nie miałem :/) a ja jemu o Warhammerze - co zakończyło się zagraniem eksperymentalnej sesji:D Zgromadziwszy własnych graczy(wszyscy z klasy) zafundowałem im przygodę swojego autorstwa (gdzie sednem intrygi były gobliny podtruwające studnie ;)) Mechanika całkowicie oparła się na k6 - jedynie tą kostką dysponowaliśmy. Osoby z tej pamiętnej drużyny jeszcze wiele razy mi powtarzały, że nigdy się tak nie wczuły w grę jak za pierwszym razem. Jeśli chodzi o ukształtowanie mnie jako rpgowca nie uważam aby "pierwsze razy" czy to w prowadzeniu czy w odgrywaniu miały na mnie znaczący wpływ. Pozostawiły jedynie sentyment do tych a nie innych systemów :)

    OdpowiedzUsuń