Miejsce: klub Stara Piekarnia
Ostatnio kolejne wpisy w tym bałaganie zdominowały relacje z LARPów organizowanych przez KGL. To z jednej strony dobrze, bo świadczy tylko o tym, że nasza skromna organizacja prężnie sie rozwija. Z drugiej strony ten fakt zwraca, że moje przemyślenia związane z fantastyką rzadko krystalizują się na piśmie jeśli nie są odpowiednio potraktowane jakimś bodźcem ( w tym wypadku - chęcią uwiecznienia ulotnej formy jaką jest LARP). Dziś jednak nie o tym będę pisał, tylko tak jak w tytule, postaram się krótko zreferować co też takiego działo się w pierwszym LARPie piekielnym KGLu. Część uwag technicznych, jak zawsze, znajdziecie na forum KGLu, a tutaj bardziej indywidualne podejście do tematu.
Zacznijmy od tego, że to był jeden z tych niewielu LARPów, na których nie byłem jedynie "szarą eminencją". Tym razem przyjąłem rolę pełnoprawnego gracza, ponieważ MG, był samowystarczalny i nie było potrzeby niesienia wprawnej, czy też szarej pomocy. Zresztą taka pomoc byłaby zupełnie zbędna skoro autorem scenariusza był Fenran, który zęby już sobie połamał na niejednym LARPie. Dobrze pamiętam jak graliśmy u niego na LARPach konwentowych zanim jeszcze ktokolwiek w ogóle rozmyślał o powołaniu KGLu. Słowem silnego zawodnika mamy w drużynie!
Dwa słowa o samych założeniach LARPa. Fabuła dosyć oryginalna - całość ma miejsce w piekle, gdzie raz na sto lat dokonuje się rodzaju konkursu, na którym wyłonieni szczęśliwcy będą mogli opuścić piekielne komnaty. Do uczestnictwa w tej imprezie została wyłoniona plejada piekielnych gwiazd takich jak Vito Corleone, Mata Hari, Ławrientij Beria, Bonnie Parker, czy Dalila. Oczywiście nie mogło zabraknąć książąt piekielnych Asmodeusza i Abbadona, a także odwiecznego Władcę - Lucyfera (i w tej roli moja skromna osoba). Do tego pojawił się nam jeszcze w trakcie "imprezy" sam Archanioł Gabriel no i nie trudno sobie wyobrazić że taka śmietanka towarzyska zapowiadała jak wiele będzie się działo.
No i rzeczywiście - najpierw raczej spokojnie zaczęło się od przedstawienia wszystkich zebranych. Ten zaszczyt przypadł mnie jako Panu Piekieł. Szybko zaimprowizowałem scenkę i kazałem wszystkim się przedstawić, a także wytłumaczyłem cel zebrania wszystkich zaproszonych. Do rozdania były cztery piekielne talenty - z czego dwa były w moim posiadaniu, oraz po jednym miał Abaddon i Asmodeusz (w tych rolach odpowiednio Maciek i Samalai). Każdy talent umożliwiał wyjście z piekła jednej osobie, więc cała zabawa poległa na tym, żeby skłonić nas do ofiarowania ich.
Po krótkiej rozmowie w piekielnym Triumwiracie i po ustaleniu gier-zadań w trakcie których grzesznicy mieli wykazać się swoimi umiejętnościami każdy zajął się swoimi zadaniami. Moje brzmiały mniej więcej następująco:
So far so good, ale oczywiście byłoby zbyt pięknie gdyby nie było problemów. Joanna i Bonnie nagle zrezygnowały z perspektywy wyjścia z Piekła. Zapragnęły uniknąć cierpień i stać się demonami służącymi Pani Ciemności. Uznałem że to nie możliwe, a raczej wydawało mi się że tak mi powiedziano. W każdym razie powiedziałem im całą prawdę i to był mój największy błąd. Obie grzesznice zwróciły się do pozostałych książąt Piekła, a ci wykorzystali pieczęć przeciwko mnie. No i było po mnie. Po 15 minut wróciłem z niebytu ale już pozbawiony księgi i władzy w królestwie piekielnym. Uznałem ze teraz jest za późno żeby zareagować - nie mogłem już użyć mojej władzy nad Abaddonem i Asmodeuszem. Odegrałem tylko scenę pokonania Lucyfera, co szumnie nazwałem Drugim Upadkiem Lucyfera.
Co prawda Abaddon i Asmodeusz oferowali mi możliwość pozostania i święty (:P) spokój w Piekle, jeżeli oddam swoje dwa talary, to znaczy nie będę nikogo wypuszczał z Piekła. Ja zdecydowałem że to ostatnia szansa uratowania resztek honoru (honor u diabła?) i wybrałem wygnanie na Ziemię uwalniając przy tym dwóch grzeszników. Miałem nadzieję, że będą mi służyć w nowym życiu. Wybrałem Dona Corleone i Berię, o których nie wspominałem, ale którzy również starali mi się pomóc. Może niewiele im sie udało, ale przynajmniej stanowili dobry początek do stworzenia Piekła na Ziemi!
LARP naprawdę przedni. Pomimo mojej zupełnej porażki grało się naprawdę świetnie - po raz kolejny brawa dla Fenrana. O drobnych wpadkach technicznych pisałem na forum i tam o nich dyskutujemy więc nie będę tego tu powtarzał. Wiem, że Fenran będzie prowadził Saligię raz jeszcze na konwencie w Trójmieście, więc nie pozostaje mi nic innego jak życzyć powodzenia.
PS: Podziękowania dla wszystkich grających za świetną zabawę! I tu należy się jeszcze pochwała za stroję - szczególnie dla Umbry, Procenta no i jeszcze Samalaia, Kyre i Lilian. Bez tych charakteryzacji LARP pewnie wiele by stracił.
Zacznijmy od tego, że to był jeden z tych niewielu LARPów, na których nie byłem jedynie "szarą eminencją". Tym razem przyjąłem rolę pełnoprawnego gracza, ponieważ MG, był samowystarczalny i nie było potrzeby niesienia wprawnej, czy też szarej pomocy. Zresztą taka pomoc byłaby zupełnie zbędna skoro autorem scenariusza był Fenran, który zęby już sobie połamał na niejednym LARPie. Dobrze pamiętam jak graliśmy u niego na LARPach konwentowych zanim jeszcze ktokolwiek w ogóle rozmyślał o powołaniu KGLu. Słowem silnego zawodnika mamy w drużynie!
Dwa słowa o samych założeniach LARPa. Fabuła dosyć oryginalna - całość ma miejsce w piekle, gdzie raz na sto lat dokonuje się rodzaju konkursu, na którym wyłonieni szczęśliwcy będą mogli opuścić piekielne komnaty. Do uczestnictwa w tej imprezie została wyłoniona plejada piekielnych gwiazd takich jak Vito Corleone, Mata Hari, Ławrientij Beria, Bonnie Parker, czy Dalila. Oczywiście nie mogło zabraknąć książąt piekielnych Asmodeusza i Abbadona, a także odwiecznego Władcę - Lucyfera (i w tej roli moja skromna osoba). Do tego pojawił się nam jeszcze w trakcie "imprezy" sam Archanioł Gabriel no i nie trudno sobie wyobrazić że taka śmietanka towarzyska zapowiadała jak wiele będzie się działo.
No i rzeczywiście - najpierw raczej spokojnie zaczęło się od przedstawienia wszystkich zebranych. Ten zaszczyt przypadł mnie jako Panu Piekieł. Szybko zaimprowizowałem scenkę i kazałem wszystkim się przedstawić, a także wytłumaczyłem cel zebrania wszystkich zaproszonych. Do rozdania były cztery piekielne talenty - z czego dwa były w moim posiadaniu, oraz po jednym miał Abaddon i Asmodeusz (w tych rolach odpowiednio Maciek i Samalai). Każdy talent umożliwiał wyjście z piekła jednej osobie, więc cała zabawa poległa na tym, żeby skłonić nas do ofiarowania ich.
Po krótkiej rozmowie w piekielnym Triumwiracie i po ustaleniu gier-zadań w trakcie których grzesznicy mieli wykazać się swoimi umiejętnościami każdy zajął się swoimi zadaniami. Moje brzmiały mniej więcej następująco:
- nie pozwól żeby Abaddon i Asmodeusz zrzucili cię z tronu
- pozbądź się Gabriela
- no i jeszcze miałem zdobyć księgę praw piekielnych, tak by nikt się nie dowiedział, że zaginęła
So far so good, ale oczywiście byłoby zbyt pięknie gdyby nie było problemów. Joanna i Bonnie nagle zrezygnowały z perspektywy wyjścia z Piekła. Zapragnęły uniknąć cierpień i stać się demonami służącymi Pani Ciemności. Uznałem że to nie możliwe, a raczej wydawało mi się że tak mi powiedziano. W każdym razie powiedziałem im całą prawdę i to był mój największy błąd. Obie grzesznice zwróciły się do pozostałych książąt Piekła, a ci wykorzystali pieczęć przeciwko mnie. No i było po mnie. Po 15 minut wróciłem z niebytu ale już pozbawiony księgi i władzy w królestwie piekielnym. Uznałem ze teraz jest za późno żeby zareagować - nie mogłem już użyć mojej władzy nad Abaddonem i Asmodeuszem. Odegrałem tylko scenę pokonania Lucyfera, co szumnie nazwałem Drugim Upadkiem Lucyfera.
Co prawda Abaddon i Asmodeusz oferowali mi możliwość pozostania i święty (:P) spokój w Piekle, jeżeli oddam swoje dwa talary, to znaczy nie będę nikogo wypuszczał z Piekła. Ja zdecydowałem że to ostatnia szansa uratowania resztek honoru (honor u diabła?) i wybrałem wygnanie na Ziemię uwalniając przy tym dwóch grzeszników. Miałem nadzieję, że będą mi służyć w nowym życiu. Wybrałem Dona Corleone i Berię, o których nie wspominałem, ale którzy również starali mi się pomóc. Może niewiele im sie udało, ale przynajmniej stanowili dobry początek do stworzenia Piekła na Ziemi!
LARP naprawdę przedni. Pomimo mojej zupełnej porażki grało się naprawdę świetnie - po raz kolejny brawa dla Fenrana. O drobnych wpadkach technicznych pisałem na forum i tam o nich dyskutujemy więc nie będę tego tu powtarzał. Wiem, że Fenran będzie prowadził Saligię raz jeszcze na konwencie w Trójmieście, więc nie pozostaje mi nic innego jak życzyć powodzenia.
PS: Podziękowania dla wszystkich grających za świetną zabawę! I tu należy się jeszcze pochwała za stroję - szczególnie dla Umbry, Procenta no i jeszcze Samalaia, Kyre i Lilian. Bez tych charakteryzacji LARP pewnie wiele by stracił.
Po pierwsze to Don(!) Vito Corleone ;)
OdpowiedzUsuńPo drugie to co do Maty Hari warto wspomnieć inną ciekawostkę. W jakieś 30 sekund po tym jak Księgę od niej wydobył Lucyfer my (Corleone, członek jego mafii oraz Beria) zabiliśmy ją na jego oczach licząc, że ten cenny wolumin znaleziony przy jej ciele zapewni nam wdzięczność Władcy Piekieł...
Po trzecie rebelia by się nie udała gdybyś od początku mi zaufał ;)
A po czwarte... Dzięki za świetną kreacje Lucyfera na larpie :D
No i PS. Cieszę się, że strój się podobał :)
PPS. Someday - and that day may never come - I'll call upon you to do a service for me...
Jak ja lubię wyróżnienia za strój ^^ dla nich warto się starać. Dzięki :*
OdpowiedzUsuńDziękuję za te miłe i urocze słowa skierowane w stronę mojej skromnej osoby ;) Bawiłam się świetnie :)
OdpowiedzUsuńGra na dwa fronty nie do końca mi wyszła dlatego też pozostałam w piekle... By nadal uwodzić swoim wdziękiem potępione duszyczki.. i od czasu do czasu jakiegoś demona.. ;P No cóż Lucyferze.. a mogło być tak pięknie... ;)
A jeśli chodzi o mój strój to uznania dla Fenrana ;* Nadźwigał się biedak z Dubaju.. :D
Pozdrawiam
Umbra