30 kwietnia 2008

Vode an!

16:48 Posted by Grzegorz A. Nowak , No comments
Zanim przejdę do zwyczajowej formy jaka opisuje wszystkie dotychczasowe sesje, pora na kilka słów komentarza odnośnie grania w ogóle. Wystarczy przeglądnąć archiwum, żeby stwierdzić że ostatnia sesja miała miejsce 21 sierpnia zeszłego roku. Dziewięć miesięcy bez grania - kiedyś wydawało się to niemożliwe, dziś jest rzeczywistością. Oczywiście RPGi nie były nieobecne przez ten czas w moim życiorysie, choć zdecydowanie większy nacisk położyłem na larpowanie (z uwagi na KGL). Mniej więcej na przełomie października i grudnia rozpocząłem staranie o zorganizowanie regularnych sesji (inicjatywa nazwana "obiadami czwartkowymi"). Niestety znów coś nie wypaliło. Dopiero teraz po wielu tygodniach "coś ruszyło". I w ten sposób dołączyłem do drużyny Samalaia grającej w... Star Wars D20. A oto jak było:

Data: 24 IV 2008

System: Star Wars D20

MG: Samalai

Gracze: Fenran, +1 (Sylvil), ja i Szczeniak

Postacie: Sin, Ling-Ling, Alpha 4316 "Ace" i Jedi Sczeniaka

Scenariusz: bezimienny

Streszczenie: Scenariusz chronologicznie został umieszczony na początku Wojny Klonów. Na planetę Nazan zostało wysłanych dwóch Jedi z misją dyplomatyczną Republiki. W dobie nadchodzącego konfliktu zbrojnego z Federacją rozeznanie w sytuacji politycznej planet na obrzeżach galaktyki było równie kluczowe co przygotowanie się do wojny. Stąd misja dyplomatyczna choć niewielka, jak się później okazało, miała odegrać niezwykła rolę w dziejach.

Przebieg: Przygoda była kontynuacją wątków z poprezdniej sesji na której mnie nie było, jednak nie utrudniało to wciągnięcie się do rozgrywki. Zasługa w tym całkiem zgrabnie stworzonej sytuacji przez MG. Otóż scenariusz zaczyna się w momencie gdy drużyna (składająca się z dwóch Jedi i pilota Sina, oraz nieprzytomnego łowcy nagród granego w poprzedniej przygodzie przez Maćka) leci myśliwcami nad lodową powierzchnią planety, gdy nagle zostaje zaatakowana przez niezidentyfikowanych przeciwników. Bohaterowie zmuszeni są do lądowania i lądują w starej, wyglądającej na opuszczoną bazie. I w tym momencie kamera skupia się na moim bohaterze, a raczej bohaterach, ponieważ stworzyłem sobie przywódce komanda klonów (tak tak - SW: Republic Commando :D). Piątka komandosów została uwięziona w bazie - są otoczeni przez droidy Federacji i sytuacja jest patowa. Tu z pomocą przychodzą Jedi! Po krótkiej wymianie grzeczności przez comlink i kilku machnięciach mieczem świetlnym droidy dołączyły do stosów swoich rozwalonych wcześniej pobratymców. Komandosi szybko rozeznali się w sytuacji i zdecydowali sie towarzyszyć dyplomatom (nie mając innych rozkazów z dowództwa - kontakt był zagłuszone przez orbitalne statki Federacji).
Nieopodal starej bazy znajdowało się miasto jednego z rodów rdzennych mieszkańców planety. Ten ród był jednym z niewielu które sprzyjały Republice, stąd mogliśmy liczyć na pomoc. Część naszej drużyny wyruszyła po większy środek transportu (pięciu komandosów nie było w stanie zmieścić się do niewielkich pojazdów), a reszta pozostała w bazie. Gdy już wszyscy przybyli na miejsce zorganizowana została audiencja u przywódcy rzeczonego rodu. Nasi przedstawiciele udali się na miejsce spotkania, aby wyjaśnić cele swojej misji, oraz rozeznać się w sytuacji. Okazało się, że przywódca ma związane ręce - jego córka została porwana przez jeden z konkurencyjnych rodów i jego poparcie dla Republiki stoi pod znakiem zapytania. Bohaterowie musieli teraz bawić się w detektywów!
Przed zakończeniem sesji miały miejsce jeszcze dwa epizody - spotkanie z postacią +1 - Kushibanem (które miało być humorystyczne, a wyszło trochę inaczej o czym zaraz) oraz spotkanie z przedstawicielką Rady, która zaprosiła bohaterów na spotkanie. Oczywiście nie było możliwości odmowy.

Ocena prowadzącego: Niestety dla dobra MG trzeba kilka słów krytyki. Scenariusz był mało dynamiczny - graliśmy jakieś 4 godziny, a wszytko co zrobiliśmy dałoby się zmieścić w jakieś 30 minut. Przygoda była mało przemyślana moim zdaniem stąd też częściowo wynikło to rozwleczenie się mało istotnych wątków. Po drugie jedna z postaci niezależnych (jeden z Jedi) był tak naprawdę postacią Samalaia i niestety czasem zdawało się że MG przykładał zbyt dużą wagę do tego co dzieje się wokół tej de facto własnej postaci. Takie coś jest absolutnie niedopuszczalne, ponieważ skupia fabułę scenariusza na MG zamiast na graczach. To są chyba dwa najpoważniejsze zarzuty które trzeba wymienić, żeby unikać ich w kolejnych sesjach.

Ocena grających: Jeśli chodzi o graczy to naprawdę mieliśmy zlepek różnych podejść do kwestii grania. Fenran świetnie odgrywał swoją postać zawadiackiego lekkoducha bardziej zwracającego uwagę na kobiety niż na cele misji. Kreacja naprawdę ciekawa - duże nastawienie na fun fabularny. Szczeniak to przykład gracza lubiącego kwestię mechaniczną - maxowanie postaci, zabawa kombinacją featów i skillów itp. Nie oznacza to, że Szczeniak to zły gracz i że nie potrafi dobrze odgrywać swojej postaci, o nie. Jednak ta różnica sprawiła, że gdy pojawiła się Ling-Ling i postać Fenrana, która zawsze była złośliwa w stosunku do postaci Szczeniaka chciała to wykorzystać doszło do nieporozumień. Sin chciał żeby Ling-Ling skoczył znienacka na Jedi (Sinowi udało się do tego przekonać kushibana), jednak ten dobry pomysł na krótką dowcipną scenkę popsuła mechanika, a przecież można to było rozegrać bez niej. Pochwały należą się +1 odgrywającej Kushibana - wydawało mi się że to postać mało grywalna i raczej nie pasująca do drużyny, a tu takie miłe zaskoczenie. Myliłem się i teraz się z tego cieszę.

Samoocena: Ja oczywiście musiałem sobie poszukać postaci niestandardowej - a był nim clonetrooper oficer. Postać inspirowana niezapomniana grą komputerową SW: Republic Commando. Przyznam, że początkowo poza tym kim mam grać nie miałem pomysłu na to jaki powinien być mój bohater. Oprócz samego dowódcy prowadziłem też komando 4 żołnierzy - każdy był specjalistą w czymś innym. Dlatego wcielając się czasami odgrywałem też niektórych z moich podopiecznych. Granie taką wielojednością wcale mi nie przeszkadzało - wręcz przeciwnie bardzo dobrze się bawiłem. Nie jestem tylko pewien czy do końca zaznaczyłem silny charakter odgrywanej roli, no ale jeśli będziemy kontynuować granie w tym klimacie postaram się nad tym popracować.

Refleksja: Miło było zagrać po tak długiej przerwie. Nawet po tylu miesiącach człowiek nie przestał być RPGraczem i dalej ciągnie do grania. Szkoda tylko, że z powodu kilku wad nie była to przygoda "na miarę możliwości". Jednak krótka gra moimi komandosami sprawiła że na kompie znów odpaliłem SW: RC, a z głośników w czasie pisania tej notki słychać śpiewy madaloriańskich chórów (stąd zresztą tytuł). Słowem zajawka.
Liczę że kolejne odsłony historii republikańskich dyplomatów okażą się lepsze. Trzymam kciuki za powodzenie inicjatywy regularnego grania!

0 komentarzy:

Prześlij komentarz