Poniższy post pierwotnie ukazał się na pierwszym bałaganie.
Niedawno, za sprawą telewizji, miałem okazję po raz drugi oglądać film Ostatni Samuraj. To jeden z tych filmów, które wzbudzają we mnie emocje. Człowiek naprawdę czuje, że ogląda. Jest tam kilka scen, które zapadają w pamięć.
Pokusiłem się kiedyś o ich wymienienie iwyszło tego sporo, ale do najlepszych zaliczam bitwę w zamglonym lesie, walkę na bokemy w deszczu, oraz śmierć Katsumoto na tle kwitnącej wiśni. Film ukazuje przemijającą tradycje, która od tylu wieków jest zakorzeniona w japońskiej kulturze, co już jest ujmujące samo w sobie. Oczywiście główny bohater – kapitan Algren - dla mnie iście warhammerowa postać. Film ma też swoje wady, ale ogląda się go wyśmienicie, dlatego pominę je. To do czego naprawdę zmierzamtym przydługim wstępem to Legenda Pięciu Kręgów.
Z Legendą, za sprawką Samalaia, spotkałem się jeszcze w gimnazjum. Wtedy, pamiętam to jak dziś, system nieprzypadł mi do gusty. Z perspektywy czasu wydaje się że po prostu nierozumiałem go. Albo jeszcze to nie był odpowiedni czas na L5K? Minęło kilka lat i dopiero po tym czasie system zyskał u mnie na wartości. Dziwna sprawa bo, jeśli dobrze pamiętam, to sam chciałem nawet spróbować zagrać raz jeszcze, pomimo pierwszego nie udanego spotkania. I udało się! Legenda wjakiś sposób urzekła.
Nie wiedzieć czemu grając w L5K nigdy się nie nudziłem. Grając dało się odczuć ten specyficzny klimat. Człowiek grając samurajem niesamowicie przestawia się na taką role – co chwile pada z ust graczy proste hai, a gdy przychodzi potrzeba chwytają za wyimaginowane miecze, lub tylko trzymają je w pogotowiu. Ta swoista magia może jest spowodowana tym, że w Legendę grałem zaledwie kilka razy i w gruncie rzeczy jest to zupełnie nowy system. Nigdy nawet nie miałem okazji przeczytać podręcznika. A może to Samalai swoim mistrzowaniem roztaczał taką aurę? Nie wiem.
Wspomniany wyżej film rozniecił na nowo ukrytą gdzieś głęboko chęć ponownego wyruszenia do Rokuganu, który przecież wciąż jest dla mnie nieznanym krajem. Może tym razem udałoby się go poznać dokładniej? Tylko jak znaleźć na to czas kiedy na półce kurzy się tyle różnych systemów?
Okazało się, że nie mogę znaleźć mojej postaci do L5K. Czyżby mój ronin odszedł na dobre? Już nawet nie pamiętam jego imienia... Podobała mi się ta postać, choć jak na roninia był chyba zbyt honorowy. Bo ronini to przeważnie straszne skurwiele. Ale ten był inny. Zyskał sobie nawet przyjaźń pewnego dumnego Żurawia z rodu Kakita. Wspaniałe wspomnienia związane z tymi postaciami malują mi się teraz w głowie. Może warto by znów przypiąć złamane daisho do boku?
Niedawno, za sprawą telewizji, miałem okazję po raz drugi oglądać film Ostatni Samuraj. To jeden z tych filmów, które wzbudzają we mnie emocje. Człowiek naprawdę czuje, że ogląda. Jest tam kilka scen, które zapadają w pamięć.
Pokusiłem się kiedyś o ich wymienienie iwyszło tego sporo, ale do najlepszych zaliczam bitwę w zamglonym lesie, walkę na bokemy w deszczu, oraz śmierć Katsumoto na tle kwitnącej wiśni. Film ukazuje przemijającą tradycje, która od tylu wieków jest zakorzeniona w japońskiej kulturze, co już jest ujmujące samo w sobie. Oczywiście główny bohater – kapitan Algren - dla mnie iście warhammerowa postać. Film ma też swoje wady, ale ogląda się go wyśmienicie, dlatego pominę je. To do czego naprawdę zmierzamtym przydługim wstępem to Legenda Pięciu Kręgów.
Z Legendą, za sprawką Samalaia, spotkałem się jeszcze w gimnazjum. Wtedy, pamiętam to jak dziś, system nieprzypadł mi do gusty. Z perspektywy czasu wydaje się że po prostu nierozumiałem go. Albo jeszcze to nie był odpowiedni czas na L5K? Minęło kilka lat i dopiero po tym czasie system zyskał u mnie na wartości. Dziwna sprawa bo, jeśli dobrze pamiętam, to sam chciałem nawet spróbować zagrać raz jeszcze, pomimo pierwszego nie udanego spotkania. I udało się! Legenda wjakiś sposób urzekła.
Nie wiedzieć czemu grając w L5K nigdy się nie nudziłem. Grając dało się odczuć ten specyficzny klimat. Człowiek grając samurajem niesamowicie przestawia się na taką role – co chwile pada z ust graczy proste hai, a gdy przychodzi potrzeba chwytają za wyimaginowane miecze, lub tylko trzymają je w pogotowiu. Ta swoista magia może jest spowodowana tym, że w Legendę grałem zaledwie kilka razy i w gruncie rzeczy jest to zupełnie nowy system. Nigdy nawet nie miałem okazji przeczytać podręcznika. A może to Samalai swoim mistrzowaniem roztaczał taką aurę? Nie wiem.
Wspomniany wyżej film rozniecił na nowo ukrytą gdzieś głęboko chęć ponownego wyruszenia do Rokuganu, który przecież wciąż jest dla mnie nieznanym krajem. Może tym razem udałoby się go poznać dokładniej? Tylko jak znaleźć na to czas kiedy na półce kurzy się tyle różnych systemów?
Okazało się, że nie mogę znaleźć mojej postaci do L5K. Czyżby mój ronin odszedł na dobre? Już nawet nie pamiętam jego imienia... Podobała mi się ta postać, choć jak na roninia był chyba zbyt honorowy. Bo ronini to przeważnie straszne skurwiele. Ale ten był inny. Zyskał sobie nawet przyjaźń pewnego dumnego Żurawia z rodu Kakita. Wspaniałe wspomnienia związane z tymi postaciami malują mi się teraz w głowie. Może warto by znów przypiąć złamane daisho do boku?
0 komentarzy:
Prześlij komentarz