Mijają kolejne dni i tygodnie i jakoś nic tu się nie pojawia. Szczytne założenia o regularnych wpisach na temat przemyśleń, wspomnień, spostrzeżeń i relacji związanych z RPG i fantastyką są niezwykle ciężkie do zrealizowania. Już wielokrotnie zasiadałem do klawiatury żeby wystukać jakąś notkę a tu nic. Ta niedyspozycja była spowodowana głownie sprawami uczelnianymi, ale także innymi rzeczami które nie pozwalały przystopować na chwilę i zająć się tym co naprawdę lubię. No ale jak wreszcie znalazłem czas i ochotę na to żeby coś naskrobać, czas przejść do konkretów i zacząć nadrabiać zaległości.
Ostatni wpis miał miejsce jeszcze w grudniu. A teraz mamy przecież trzeci miesiąc nowego roku! To tak jakbym przez ten czas wogóle nie istniał eRPeGowo. Jakbym zapadł w jakiś zimowy sen, albo pogrążył się w zupełnej stagnacji. Może coś w tym jest ale mimo wszystko przez te trzy miesiące nie obce mi były tematy związane z fantastyką. Trudno będzie to sobie wszystko przypomnieć, ale w swoich przemyśleniach postaram się zachować poprawność chronologiczną.Tak też jeszcze w grudniu dopadła mnie jakaś chęć na spróbowanie czegoś w klimatach s-f. Zaczęło się od oglądnięcia filmu Serenity na jednym ze spotkań klubowych. Potem za sprawą Piotra wpadł w moje łapki serial Firefly, którego ten wcześniejszy film był zwięczeniem. Tak też zupełnie wkręciłem się w klimaty gwiezdne. W tym iejscu może parę słów o serialu, bo jest on naprawde godny wspomnienia, a przy tym mało znany. Otóż twórcą tego serialu jest Joss Wedon znany z produkcji takich serialów jak Buffy: the vampire slayer i Angel. No cóż te dwie produkcje nie są może najwyższych lotów i wcale nie zachęcają do sięgnięcia po kolejne dzieła autora (choć przyznam że Angela darze sympatią). Sama tematyka serialu wydaje się być dziwna - bo jest to western w kosmosie (!). Jak na początku to usłyszałem byłem bardzo krytycznie nastawiony, ale mimo wszystko zacząłem oglądać. Dwa odcinki, sześć, dwanaście - nie spostrzegłem się jak przeleciała cała seria. I na końcu dopadł mnie żal, że to jest jedyna seria tego serialu i więcej nie będzie :( Firefly ma niesamowity klimat, swoisty humor, ciekawe postacie. Cechuje go także dbałość o szczegóły. Dla przykładu filmowcy zapominają o tym że w próżni nie rozchodzi się dźwięk, ale tutaj nawet o tym pomyślano. Sceny w kosmosie są pozbawione dźwięków silników, wystrzałów itp. Za to towarzyszy nam klimatyczna muzyka. Efekt niesamowity to trzeba zobaczyć! Mamy też masę scen dosłownie wyciągniętych z westernów, ale z niewielkimi dodatkami, które nie pozwalają zapomnieć, że to daleka przyszłość. Słowem jest to naprawdę dobry serial do pooglądania. Wiele razy śmiałem się do rozpuku, albo parokrotnie powtarzałem ulubione sceny. No i jeszcze ta muzyka z czołówki którą w kółko puszczałem... Po prostu szaleństwo. Naprawdę polecam serial każdemu kto zwalczy pierwsze opory. Myślę, że warto.
Będąc na fali s-f przypomniałem sobie o takim systemie jak Gasnące Słońca. Choć podręcznik główny mam od bodajże dwóch lat nie udało mi się jeszcze ani razu w niego zagrać. Kiedy ochota powróciła znów zacząłem czytać GSy - przypomniałem sobie świat i zasady. Kupiłem nawet wszystkie dodatki jakie wyszły po polsku a jakich jeszcze nie miałem. Na nic to bo i tak sesji nie udało się rozegrać. Słońca gasną ale nadzieje nadal się tli że może jeszcze uda mi się spróbować powędrować po Znanym Wszechświecie.
A potem przyszła sesja, tylko że egzaminacyjna. Najpierw jedna potem druga, a potem jeszcze sesja poprawkowa. Co prawda ja nie miałem żadnej poprawki, ale można powiedzieć, że bardzo się przejąłem losem moich znajomych którym tak łatwo nie poszło. To pochłonęło masę mojej uwagi, ale nie żałuję ani chwili.
Kupiłem również własny podręcznik do Legendy Pięciu Kręgów. Niech będą dzięki Allegro za to, że można załapać się na taką okazję (mam stare wydanie w twardej oprawie za niewiele więcej niż ćwierć oryginalnej ceny i to jeszcze w dobrym stanie!). Gdzieś w między czasie na półce pojawiły się dwa nowe dodatki do WFRP. Wygląda na to, że warhammerofilia powraca, a raczej rozpala się na nowo. Tym razem objawy tej choroby przyjmują postać karcianki Warcry. Korzystając z okazyjnych aukcji udało mi się zebrać pokaźny zaczątek kolekcji. Mam już oba decki Skavenów, a także jeden Wood Elfów. Bardzo się ciesze że udało mi się je zdobyć za niewielką cenę, jednak pragnienie nie pozostaje zaspokojone i bezwiednie wydaję pieniądze na kolejne boostery. Już we wtorek będę miał szanse spełnić dawny zamiar żeby wspólnie z Piotrem zagrać. A przy okazji spędzimy cały dzień na wspólnych fantastycznych refleksjach. Już się nie mogę doczekać!
Na koniec małe światło w tunelu. Małe ale przynajmniej pewne! W ten weekend szykuje się sesja w Warhammera. Będę mistrzował Potępieńca (nareszcie). Zapowiada się świetna zabawa szczególnie, że już nie pamiętam kiedy ostatni raz w coś grałem (chyba na Imladrisie czyli w październiku). To ja idę jeszcze raz przejrzeć scenariusze.
PS: Dziś nie będzie post scriptum :P
Ostatni wpis miał miejsce jeszcze w grudniu. A teraz mamy przecież trzeci miesiąc nowego roku! To tak jakbym przez ten czas wogóle nie istniał eRPeGowo. Jakbym zapadł w jakiś zimowy sen, albo pogrążył się w zupełnej stagnacji. Może coś w tym jest ale mimo wszystko przez te trzy miesiące nie obce mi były tematy związane z fantastyką. Trudno będzie to sobie wszystko przypomnieć, ale w swoich przemyśleniach postaram się zachować poprawność chronologiczną.Tak też jeszcze w grudniu dopadła mnie jakaś chęć na spróbowanie czegoś w klimatach s-f. Zaczęło się od oglądnięcia filmu Serenity na jednym ze spotkań klubowych. Potem za sprawą Piotra wpadł w moje łapki serial Firefly, którego ten wcześniejszy film był zwięczeniem. Tak też zupełnie wkręciłem się w klimaty gwiezdne. W tym iejscu może parę słów o serialu, bo jest on naprawde godny wspomnienia, a przy tym mało znany. Otóż twórcą tego serialu jest Joss Wedon znany z produkcji takich serialów jak Buffy: the vampire slayer i Angel. No cóż te dwie produkcje nie są może najwyższych lotów i wcale nie zachęcają do sięgnięcia po kolejne dzieła autora (choć przyznam że Angela darze sympatią). Sama tematyka serialu wydaje się być dziwna - bo jest to western w kosmosie (!). Jak na początku to usłyszałem byłem bardzo krytycznie nastawiony, ale mimo wszystko zacząłem oglądać. Dwa odcinki, sześć, dwanaście - nie spostrzegłem się jak przeleciała cała seria. I na końcu dopadł mnie żal, że to jest jedyna seria tego serialu i więcej nie będzie :( Firefly ma niesamowity klimat, swoisty humor, ciekawe postacie. Cechuje go także dbałość o szczegóły. Dla przykładu filmowcy zapominają o tym że w próżni nie rozchodzi się dźwięk, ale tutaj nawet o tym pomyślano. Sceny w kosmosie są pozbawione dźwięków silników, wystrzałów itp. Za to towarzyszy nam klimatyczna muzyka. Efekt niesamowity to trzeba zobaczyć! Mamy też masę scen dosłownie wyciągniętych z westernów, ale z niewielkimi dodatkami, które nie pozwalają zapomnieć, że to daleka przyszłość. Słowem jest to naprawdę dobry serial do pooglądania. Wiele razy śmiałem się do rozpuku, albo parokrotnie powtarzałem ulubione sceny. No i jeszcze ta muzyka z czołówki którą w kółko puszczałem... Po prostu szaleństwo. Naprawdę polecam serial każdemu kto zwalczy pierwsze opory. Myślę, że warto.
Będąc na fali s-f przypomniałem sobie o takim systemie jak Gasnące Słońca. Choć podręcznik główny mam od bodajże dwóch lat nie udało mi się jeszcze ani razu w niego zagrać. Kiedy ochota powróciła znów zacząłem czytać GSy - przypomniałem sobie świat i zasady. Kupiłem nawet wszystkie dodatki jakie wyszły po polsku a jakich jeszcze nie miałem. Na nic to bo i tak sesji nie udało się rozegrać. Słońca gasną ale nadzieje nadal się tli że może jeszcze uda mi się spróbować powędrować po Znanym Wszechświecie.
A potem przyszła sesja, tylko że egzaminacyjna. Najpierw jedna potem druga, a potem jeszcze sesja poprawkowa. Co prawda ja nie miałem żadnej poprawki, ale można powiedzieć, że bardzo się przejąłem losem moich znajomych którym tak łatwo nie poszło. To pochłonęło masę mojej uwagi, ale nie żałuję ani chwili.
Kupiłem również własny podręcznik do Legendy Pięciu Kręgów. Niech będą dzięki Allegro za to, że można załapać się na taką okazję (mam stare wydanie w twardej oprawie za niewiele więcej niż ćwierć oryginalnej ceny i to jeszcze w dobrym stanie!). Gdzieś w między czasie na półce pojawiły się dwa nowe dodatki do WFRP. Wygląda na to, że warhammerofilia powraca, a raczej rozpala się na nowo. Tym razem objawy tej choroby przyjmują postać karcianki Warcry. Korzystając z okazyjnych aukcji udało mi się zebrać pokaźny zaczątek kolekcji. Mam już oba decki Skavenów, a także jeden Wood Elfów. Bardzo się ciesze że udało mi się je zdobyć za niewielką cenę, jednak pragnienie nie pozostaje zaspokojone i bezwiednie wydaję pieniądze na kolejne boostery. Już we wtorek będę miał szanse spełnić dawny zamiar żeby wspólnie z Piotrem zagrać. A przy okazji spędzimy cały dzień na wspólnych fantastycznych refleksjach. Już się nie mogę doczekać!
Na koniec małe światło w tunelu. Małe ale przynajmniej pewne! W ten weekend szykuje się sesja w Warhammera. Będę mistrzował Potępieńca (nareszcie). Zapowiada się świetna zabawa szczególnie, że już nie pamiętam kiedy ostatni raz w coś grałem (chyba na Imladrisie czyli w październiku). To ja idę jeszcze raz przejrzeć scenariusze.
0 komentarzy:
Prześlij komentarz