Martin jest świetny w tym co robi i koniec kropka. Stworzył świat niesamowicie złożony, ujmujący i zdolny pomieścić mnóstwo rewelacyjnych postaci, a jego książki czyta się z uśmiechem na ustach i ze łzami w oczach. Nie przeszkadza nawet, że ich rozmiary są gargantuiczne (fajne słowo, nie?) i że trzeba czekać na kolejne tomy długie lata. Rozmach historii, mnogość wątków i bohaterów sprawia, że każdy znajdzie tu coś dla siebie, nie mówiąc już o tym, że nie można się nazywać fanem fantastyki jeśli nie czytało się sagi Martina.
Serial to już zupełnie inna sprawa. Próba przeniesienia Gry o Tron na ekrany telewizorów wydawała się karkołomnym zadaniem, jednak stacja HBO widać lubi wyzwania. Czy to się udało? Zobaczmy - za nami już trzy sezony, oglądalność serialu wzrasta i z trudem szukać drugiej tak udanej telewizyjnej produkcji fantasy w ostatnich latach. Co więcej, jestem skłonny powiedzieć, że odcinek 3x09 był najbardziej dramatycznym wydarzeniem w historii telewizji. Jeszcze nigdy od czasu powstania tego medium żadna produkcja nie wstrząsnęła tak bardzo widzami, a przynajmniej nie udało się tego tak dobrze udokumentować (z pewnością widzieliście filmiki z reakcjami na YT).
Mimo tego co chwilę napotykam długie na kilkadziesiąt komentarzy dyskusje o tym jak serial jest słaby w porówaniu do książki, jak to scenarzyści grzeszą mieszając wątki czy bohaterów i jak nie warto czekać na kolejne odcinki. Jak każda seria GoT ma swoje lepsze i gorsze momenty, ale jako osobne medium, zupełnie różne w przekazie od książki wychodzi obronna ręką. Tych wszystkich “prawdziwych fanów” boli jedna rzecz - że Gra o Tron nie jest już ich, a stała się częścią kultury masowej i pozostanie już tam na zawsze. A żeby mogła się tam pojawić potrzebne były pewne skróty, uproszczenia i modyfikacje.
Deal with it guys.
Amen ;)
OdpowiedzUsuńMnie książki niemiłosiernie wręcz wynudziły (przeczytałem 2 tomy w nadziei, że się przekonam do cyklu), a i serialu chyba właśnie przez zniechęcenie nie oglądam teraz.
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie jedna rzecz - ci co najbardziej krzyczą jaki serial jest słaby, że nie warto czekać na następne odcinki, że lepiej nie oglądać tego g***a jakoś wcale nie przestają oglądać, tylko wiernie siedzą przy telewizorku\monitorku i po każdym odcinku hejtują :)
Pozdrawiam
Rag
Tak jak słabe są komentarze true nerdów, tak samo słaby jest ten wpis.
OdpowiedzUsuńJa mam poważny kłopot z serialem, bo jest o wiele słabszy od książki, a na tle innych produkcji telewizyjnych jest mocno średni.
Zabrzmi to śmiesznie, ale serial zniszczył mi również epicką wizję, która powstała po lekturze książki. Gdy brnąłem (bo trzeba znów nazwać rzecz po imieniu) przez Taniec ze smokami, zamiast obrazów z wyobraźni, wpychała mi się kalka z serialu. Ta kalka jest po prostu dużo słabsza :)
triki
Ok, skoro ta taki słaby serial, to teraz zadanie: wskaż inny serial, który miał taką siłę oddziaływania na fanów.
UsuńPo pierwsze, nie pisałem że serial jest słaby, tylko mocno średni.
UsuńJeżeli chodzi o histerię fanów przykładów można mnożyć: choćby finał Friends, Housemana... Wśród nerdów mam wrażenie, że większe halo robiło X-Files. Chwila z wujkiem google przyniesie Ci więcej przykładów.
To po pierwsze. Po drugie siła oddziaływania na fanów? Kilka filmików na youtube, to jeszcze nie siła marki Star Wars. No i kłopot mam z definicją "siły oddziaływania".
Po trzecie, wracam do początku wypowiedzi. Nie pisałem, że serial jest słaby, tylko na tle "historycznym" jest mocnym serialowym średniakiem, choć przyznaje, że nie pisałem tego ze względu na wskaźniki oglądalności, których nie znam, ale ze względu na gust.
triki
[Spoiler]
UsuńZabijanie pierwszoplanowych postaci [/Spoiler] w taki sposób, żeby oglądalność rosła - jakoś nie pamiętam tego z X-Filesów czy Housa. :P
Scenarzystom udało się zastosować ten sam trik co Martinowi i pod tym względem serial jest wyjątkowy. Jak na razie nie widzę innej produkcji telewizyjnej, której udałoby się to samo. Dlatego nie można go nazwać średniakiem.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńZabijanie postaci to w takim razie "oddziaływanie na fanów"?
UsuńCiężko prowadzić dyskusję, na zasadzie serial jest lepszy, bo giną bohaterowie.
Po drugie, to że nie dostrzegasz innej produkcji, nie oznacza że jej nie ma. Wygooglaj sobie co się działo w USA na finale Friends, albo jaka otoczka powstała wokół X-Files (12 - 14 milionów widzów) po pierwszym sezonie. To tak a pro po "oddziaływania".
Oglądalność Housa sięgała 17 milionów. Gry o Tron w najlepszych momentach 5. Masz rację - ciężko pisać nawet o średniaku :)
@Gniewomir
UsuńHouse a Gra o Tron to zupełnie inne kategorie. Ten pierwszy był puszczany w telewizji dostępnej w każdej kablówce w Stanach, ten drugi - tylko dla tych, którzy wykupili abonament HBO.
To zupełnie inny system. Housa mógł obejrzeć każdy, kto akurat przerzucał kanały, a FOX zarabia wyłącznie na reklamach w przerwie. HBO zarabia na tym, że ktoś im zapłacił dodatkowo za to właśnie, żeby sobie GoTa pooglądać. Więc to jest znacznie mniej przypadkowy widz.
To widać też w budżecie. Jeśli wyprodukowanie sezonu kosztuje 100 milionów, to nie dlatego, że producenci mają gest, tylko dlatego, że to im się zwraca z dużą nawiązką. To znaczy, że na całym sezonie zarabiają tyle, co największe blockbustery box officu w amerykańskim kinie.
O ile wiem, Gra o Tron ma największą oglądalność, jaką kiedykolwiek osiągnął serial puszczany na płatnym kanale. Dla porównania, większość najpopularniejszych seriali tego typu osiąga w Stanach 2-2,5 miliona widzów, średnia to 1-2 milionów.
Czyli jednak oddziaływanie jest duże.
A sumaryczna oglądalność serialu i tak jest wyższa, bo razem z powtórkami i VOD sięga 13 milionów i to w drugim sezonie (w trzecim na pewno była wyższa). Źródło: http://en.wikipedia.org/wiki/Game_of_Thrones#Viewer_numbers
UsuńSimanie.
UsuńJa po prostu uważam, że każda skrajność jest szkodliwa dla obrazu sytuacji.
Nie kupuje zagrywek:
- serial jest lepszy, bo ma "siłę oddziaływania na fanów"
- to zupełnie inna para kaloszy niż produkcja A, czy B, bo była inna godzina emisji czy trzeba było mieć dostęp do kablówki (swoją drogą Simanie - w USA dostępność HBO jest podejrzewam na poziomie dostępności Polsatu w Polsce :))
- serial jest dobry bo giną bohaterowie
- serial jest dobry, bo jest fantasy.
Nerdofaza po X-files była dużo większa, a żem stary to pamiętam :)
Dostajemy fajną adaptacje, mocnej książki. Cieszmy się, ale nie stawiajmy pośmiertnych pomników za życia. Ot co.
Serial czeka teraz prawdziwa próba. W dużej mierze najlepsze smaczki fabularne za nami. Zobaczymy jak dźwignie serial książkowe dłużyzny.
Simanie - można się licytować bez końca, na przykład dodać sprzedaż DVD i wtedy znowu GoT wypadnie blado. Teraz oczywiście :)
UsuńNigdy nie twierdziłem, że oglądalność ma jakikolwiek wpływ na jakość. Tym bardziej przynależność gatunkowa. Mój serialowy number one - Breaking Bad - dopiero w ostatnim sezonie dobił do 2,5 mln widzów i z fantasy nie ma nic wspólnego. ;)
UsuńNatomiast śmiertelność bohaterów - w serialu tego typu, jeśli jest dobrze zrealizowana (a jest) - na jakość tego serialu wpływa. Jako jeden z wielu składników, ale jednak.
Ta nerdofaza to chyba jednak z polskiej perspektywy? To tu chyba właśnie dostępność ma znaczenie - X-files leciał w TVP 2 przecież, GoT nie ma tego szcześcia. Zresztą, w Polsce jakiegoś gigantycznego szału na GoT nie zauważyłem. Jest znacznie większy niż w przypadku większośći amerykańskich seriali, ale nie jakiś nadzwyczajny.
Abonamentów HBO w Stanach jest oczywiście znacznie więcej niż w Polsce (także procentowo w stosunku do wszystkich widzów, bo liczbowo to na bank), ale to jednak telewizja "premium", do którego trzeba wykupić oddzielny abonament - nie każdy w Stanach to robi z automatu, bo ma telewizor. Kablówkę ma każdy. Polsat to odpowiednik ABC, CBS, NBC albo FOX. Tam najpopularniejsze seriale sięgają 20 mln. Różnica jest zasadnicza.
BTW. Masz jakieś dane do tej sprzedaży DVD (źródło or sth)? Pytam z ciekawości, bez złośliwości. ;)
Serial ma jeszcze jeden mocny sezon przed sobą, bo druga część trzeciego tomu nadal zawiera sporo akcji. Z piątym sezonem zaczną się problemy. Ale mam nadzieję, że zrobią na większą skalę to, co zrobili do tej pory z wątkiem Theona - pomieszają wątki z różnych tomów. To nawet będzie lepiej się łączyło, jeśli sytuacja na wyspach Greyjoyów czy na Dorne zacznie się już w czwartym sezonie, obok wydarzeń z tomu trzeciego.
Znam książki, nie znam serialu, nie mam problemu ;-)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńProblem w tym, że to właśnie książki są mocno średnie. Nie zrozumcie mnie źle: Martin działa mistrzowsko na poziomie konstrukcji postaci i fabuły. Ale pisać to on nie umie. Ma problem z narracją, z opisami, a także z dawkowaniem fabuły - czymś, co Rosjanie nazywają sjużetem ( http://pl.wikipedia.org/wiki/Sju%C5%BCet ). I to właśnie wychodzi w ostatnich tomach: kiedy fabuła zaczyna niedomagać i worek zwrotów akcji wysypał się w poprzednich tomach, te książki nudzą koszmarnie. Wcześniej tego nie czuć, bo fabuła goni (wg norm martinowskich, ale jednak), ale to jest problem już od pierwszego tomu.
OdpowiedzUsuńNatomiast serial nie ma tego problemu. Datego uważam go za dużo lepiej rozwijającego fabułę wymyśloną przez Martina. To nie jest jakieś mistrzostwo świata, narracja ma swoje poważne wady, ale to jest ogólnie dobry serial, co wynika ze średniej: świetna fabułą i bohaterowie, poprawna realizacja. Song oIaF to rzecz zaledwie przyzwoita (świetna fabuła i bohaterowie, ale kiepska realizacja).
..."Tych wszystkich “prawdziwych fanów” boli jedna rzecz - że Gra o Tron nie jest już ich, a stała się częścią kultury masowej i pozostanie już tam na zawsze. A żeby mogła się tam pojawić potrzebne były pewne skróty, uproszczenia i modyfikacje."
OdpowiedzUsuńŚwietnie ujęte. Takie trudne do nazwania poczucie pustki i żalu miałem wychodząc z kina po seansie "Władcy Pierścieni". :)