14 lutego 2013

Co mnie wkurza w sklepach z elektroniką?

09:00 Posted by Grzegorz A. Nowak 9 comments
Czasami zdarza się, że wpadam do Saturna w Galerii Krakowskiej. To świetny czasoumilacz, kiedy akurat muszę czekać na dobre połączenie tramwajowe i jednocześnie okazja, żeby zapoznać się z nowym sprzętem. Wiadomo, nic tak nie cieszy geeka jak trochę pobawić się technologicznymi zabawkami. Niestety jest parę drobnych szczegółów, które sprawiają, że czasami mam ochotę rzucać drogimi gadżetami w obsługę sklepu.

Po co właściwie przeciętny klient przychodzi do sklepu z elektroniką? Żeby kupić wymarzonego laptopa, albo lansiarski tablet? Pewnie, ale znacznie więcej jest osób, które po prostu chciałyby przyjrzeć się wystawionym gadżetom, zobaczyć jak działają i być może utwierdzić się w przekonaniu, że warto na nie wydać ciężko zarobione pieniądze. Niestety z jakichś niezrozumiałych dla mnie powodów takim osobom wciąż rzucane są pod nogi tęgie kłody.

Na półkach wystawionych jest kilkadziesiąt modeli laptopów i tabletów - klienci mogą je zmacać i przyglądnąć się im dokładnie, co zawsze jest miłe. Warto zobaczyć jak wygląda produkt, który być może skłoni nas do sięgnięcia po portfel. Denerwuje mnie jednak, że większość z laptopów i tabletów zabezpieczona jest hasłem i jedyne czym raczą nas producenci to kretyńska, zapętlona prezentacja, która mówi o produkcie tyle co nic. Nawet jeśli już się zdarzy, że jedno na dziesięć urządzeń jest odblokowane, to akurat nie jest podłączone do Internetu, który również jest zabezpieczony fikuśnym hasłem.

Po jaką cholerę więc wystawiacie ten sprzęt, skoro nawet nie mogę zobaczyć jak rzeczywiście działa? Mam podziwiać ilość portów i to czy klapa się lekko zamyka, by potem na tej podstawie dokonać decyzji o zakupie? Boicie się, że wam klienci zepsują ten sprzęt? Przecież to chyba jest wliczone w koszty, po to właśnie, żeby potencjalnego klienta przekonać, nie?

Tak właśnie wczoraj, z każdym przeglądanym laptopem, który akurat przykuł moje zainteresowanie, rosła  frustracja, gdy po wybudzeniu na ekranie pojawiała się prośba o podanie hasła. Miarka się przebrała, kiedy przyglądając się jednemu z ciekawszych tabletów, i to nie zabezpieczonemu hasłem, okazało się, że nie mogę się połączyć z Internetem. Na dodatek, po kilku próbach wpisania losowego hasła bateria zdechła.

Oczywiście wystarczy poprosić obsługę o odblokowanie urządzenia, ale ja często oglądam kilkanaście różnych produktów podczas jednej wizyty. Za każdym razem mam się prosić o łaskawą prezentację? Nie wiem jak jest w innych sklepach z elektroniką - pamiętam jedynie, że kiedyś miałem jeszcze gorszą sytuację w RTV Euro AGD. Chciałem przyjrzeć się z bliska tabletowi, więc wiadomo podnoszę go z półki, żeby sprawdzić ile waży, jak leży w ręce, a tu nagle włącza się alarm. Wszyscy na mnie patrzą, a poirytowana pani z obsługi rzuca tekstem w stylu "trzeba było ruszać?". Słowem, ukarano mnie za zainteresowanie produktem.

Kiedy wreszcie klienta przestanie się traktować jak potencjalnego złodzieja? Naprawdę, nie rozpisywałbym się o problemach pierwszego świata, gdyby nie to, że w tym samym sklepie, dwa regały od sprzętów Samsunga, Asusa, Sony i Acera stały komputery Apple - odblokowane, podłączone do neta, z masą aplikacji gotowych do przetestowania. Da się? A przecież to nie kosztuje tak wiele - ani producenta, ani obsługę sklepu.

9 komentarzy:

  1. Wiesz dlaczego sprzęt Apple jest odblokowany? Bo on będzie zawsze działał tak jak producent sobie zażyczył :) Nie zagniesz go na niczym, nie zrobisz czegoś nieprzewidzianego itp i co najważniejsze - nie popsujesz. A popsuć jest łatwo, szczególnie typowy sprzęt na windzie. Jałbuszka się nie da bo ono samo na to nie pozwoli :)

    Laptop tradycyjny przetestujesz jak wiesz jak, sprawdzisz dokładnie co ma naprawdę w środku itp :) Dlatego lepiej nie dać tej możliwości użytkownikowi, bo okaże się że sprzęt z paroma nalepkami "SALE", "FREE RATY 0%" jest delikatnie mówiąc - kiepski.

    OdpowiedzUsuń
  2. Może to zabezpieczenie przed młodymi ludźmi którzy na wagarach używaliby sklepu jako kafejki internetowej? W okolicach gdzie ryzyko spotkania takich ludzi jest małe więcej kompów jest odblokowane.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nigdy nie patrz na problem z jednej strony. Owszem, to o czym piszesz jest wkurzające. Natomiast co jest jeszcze bardziej wkurzające - polska mentalność i brak elementarnych zasad kultury. Przychodzi Ci taki dzieciak, i albo siedzi masakruje lapa przez 3 godziny, bo nie ma co robić po szkole i nikt się nim nie interesuje. I musisz go przeganiać, po raz nie wiadomo który, gdy chcesz zaprezentować lapa klientowi. Albo przyjdzie dres i Ci zmasakruje system, który na tym lapie jest(z formatowaniem partycji serwisowej włącznie). Bo nie ma czasu na zabezpieczanie ze strony softu, z racji tego że jest tysiąc innych rzeczy do roboty, trzeba rozłożyć towar, pościerać kurze, tylko i wyłącznie dlatego, żebyś przypadkiem nie miał czasu postać dłużej w jednym miejscu. To jest codzienność sprzedawcy w markecie. Od kierownika wzwyż wszyscy się przypierdalają o wszystko. Więc najprościej i najszybciej jest go zahasłować. I odblokować na prośbę klienta. A Ty jeszcze żądasz dostępu do Internetu. Po to żeby się trzeba było tłumaczyć dlaczego na pulpicie są gołe dupy? Na koniec jeden z kierowników, usłyszy od kogoś kto usłyszał, że tamten słyszał, że na jednym lapku to same pornosy. I chodzi łajza i wygaduje, że "chłopaki zkomputerów" nic nie robią tylko siedzą na portalach erotycznych. Potem przez dwa tygodnie codziennie "inspekcja" i przypierdala się dyrektor, że kartony stoją nierówno i całą alejkę drukarek trzeba przesunąć o 2 cm!!! I to na zmianie 12h, gdzie na cały dzień masz 15 minut przerwy. Nigdy, nigdy nie opiniuj nie badając sprawy ze wszystkich stron. Ludzie się musza zmienić. Potem wypominaj.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdarzyło mi się sprzedawac laptopy w duzej brytyjskiej sieci, i chętnie ci wyjaśnię, czemu laptopy są zahasłowane.
    Koleś przychodzący i gapiący się na laptopy nie jest "klientem". Jest przeszkadzajką. Kręci się, denerwuje obsługę, maca i nic nie kupuje. Zysku i pożytku z niego nie ma.
    Laptop stoi. Możesz przyjśc, popatrzec na obudowę, przeczytac specsy i przejśc dalej. Sprzedawca na sklepie nie jest po to, by pilnowac byś niczego nie zepsuł. Jest po to, żeby sprzedawac.
    Chcesz uzyskac więcej informacji? Poproś sprzedawcę z danego działu, by podszedł i ci to uruchomił. On jest tu po to, by odpowiedziec na twoje pytania dotyczące maszyny, pokazac ci jak działa, wyjasnic wątpliwości - i przede wszystkim, wybadac twoją chęc kupna. Bo do tego ten laptop służy - jako atraktor klientów, Point Of Sale, a nie zabawka dla znudzonych spacerowiczów. Jak nie będziesz wyraźnie zainteresowany zakupem, nie zadasz kluczowych pytań, to szybko pogoni cię na bambus, albo odejdzie do klienta który lepiej rokuje niż ty.

    Co zaś do opini Grega Gentoo - bzdury. Sorki, ale to nie tylko "polska mentalnośc", bo też brytyjska, irlandzka, niemiecka czy francuska. Polską mentalnośc pokazuje za to coś innego - to jak wylewasz żale na szefa :)
    Ty nie upilnowałeś "dup na pulipicie", nie szef. Szef sobie ich nie życzy. Twoją rolą jest pilnowanie by komputery były "czyste", więc to także twoja odpowiedzialnośc. Zawalisz, szef się przypierdoli. I będzie miał rację. Płakanie i skargi na "łajzę" są takie nasze, swojskie. Lepiej się oburzyc na innych, niż zastanowic, "co JA robię, kurwa źle? Może nie nadaję się do tej pracy?". Zły Dres, Zły Szef, tylko ja biedne niewiniątko. Młot i Kowadło normalnie a ja pośrodku.

    Swoją drogą - jak taki koleś ma ci sprzedac cokolwiek? Sfrustrowany, wkurwiony na klientów, na przełożonych, winący wszystkich dookoła oprócz siebie? Ale to tacy właśnie pracują w tych polskich sieciówkach - opryskliwi, niedoszkoleni, niekompetentni, niedoinformowani, mający w dupie jakikolwiek "customer care", często nawet nie wiedzący co to jest.
    I w normalnym kraju zostałby wypierdolony na zbity pysk pierwszego dnia pracy. Albo znalazłby sobie pracę, gdzie jego brak umiejętności koniecznych przy "floorze" nie będzie przeszkadzał.


    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki za wasze uwagi. Mimo wszystko dziwi mnie, że jednocześnie nie ma takiego problemu w przypadku produktów Apple'a. Jasne, to inny poziom, powiedzmy wyższa klasa sprzętu, ale dzięki takim drobnym zabiegom, jak własnie odblokowane urządzenie, czy trochę wrzuconych materiałów na dysk i do aplikacji, kompletnie zmienia odbiór urządzenia. To mnie dziwi.

    Być może Apple płaci resellerom za lepsze dbanie i lepszą ekspozycję swoich produktów? Nie wiem. W każdym razie różnicę widać na pierwszy rzut oka.

    OdpowiedzUsuń
  6. A dziękuję Ci bardzo Zigzak. Już zapomniałeś jak grę za friko ode mnie dostałeś? W porządku. Tego Ci nie zapomnę. Traktowałem Cię na równi z wszystkimi, lekceważąc to, że ponad połowa fandomu ma Cię za idiotę. Mea culpa. Sporo nauki wyciągnąłem z Twojej wypowiedzi.

    Wiesz co? Pracowałem długo, kupę lat temu, w startującej niemieckiej sieci, i zostawiłem tam sporo życia, zdrowia i nerwów. Jako zespół staraliśmy się bardzo, za śmieszną pensję, zgadzając się na łamanie prawa pracy. Nieludzkie warunki odchorowuję do dzisiaj. Zrobiliśmy sporo dobrej roboty, czasem niepotrzebnej, po to żeby "Góra" wieczorem mogła obdzwaniać inne markety w Polsce i chwalić się statystykami obrotu. Niektórym z nas bardzo ładnie za to podziękowano - naganą z wpisem do akt, za przewinienia których nie zrobili, czasem bzdurne, idiotyczne wręcz. Ale co tam. Nie będę Ci tego tłumaczył. Przecież Ty to wiesz lepiej. Przecież jestem płaczącym niewiniątkiem, opryskliwym niedoukiem mającym w dupie "customer care". Mocne.

    OdpowiedzUsuń
  7. @Grzegorz Nowak
    zwróć uwagę na to, ile produktów "do pilnowania" mają sklepy Apple'a, a ile takie "RTV Euro AGD" czy "Media Markt". Sklep Appla ma dosłownie kilkadziesiąt produktów, wliczając akcesoria. No i marże płacisz takie, że mimo wszystko opłaca się utrzymać tych dwóch czy trzech doradców i wysyłać ich na szkolenia produktowe.
    Zyskuje na tym także "customer care" - ale płacisz za to właśnie marżą za produkt.
    I odwrotnie patrząc - idąc do takiego Saturna czy MM płacisz mniej - ale właśnie dlatego, że te sklepy nie inwestują w "CC" tyle, co Apple Store. Efekty widać.
    Bo taniej jest postawić jednego studenta (bo zwykle są to studenci na pół etatu) by pilnował sekcji z laptopami (pilnował/"doradzał") zamiast zatrudnić profesjonalnego i wyspecjalizowanego sprzedawcę i zainwestować w jego szkolenie.
    Taka uroda różnych typów sklepów.

    @ Gerg Gentoo - jak ci odpisałem w meilu - nie bierz tego osobiście do siebie. Tak to wygląda w sieciówkach i już. I tyczy się ogółu polskich "floorsellerów" w sieciówkach. Tani, słabo motywowani, kiepsko przeszkoleni. Bo z ceny trzeba zejść. A wyszkolony pracownik to drogi pracownik. Podwójnie drogi, bo nie dość, że firma inwestuje w jego szkolenie, to jeszcze musi mu więcej płacić, by nie zabrał ze sobą nabytej wiedzy do konkurencji.
    To co się traci na opryskliwej obsłudze (zniechęceni klienci) zyskuje się na niskich cenach (zachęceni klienci).
    Co do reszty - ja tam wychodzę z założenia, że jak praca unieszczęśliwia to trzeba znaleźć inną, a nie trzymać się tej kurczowo. Nikomu nic z tego nic dobrego nie przyjdzie - sprzedawca będzie się wyżywał na klientach, a klienci będą wkurwieni na sprzedawcę. Wiem, że czasem trudno jest odmówić pracodawcy albo podziękować za współpracę, ale z drugiej strony - wybór jest, a ci ktorzy się na to zgadzają robią to na własne życzenie.
    I umówmy się asertywnie, że nie ma co ich żałować, bo to oni podjęli takie a nie inne decyzje.

    OdpowiedzUsuń
  8. @zigzak

    Tylko że produkty Apple stały w tym samym sklepie, regał dalej, od tych wszystkich poblokowanych Samsungów, Asusów, Acerów i Sony. Ale tak jak mówię, może Apple więcej płaci za ekspozycję. Nie wiem.

    Tak czy inaczej cierpi na tym i klient i sklep.

    A co do warunków pracy - nie mnie oceniać i nie tego dotyczy tekst. Wiem, że w dużych sieciówkach różnie bywa. W tekście jednak winę widzę zarówno po stronie producentów jak i osób odpowiedzialnych za ekspozycję sprzętu. To sytuacja, w której wszyscy tracą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego co pamiętam z mojej sieciówki, Apple miał specjalne obostrzena w kontrakcie, przy nowych promocjach przyjeżdżał specjalnie doradca klienta od nich, najpierw dawał nam szkolenie, a potem stał z nami na parkiecie przez kilka dni i sam doradzał przy applach. No i najważniejsze - znał się na tym lepiej niż sprzedawca ktory musial w tym samym czasie oblecieć laptopy, desktopy, drukarki, aparaty, telewizory i konsole.

      Apple ma po prostu inny model sprzedaży niż Samsung czy Sony. Bardziej skoncentrowany na promocji marki, dlatego sami tego pilnują.

      No i za moich czasów Mac'ki w sklepach były takie generic, a prawdziwa zabawa zaczynała się online, gdzie mogłeś sobie zbudować wymarzone jabłuszko z komponentów, jak postać do Dedeków :)

      Usuń