System: Legenda 5 Kręgów
MG: Pluszak
Gracze: Badguy (Hiruma Zabuza), Samalai (Yasuki Gomeda), Sebciu (Kuni Kambei) i Ja (Kuni Yatsu)
Scenariusz: autorski Pluszaka
Tym razem między sesjami upłynęło znacznie więcej czasu i początkowo założenie regularnego grania nie sprawdziło się (jak zwykle), ale i tak nie ma co narzekać - ogólnie udaje mi się grać więcej niż w zeszłym roku. Najwyższy jednak czas na opisanie kolejnego rozdziału Opowieści Krabów, szczególnie że ostatni weekend marca był obfity w eRPeGowe wrażenia (i nie chodzi mi tu o Pyrkon na którym nie mogłem się niestety pojawić). Nim jednak przejdziemy do samej sesji wypadałoby przypomnieć sylwetki naszych herosów:
- Hiruma Zabuza - berserker, wielki wojownik, weteran wielu bitew i... kochający ojciec czterech ślicznych córeczek (w dodatku czworaczek!),
- Yasuki Gomeda - bushi z kupieckiej rodziny, który w wyniku dziwnych splotów wydarzeń pobierał nauki w szkole Daidoji, dowódca 50-osobowego oddziału zbrojnych, ochroniarz Kuniego Kambei,
- Kuni Kambei - pogodny shugenja z ponurego rodu, posiadający wielką moc i jeszcze wspanialsze dziedzictwo,
- Kuni Yatsu - Łowca Czarownic, któremu przebywanie w Krainach Cienia odbiło się na umyśle i na ciele, trawiony przez pierwszy symptomy Skazy
Fabuła
Dla naszej krabiej drużyny nadszedł czas na wyruszenie wgłąb Krain Cienia w celu zbadania niepokojących doniesień o rzekomych skażonych nezumi. Jak wiadomo szczurzy rodzaj znany jest ze swej odwiecznej, wrodzonej odporności na Skazę Fu Lenga i skorumpowanie tego gatunku żyjącego na pograniczu na pewno nie wpłynie pozytywnie na i tak już trudną sytuację Klanu Kraba. Do tego odkrycie co stoi za "upadkiem nezumi" było ostatnią wolą zmarłego sensei, Kuni Junichi.
Przygoda rozpoczęła się w zniszczonym mieście, na pograniczu ziem klanu Krabu, w którego obronę ostatnim razem włączyła się nasza drużyna. Konno samurajowie wyruszyli w stronę Muru Kaiu, gdzie mieli się przygotować do dalszej wyprawy. Tu mogli odpocząć, skorzystać z pomocy miejscowych płatnerzy i pomodlić się w kaplicach do Fortun o pomyślność na czas wyprawy. Gdy wszyscy byli już gotowi, grupa złożona z czterech samurajów, kilku zbrojnych Yasuki Gomedy i zwiadowcy, Hiruma Eigi który miał poprowadzić wszystkich przez pustkowia, opuściła bezpieczne schronienie Muru.
Dla naszej krabiej drużyny nadszedł czas na wyruszenie wgłąb Krain Cienia w celu zbadania niepokojących doniesień o rzekomych skażonych nezumi. Jak wiadomo szczurzy rodzaj znany jest ze swej odwiecznej, wrodzonej odporności na Skazę Fu Lenga i skorumpowanie tego gatunku żyjącego na pograniczu na pewno nie wpłynie pozytywnie na i tak już trudną sytuację Klanu Kraba. Do tego odkrycie co stoi za "upadkiem nezumi" było ostatnią wolą zmarłego sensei, Kuni Junichi.
Przygoda rozpoczęła się w zniszczonym mieście, na pograniczu ziem klanu Krabu, w którego obronę ostatnim razem włączyła się nasza drużyna. Konno samurajowie wyruszyli w stronę Muru Kaiu, gdzie mieli się przygotować do dalszej wyprawy. Tu mogli odpocząć, skorzystać z pomocy miejscowych płatnerzy i pomodlić się w kaplicach do Fortun o pomyślność na czas wyprawy. Gdy wszyscy byli już gotowi, grupa złożona z czterech samurajów, kilku zbrojnych Yasuki Gomedy i zwiadowcy, Hiruma Eigi który miał poprowadzić wszystkich przez pustkowia, opuściła bezpieczne schronienie Muru.
Pierwsze dni podróży schodziły na wytrwałym dążeniu do celu podróży, omijaniu niewielkich skupisk wroga (lub szybkich potyczkach) i rozmowach podczas krótkich odpoczynków. Dopiero natknięcie się na grupę samurajów walczących z przeważającymi liczebnie bakemono i kilkoma oni zmusiło naszą drużynę do przerwania podróży i podjęcia walki. Starcie rozegrało się bez większych problemów - Kraby znów w swoim żywiole: świszczące katany i ciężko opadające tetsubo po raz kolejny pokazywały sługom Fu Lenga gdzie jest ich miejsce. Po rozmowie z garstką ocalałych samurajów pod przywództwem samuraj-ko Hirumy Aiko drużyna dowiedziała się o wzmożonej aktywności sił Pana Ciemności w tym rejonie. Przywódczyni poinformowała Bohaterów również o dziwacznym zwiadowcy, który aż do momentu zasadzki towarzyszył jej grupie. Teraz ślad po nim zaginął.
Kolejny dzień drogi mijał spokojnie, dopóki zmysł łowcy Kuni nie ostrzegł go o potężnej istocie Cienia znajdującej się nieopodal. Łowca postanowił sam sprawdzić co to za zagrożenie i po wykonaniu zwiadu podjąć decyzję co dalej. Yatsu udało się podkraść w pobliże miejsca, gdzie miał znajdować się wróg i tam zobaczył z czym drużna będzie miała do czynienia. W niewielkim zagłębieniu terenu znajdowało się coś w rodzaju ołtarza, przy którym plugawy oni odprawiał nieznany rytuał czarnej magii. Na ołtarzu rozpięty był starszy człowiek, najwidoczniej przyszła ofiara plugawego rytuału. W tym miejscu Kuni Yatsu miał możliwość wyboru - albo samemu podjąć walkę z monstrum, albo wrócić po swoich towarzyszy. Pozostawała jeszcze wrodzona ciekawość Kuni, który chętnie wykorzystałby wiedzę o nowym rytuale, nieznanego wiedzy tajemniczego rodu.
Rozterki przerwało jednak pojawienie się Zabuzy. Widząc, że nie uda się zobaczyć nic więcej z rytuału Yatsu również rzucił się w stronę demona. Niestety nim mógł cokolwiek zrobić berserker Hiruma pokonał potwora (spektakularnie rzucając do niego tetsubo a potem obcinając członki!). Niestety nie udało się ani zaobserwować całości rytuału, ani uratować ofiary, której dusza została rozszarpana w męczarniach.
W tym miejscu rozpoczęła się nieco dziwna i zaraz dramatyczna scena. Po walce Zabuza rzucił się na Yatus pytając "Czemu nic nie zrobiliście?!". Yatsu tłumaczył "Kuni Kambei chciał użyć swoich zwojów, musiałem zaczekać". Dalsza dyskusja między tymi dwoma nabrała jednak ostrości i Zabuza zaczął zarzucać Yatsu kłamstwo i tchórzliwość. Musiało się to skończyć pojedynkiem, jednak dzięki interwencji Gomedy, krabim zwyczajem rozstrzyganym walką na pięści. Walka była zacięta i początkowo przewagę zdobywał Yatsu, ostatecznie nie miał szans z berserkerskim szałem swojego kompana. Padł pobity na ziemię i jedynie magia Kambeia uratowała go od śmierci.
Tymi dramatycznymi wydarzeniami zakończyliśmy sesję.
Podsumowanie
Dziś zacznę od końca, czyli od finałowej sceny kłótni w drużynie. Przyznam, że nie pamiętam kiedy ostatni raz było tyle emocji na sesji! W ostatnią scenę zaangażowani były moja postać i bohater Badguya, ale wszyscy grający odczuli dramatyzm chwili. Najgorsze jest to, że w wyniku pojedynku technicznie rzecz biorąc moja postać zginęła (otrzymała 53 rany na możliwych 48), jednak MG uznał, że wobec natychmiastowej reakcji shugenja udało się uratować Yatsu. Trochę bolało mnie to naginanie zasad, ale z drugiej strony taka głupawa śmierć to nie najlepszy sposób na zakończenie kariery tej postaci, z którą zdążyłem się już zżyć.
Uważam, że Badguy zagrał trochę out of character - moim zdaniem Zabuza nie miał podstaw, żeby tak zareagować. Owszem gracz wiedział co stało za "dylematami Kuni", jednak bohater nie bardzo miał nawet czas żeby się nad tym zastanowić - nie widział przecież nic co mogłoby wzbudzić podejrzenia a i nie miał też podstaw do tego, żeby domyślać się kłamstwa Kuni. Yatsu wyskoczył do walki dokładnie w tym samym momencie w którym zauważył nadbiegającego berserkera niestety nie zdołał się nawet włączyć do walki (tak to jest kiedy jeden gracz killuje bossa w ciągu jednej rundy ;). Warto jeszcze pamiętać, że obaj bushi przez ostatnie dwie sesje walczyli praktycznie ramię w ramię wspólnie stawiając czoła siłom zła. Dlaczego teraz Zabuza miałby nagle upatrywać w Kuni zdrajców i kłamców (nawet jeśli po części rzeczywiście tak było)? Do całej sytuacji nie doszłoby, gdyby udałby mi się test blefu (tu też zapomniałem o możliwościach mechaniki i znów nie wydałem przez całą sesję ani jednego Punktu Pustki, co skrzętnie wykorzystał Badguy).
Równie dobrze moglem całą scenę rozegrać sam na sam z MG, jednak wróciłem do reszty drużyny - nie sądziłem, że spotka mnie coś takiego. Z drugiej jednak strony wyszła bardzo emocjonująca scena, w której gracze wyszli poza swoje postacie i w całym pokoju słychać było podniesione głosy. Miałem nadzieję, że któryś z pozostałych graczy zasugeruje pojedynek do pierwszej krwi, zgodnie z filozofią Krabów o nie marnowaniu życia samurajów, i dzięki temu żaden z bohaterów nie byłby zagrożony śmiercią. A tak pozostał niesmak "wskrzeszenia".
Ta ostatnia scena przyćmiła inne wydarzenia na sesji do tego stopnia, że nie bardzo pamiętam jak było z odgrywaniem postaci przez poszczególnych graczy, więc dziś nie będę się nad tym rozwodził. Pamiętam jedynie, że Sebciu (Kuni Kambei) przykuł moją uwagę swoją postacią (dostał nawet za to PDka) pytanie czy to nie właśnie pod wpływem ostatniej sceny. Do tego MG wyznał, że fabularnie nie posunęliśmy się daleko - wciąż przed nami tajemnica Nezumi.
Ostatnia sesja przejdzie to historii jako niezapomniana. Mówię to z całą powagą. Może nie do końca podobały mi się niektóre zagrania, to ostatnia scena zapadnie w pamięci na długo i jeszcze pewnie nie raz będziemy o niej rozmawiali. Wystarczy powiedzieć, że tego dnia nie sposób było rozmawiać o czym innym jak właśnie o przygodach samurajów, których świadkami dopiero co byliśmy.
Wszyscy zastanawiają się jak się rozwiąże ten "drużynowy kryzys". Z niecierpliwością czekam na kolejną sesję.
Krótka, dowcipna dygresja. Po walce wszyscy doszli do wniosku, że trzeba pozbyć się ciał poległych samurajów, gdyż Skaza szybko animuje ich martwe ciała. Rozpoczęła się dyskusja w jaki sposób to zrobić - początkowo padały racjonalne propozycje, ale uwaga Badguya ("Sama oliwa da za małą temperaturę, żeby spopielić te zwłoki") wywoła dalszą dyskusje - jakich czarów z arsenału shugenja wykorzystać do kremacji? Gdy rozmowa się przeciągała a moje propozycje zrobienia stosu z drewna i podpalenia również nie trafiały na podatny grunt, dalej obmyślano jaki czar użyć w tym wypadku, nasz MG poddał się irracjonalnej logice i w zamyśleniu skwitował "Meteoryt byłby najlepszy". Padliśmy wszyscy ze śmiechu wyobrażając sobie samurajów płaczących po śmierci towarzyszy, którzy grzebią kamratów przyzywając meteoryt.Po walce wszyscy samurajowie udali się na spoczynek. W tym celu zwiadowcy odnaleźli niewielką grotę, która mogła posłużyć za tymczasowe schronienie. Następnego dnia resztka zwiadu pod dowództwem samuraj-ko udała się w drogę powrotną. Drużyna ofiarowała pomoc swojego zwiadowcy, Hirumy Eigi, gdyż Kuni Yatsu doskonale znał dalszą drogę. W ten sposób Eigi miał doprowadzić zwiad w bezpieczne miejsce i później dołączyć do reszty.
Kolejny dzień drogi mijał spokojnie, dopóki zmysł łowcy Kuni nie ostrzegł go o potężnej istocie Cienia znajdującej się nieopodal. Łowca postanowił sam sprawdzić co to za zagrożenie i po wykonaniu zwiadu podjąć decyzję co dalej. Yatsu udało się podkraść w pobliże miejsca, gdzie miał znajdować się wróg i tam zobaczył z czym drużna będzie miała do czynienia. W niewielkim zagłębieniu terenu znajdowało się coś w rodzaju ołtarza, przy którym plugawy oni odprawiał nieznany rytuał czarnej magii. Na ołtarzu rozpięty był starszy człowiek, najwidoczniej przyszła ofiara plugawego rytuału. W tym miejscu Kuni Yatsu miał możliwość wyboru - albo samemu podjąć walkę z monstrum, albo wrócić po swoich towarzyszy. Pozostawała jeszcze wrodzona ciekawość Kuni, który chętnie wykorzystałby wiedzę o nowym rytuale, nieznanego wiedzy tajemniczego rodu.
W tym miejscu MG wziął mnie na osobność i przedstawił powyższą sytuację. Jako łowca Kuni mógłbym spokojnie podjąć walkę z oni, jednak jako gracz postanowiłem wrócić do reszty drużyny, żeby i oni mogli uczestniczyć w tej scenie.Po powrocie Yatsu i krótkim streszczeniu sytuacji obu Kuni i Hiruma Zabuza ruszyli do walki, natomiast Yasuki Gomeda szykował do walki swoich zbrojnych. W drodze do rytualnego miejsca Zabuza postanowił zajść wroga od tyłu, dłuższą drogą, gdy tymczasem Kuni mieli udać się na miejsce krótszą trasą. Gdy Kuni dotarli na miejsce zawahali się jednak zaatakować - Kambei będąc zafascynowany magią Maho (co było zresztą jego mroczną tajemnicą) miast atakować przyglądał się odprawianemu rytuałowi. Yatsu widząc reakcje pobratymca i rozumiejąc jego odczucia (znał tajemnicę przyjaciela) nie mógł się zdecydować jak postąpić. Wiedza o kolejnym, potężnym zaklęciu czarnej magii mogłaby w przyszłości pomóc w walce z innymi czarnoksiężnikami, jednak obrona i walka z potworami z Krain Cienia to obowiązek samurajów z klanu Kraba.
W tym miejscu jako gracz uznałem, że to sprawa Honoru - honorowym byłoby skoczyć do walki, a pofolgowanie swojej ciekawości byłoby czynem niezwykle niegodnym. Test Honoru okazał się jednak porażką... Mój bohater stracił poziom Honoru i stał bezczynnie przyglądając się plugawemu oni i jego czarnej magii (czy wspominałem już, że Kuni Yatsu nosi Skazę Cienia?).
W tym miejscu rozpoczęła się nieco dziwna i zaraz dramatyczna scena. Po walce Zabuza rzucił się na Yatus pytając "Czemu nic nie zrobiliście?!". Yatsu tłumaczył "Kuni Kambei chciał użyć swoich zwojów, musiałem zaczekać". Dalsza dyskusja między tymi dwoma nabrała jednak ostrości i Zabuza zaczął zarzucać Yatsu kłamstwo i tchórzliwość. Musiało się to skończyć pojedynkiem, jednak dzięki interwencji Gomedy, krabim zwyczajem rozstrzyganym walką na pięści. Walka była zacięta i początkowo przewagę zdobywał Yatsu, ostatecznie nie miał szans z berserkerskim szałem swojego kompana. Padł pobity na ziemię i jedynie magia Kambeia uratowała go od śmierci.
Tymi dramatycznymi wydarzeniami zakończyliśmy sesję.
Podsumowanie
Dziś zacznę od końca, czyli od finałowej sceny kłótni w drużynie. Przyznam, że nie pamiętam kiedy ostatni raz było tyle emocji na sesji! W ostatnią scenę zaangażowani były moja postać i bohater Badguya, ale wszyscy grający odczuli dramatyzm chwili. Najgorsze jest to, że w wyniku pojedynku technicznie rzecz biorąc moja postać zginęła (otrzymała 53 rany na możliwych 48), jednak MG uznał, że wobec natychmiastowej reakcji shugenja udało się uratować Yatsu. Trochę bolało mnie to naginanie zasad, ale z drugiej strony taka głupawa śmierć to nie najlepszy sposób na zakończenie kariery tej postaci, z którą zdążyłem się już zżyć.
Uważam, że Badguy zagrał trochę out of character - moim zdaniem Zabuza nie miał podstaw, żeby tak zareagować. Owszem gracz wiedział co stało za "dylematami Kuni", jednak bohater nie bardzo miał nawet czas żeby się nad tym zastanowić - nie widział przecież nic co mogłoby wzbudzić podejrzenia a i nie miał też podstaw do tego, żeby domyślać się kłamstwa Kuni. Yatsu wyskoczył do walki dokładnie w tym samym momencie w którym zauważył nadbiegającego berserkera niestety nie zdołał się nawet włączyć do walki (tak to jest kiedy jeden gracz killuje bossa w ciągu jednej rundy ;). Warto jeszcze pamiętać, że obaj bushi przez ostatnie dwie sesje walczyli praktycznie ramię w ramię wspólnie stawiając czoła siłom zła. Dlaczego teraz Zabuza miałby nagle upatrywać w Kuni zdrajców i kłamców (nawet jeśli po części rzeczywiście tak było)? Do całej sytuacji nie doszłoby, gdyby udałby mi się test blefu (tu też zapomniałem o możliwościach mechaniki i znów nie wydałem przez całą sesję ani jednego Punktu Pustki, co skrzętnie wykorzystał Badguy).
Równie dobrze moglem całą scenę rozegrać sam na sam z MG, jednak wróciłem do reszty drużyny - nie sądziłem, że spotka mnie coś takiego. Z drugiej jednak strony wyszła bardzo emocjonująca scena, w której gracze wyszli poza swoje postacie i w całym pokoju słychać było podniesione głosy. Miałem nadzieję, że któryś z pozostałych graczy zasugeruje pojedynek do pierwszej krwi, zgodnie z filozofią Krabów o nie marnowaniu życia samurajów, i dzięki temu żaden z bohaterów nie byłby zagrożony śmiercią. A tak pozostał niesmak "wskrzeszenia".
Ta ostatnia scena przyćmiła inne wydarzenia na sesji do tego stopnia, że nie bardzo pamiętam jak było z odgrywaniem postaci przez poszczególnych graczy, więc dziś nie będę się nad tym rozwodził. Pamiętam jedynie, że Sebciu (Kuni Kambei) przykuł moją uwagę swoją postacią (dostał nawet za to PDka) pytanie czy to nie właśnie pod wpływem ostatniej sceny. Do tego MG wyznał, że fabularnie nie posunęliśmy się daleko - wciąż przed nami tajemnica Nezumi.
Ostatnia sesja przejdzie to historii jako niezapomniana. Mówię to z całą powagą. Może nie do końca podobały mi się niektóre zagrania, to ostatnia scena zapadnie w pamięci na długo i jeszcze pewnie nie raz będziemy o niej rozmawiali. Wystarczy powiedzieć, że tego dnia nie sposób było rozmawiać o czym innym jak właśnie o przygodach samurajów, których świadkami dopiero co byliśmy.
Wszyscy zastanawiają się jak się rozwiąże ten "drużynowy kryzys". Z niecierpliwością czekam na kolejną sesję.
Dzięki za ten raport z sesji.
OdpowiedzUsuńUważam, że emocje są na sesji najważniejsze, a to jak o tym tutaj piszesz, w pełni to potwierdza. Fabuła nie musi być zanadto skomplikowana, a wystarczy, żeby gracze wczuwali się z zaangażowaniem w postacie i już się kręci. I to nawet tak, że powstają sesje, których "nie zapomni się do końca życia". :)