Nie wspominałem o tym zbyt często, ale przeważnie jestem zajęty pisaniem o LARPach i sesjach, więc cóż się dziwić. Gdzieś tam w głębi serca miłośnika gier wszelakich jest tez miejsce na karcianki. I dlatego dziś przybliżę nieco swoje przygody z grami karcianymi.
Na wstępie muszę ostrzec, że tak naprawdę marny ze mnie karciarz. Miałem styczność z kilkoma grami karcianymi i to zazwyczaj przez krótki czas, więc moje opinie powinny być bardziej traktowane jak luźne odczucia, niż jakieś rzetelne oceny. Wybierając grę zwracam uwagę na zupełnie inne aspekty karcianek niż większość graczy. Dla przykładu - na pierwszym miejscu stawiam zawsze "świat" gry, background opisywany w flavour textach i tworzony przez postacie, wydarzenia i kolejne dodatki. Dlatego jakoś mdli mnie na myśl o Magicu i tym uwielbieniu, którym jest obdarzany (już słyszę tłumy magicowców pod moimi oknami - czy oni mają w rękach pochodnie?). Ta gra dla mnie jest płaska, do gruntu matematyczna i na dobrą sprawę możnaby ją sprzedawać w formie samych napisów na biało-czarnych kartonikach. Przynajmniej byłaby tańsza. Bo przecież świat jest tam tylko pretekstem, a nie osnową gry i jakoś to mi się nigdy nie podobało, choć grałem w Magica swego czasu (ale o tym jeszcze opowiem). Światy, rysunki, nowe potworki - to wszystko wydaje się być jedynie ozdobą i tak naprawdę jedyne co je łączy w całość to mechanika gry. Być może się mylę. Być może gdy się wgłębić w we fluff to okazałoby się, że jest tam ciekawy, zajmujący świat. Niestety nie widać tego na pierwszy rzut oka, a są przecież karcianki, w których ten aspekt gry wychodzi na pierwsze miejsce.
Rozpisałem się o tym, dlaczego nie lubię Magica, a przecież nie o tym miałem pisać. Dlatego teraz, już bez dygresji: ganprzygody z karciankami.
Doomtrooper
Pewnie większość polskich karciarzy zaczynała od tej gry. Dzięki wydawnictwu MAG mogliśmy ujrzeć pierwszą grę karcianą w naszym ojczystym języku. Było to za czasów mojej podstawówki. Dowiedziałem się Doomtrooperze oczywiście z łam ś.p. MiMa i przy okazji jakiejś imprezy na której daje się prezenty (urodziny?) zażyczyłem sobie od rodziców kupno zestawu podstawowego. Co ciekawe, jako że w katalogu MiMa, który znajdował się na końcu każdego numeru, Doomtrooper znajdował się obok RPGów więc byłem przekonany, że otrzymam podręcznik do Doomtroopera (!). Jakież było moje zdziwienie gdy wszytko się mieściło w małym pudełku, a zasady były kilkunastostronicową książeczką z malutkimi literkami.
Tak się zaczęła przygoda z DT. Jeszcze wtedy nie byłem świadom tego, że karcianka była osadzona w świecie RPGa, ale skromne opisy na kartach i świetne grafiki działały na wyobraźnie. Pamiętam, że mieliśmy tylko jedną podstawkę i przez bardzo długi czas graliśmy tylko przy jej pomocy (w zasadach byłą opisana możliwość gry na dwie osoby jedną talią). Dopiero wiele miesięcy później starszy brat dokupił kilka boosterów z różnych dodatków powiększając nieco nasz skromny zasób kart.
Graliśmy zawsze w gronie rodzeństwa (ja i bracia) i nigdy nie udało nam się zagrać w wersje zaawansowaną (czyle de facto tą którą normalnie się gra). Używaliśmy nawet kart do własnych zabaw, tworząc np. zasady walki między poszczególnymi wojownikami i wystawiając ich miedzy siebie, lub grając w wariację na temat "wojny" za pomocą kart z DT. Pamiętam, że będąc na wyjeździe u babci i mając ze sobą karty zaraziłem nimi mojego chrzestnego! Graliśmy do późna przy kuchennym stole do momentu, aż kłótnia o działanie jednej karty zepsuła radosny klimat gry (w tych czasach nie było Internetu pod ręku żeby sprawdzić FAQ).
Nigdy nie miałem okzaji zagrać poza tym rodzinnym gronem. Nigdy nie brałem też udział w żadnym turnieju więc cięzko jak widać ciężko nazywać sie w tym wypadku. mimo to Doomtrooper pozostawił miłe wspomniena i gdzieś na dnie szafki są schowane te stare wysłużone karty którymi rozegrałem dziesiątki partii.
Magic: the Gathering
I powraca jak bumerang nieszczęsny Magic. Jak wspominałem na początku - nie lubię tej gry, ale miałem całkiem spory epizod z jej udziałem. Nauczył mnie grać w nią mój starszy brat (tak tak - to ten sam co pokazał RPGi i fantastykę - patrz coś uczynił!) i początki wspominam całkiem miło. Przez całe gimnazjum graliśmy w skromnym 3-osobowym gronie kumpli-eRPeGowców (ja, Samalai i Alkein) znów korzystając z niewielkiej ilości kart i sporej masy proxów (dopiero przy grze w Magica dowiedziałem sie o takim sposobie - za czasów DT nigdy nie przyszło mi do głowy robienie "zastępczych kart"). Nie wspominam tego okresu źle - pamiętam, że grało nam się bardzo dobrze, czasem nawet wykorzystywaliśmy duże przerwy i wolne lekcje. W Magica pogrywałem też w liceum, a to z uwagi na to, że tam też znaleźli się fani tej gry. Jak więc można było odmówić?
Tak czy inaczej moja przygoda z Magiciem zakończyła się w okolicach dodatków Tempest i Urza's Saga (5 edycja). Dziś gdyby ktoś mi dał karty do ręki i zaproponował rozgrywkę pewnie bym nie odmówił, ale nie skusiłbym się żeby zainwestować w tę grę. Wolałbym wydać pieniądze na co innego. O powodach już pisałem.
Dark Eden
Ten epizod był krótki. W czasach gimnazjum namówiłem znajomego (a był to Samalai) na zakup podstawek do DE i spróbowaniu swoich sił w grze. Początkowo wydawało się, że wspólna gra będzie się rozwijać, jednak z czasem entuzjazm opadł, w sumie nie bardzo wiem dlaczego. Gra jest dość przyjemna, świat znany z Kronik Mutantów i Doomtroopera oraz zupełnie nowe podejście do karcianek (rozgrywka przypominała nieco RTSa - trzeba było zbierać surowce i dbać o rozwój bazy). Karty do gry wciąż leżą w szafce. Sentyment pozostał ale wątpię żebym miał okazje kiedykolwiek nimi zagrać.
Rage across Las Vegas
Druga edycja karcianki w świecie znanym z Wilkołaka: Apokalipsy. Swego czasu ten RPG był jednym z moich ulubionych więc łatwo można sobie wyobrazić moje zauroczenie Rage'em. Motywy i bohaterowie znani ze świata gry fabularnej, dary, fetysze i super wyglądające dwustronne karty wilkołaków. Po jednej stronie był obrazek i statystyki przedstawiające formę człowieka, po drugiej wizerunek wilkołaka i odpowiednie zwiększone cechy. Żeby zmienić bohatera w bestię wystarczyło obrócić kartę!
Tą grą zaraził mnie niejaki Andrzej, którego ani ksywki ani nazwiska niestety nie pamiętam. Wskazano mi go w krakowskiej Szeherezadzie jako speca od Rage'a, a ten nauczył mnie grać i nawet podarował kilka kart. Spotykaliśmy się parę razy na partyjkach i rozmowach o WoDzie, ale potem kontakt się urwał.
Dalej grałem moimi kartami w sumie tylko z jednym znajomym (Alkeinem) i to zawsze tymi samymi deckami, czasem tylko lekko modyfikowanymi. Mimo to pamiętam, że letnie popołudnia potrafiliśmy spędzać tłukąc się wilkołakami przez wiele godzin. Naprawdę fajna gra - bardzo miło ją wspominam, a karty oczywiście leżą nadal na półce.
Rage aka Rage: Apocalypse
Pierwsza edycja karcianki w świecie Wilkołaka: Apokalipsy. Na pierwszą edycje natrafiłem znacznie później niż na jej sukcesorkę jednak w przypadku tej gry obie edycję są ze sobą zupełnie niekompatybilne. Druga edycja miała przywrócić świetność tej niegdyś bardzo popularnej karciance jednak nic to nie dało. Pierwsza i druga edycja to dwie zupełnie różne gry i choć kilka rozwiązań mechanicznych i założeń jest podobna to nie sposób grać kartami z jednej na zasadach drugiej.
Na pierwszą edycję natrafiłem przypadkiem widząc w jednym z krakowskich sklepów z naszym hobby boostery do Wyrma (dodatku o Żmiju). Nie wiele myśląc zakupiłem booster dla zaspokojenia głodu, jednak potem okazało się, że to karty do pierwszej edycji i niewiele mogę z nimi zrobić. Dopiero później odkryłem czym się obie karcianki różnią i już w dobie iIternetu i Allegro udało mi się uzbierać nieco większą ilość kart (znacznie więcej niż do wszystkich poprzednich). Oczywiście jak zwykle grałem w wąskim gronie rodzeństwa, lub znajomych. Parę razy wziąłem ze sobą decki na konwenty i wzbudzałem nimi zainteresowanie przechadzających się konwnetowiczów. Niestety poza skromny krąg najbliższych gra nie wychodziła. Była to też pierwsza gra prawdziwie "martwa" - do której dodatki nie ukazywały się już od dawna i w którą grała jedynie skromna grupka zapaleńców.
Nieco świeżości przyniosło upowszechnienie się Internetu. Buszując wśród jego przepastnych zasobów natrafiłem na fanów tej gry zza oceanu i okazało się, że można grać w tę grę po sieci! Służył do tego program zwany CCGWorkshop i za jego pomocą można było się łączyć z graczami na całym świcie i grać w dawno już zapomniane gry (prócz Rage'a był tam Doomtrooper, Dark Eden, ale także takie rzadkości jak Diuna CCG, Mythos czy X-Files CCG). Tam też poznałem ludzi, którzy wciąż bawią się Rage'em. Ba! Nawet wydają do niego fanowskie dodatki (w formacie PDF) i wciąż wspierają nowymi pomysłami. Niesamowitym było odkryć, że martwa gra żyje! Byłem pełen podziwu dla fanów, którzy nie dość, że utrzymywali grę przy życiu wydając nowe karty, to jeszcze potrafi poprawić jej zasady i niegrywalne karty. Gra zaliczyła zgona właśnie przez niedopracowane reguły i przekombinowane karty, a fani dokonali tego czego nie mógł wydawca - naprawili i ulepszyli grę nie wprowadzając przy tym żadnych zmian, które zniszczyłyby jej pierwotne założenia.
Dziś CCGWorkshop przestał już istnieć, ale są próby grania w Rage;a na innym programie sieciowym (LackeyCCG). Przyjąlem ta wieść z radością i choć sporo kart leży na półce z checią poram znów po sieci z fanami z dalekich krajów.
WarCry
Przychodzi wreszcie czas na obecnego faworyta - grę karcianą osadzoną w świecie WArhammera. Już parokrotnie o tym wspominałem ale wypada powtórzyć - jestem maniakiem świata stworzonego przez Games Workshop stąd było jedynie kwestią czasu kiedy wpadnie w moje ręce karcianka. Samej gry raczej nie trzeba przedstawiać, gdyż była w naszym kraju szalenie popularna i przez pewien czas deptała po piętach Magicowi. W moje ręce wpadła jednak znacznie później - na początku studiów w czasach Klubu Fenrir namówił mnie na nią mój znajomy - Stanik - również fan WFRP.
Kiedy pojawiły się nowy format gry wszystkie stare karty przestały być grywalne i stały się automatycznie znacznie tańsze. Postanowiliśmy grać tymi starymi kartami po prostu dla zabawy - z dala od turniejowego zgiełku. Kupiliśmy trochę kart z mocnym postanowieniem grania. Na początki rzeczywiście zdarzało się to często, potem co raz rzadziej aż wreszcie wiele miesięcy nie rozgrywaliśmy żadnej partii. Znów się wydawało, że i WarCry podzieli los reszty karcianek z którymi próbowałem. Do tego przestano wydawać kolejne dodatki i gra dołączyła do grona "martwych".
Jednak jakoś przed rokiem udało mi się odnaleźć fanów, którzy próbują przywrócić choć trochę dawnej świetności grze. Znalazłem na necie forum, okazało się że można organizować turnieje w Krakowie i zabawa zaczęła się kręcić na nowo.
Obecnie w kręgu moich zainteresowań jest właśnie ta karcianka. Organizowanie turnieje nie wychodzi tak często jakbyśmy chcieli, jednak coś tam sie kręci - wciąż są w Polsce ludzie którzy w tą grę grają. Mamy forum na którym umawiamy się na grę i dyskutujemy czasem o zasadach i kartach wciąż mając nadzieje, że jacyś zatwardziali fani się znajdą.
Osobna nadzieją jest gra on-line. Okazało się, że wspomniany już LackeyCCG ma niezwykle prosty sposób tworzenia wtyczek (plugin) które pozwalają przystosować program do dowolnej gry. W ten sposób niewiele myśląc zasiadłem do pracy i powstał plugin umożliwiający grę w WarCry! Stworzyłem stronę (wiem- amatorszczyzna) na której umieszczam informacje o tym jak grać po sieci i co jakiś czas aktualizuje plugin nowymi kartami. Na razie uzupełniam dorzucając po kolei wszystkie dodatki, ale może kiedyś w przyszłości, wzorem fanów np. Rage'a, spróbuje rozruszać społeczność i zrobić własne dodatki. Prognozy nie są zbyt dobre - po sieci gram jedynie z moim znajomym, ale może kiedyś ktoś trafi na ten wpis, lub na stronę i zainteresuje się grą. Ostatecznie granie po sieci nic nie kosztuje i po raz pierwszy można mieć wszystkie karty jakie tylko człowiek zamarzy.
Podsumowanie
Na początku trochę ponarzekałem na Magica, ale teraz po przeanalizowaniu swojej karcianej przeszłości (i teraźniejszości) dochodzę do wniosku, że każdy może mieć inne podjecie do gry w karcianki kolekcjonerskie. Mnie bawi nie tylko ciekawa mechanika gry, ale także background, świat przedstawiony i element kolekcjonerski. Uwielbiam odnajdywać znane z różnych światów motywy na kartach (np. znanych bohaterów w WarCry czy Rage) i inne tego typu odniesienia. Lubię też kolekcjonować, pewnie dlatego nie pozbyłem się jeszcze tych kart, które zalegają szafki (mimo to trzeba będzie kiedyś zrobić z tym porządek - może ktoś jeszcze z tego skorzysta). Mało też udzielałem się w społeczności karcianej przedkładając nad nie grę w skromnym towarzystwie.
I to chyba tyle niespodziwanych wspomnień o karciankach. Postaram się jeszcze nieco przybliżyc grę na LackeyCGG, ale to następnym razem.
Na wstępie muszę ostrzec, że tak naprawdę marny ze mnie karciarz. Miałem styczność z kilkoma grami karcianymi i to zazwyczaj przez krótki czas, więc moje opinie powinny być bardziej traktowane jak luźne odczucia, niż jakieś rzetelne oceny. Wybierając grę zwracam uwagę na zupełnie inne aspekty karcianek niż większość graczy. Dla przykładu - na pierwszym miejscu stawiam zawsze "świat" gry, background opisywany w flavour textach i tworzony przez postacie, wydarzenia i kolejne dodatki. Dlatego jakoś mdli mnie na myśl o Magicu i tym uwielbieniu, którym jest obdarzany (już słyszę tłumy magicowców pod moimi oknami - czy oni mają w rękach pochodnie?). Ta gra dla mnie jest płaska, do gruntu matematyczna i na dobrą sprawę możnaby ją sprzedawać w formie samych napisów na biało-czarnych kartonikach. Przynajmniej byłaby tańsza. Bo przecież świat jest tam tylko pretekstem, a nie osnową gry i jakoś to mi się nigdy nie podobało, choć grałem w Magica swego czasu (ale o tym jeszcze opowiem). Światy, rysunki, nowe potworki - to wszystko wydaje się być jedynie ozdobą i tak naprawdę jedyne co je łączy w całość to mechanika gry. Być może się mylę. Być może gdy się wgłębić w we fluff to okazałoby się, że jest tam ciekawy, zajmujący świat. Niestety nie widać tego na pierwszy rzut oka, a są przecież karcianki, w których ten aspekt gry wychodzi na pierwsze miejsce.
Rozpisałem się o tym, dlaczego nie lubię Magica, a przecież nie o tym miałem pisać. Dlatego teraz, już bez dygresji: ganprzygody z karciankami.
Doomtrooper
Pewnie większość polskich karciarzy zaczynała od tej gry. Dzięki wydawnictwu MAG mogliśmy ujrzeć pierwszą grę karcianą w naszym ojczystym języku. Było to za czasów mojej podstawówki. Dowiedziałem się Doomtrooperze oczywiście z łam ś.p. MiMa i przy okazji jakiejś imprezy na której daje się prezenty (urodziny?) zażyczyłem sobie od rodziców kupno zestawu podstawowego. Co ciekawe, jako że w katalogu MiMa, który znajdował się na końcu każdego numeru, Doomtrooper znajdował się obok RPGów więc byłem przekonany, że otrzymam podręcznik do Doomtroopera (!). Jakież było moje zdziwienie gdy wszytko się mieściło w małym pudełku, a zasady były kilkunastostronicową książeczką z malutkimi literkami.
Tak się zaczęła przygoda z DT. Jeszcze wtedy nie byłem świadom tego, że karcianka była osadzona w świecie RPGa, ale skromne opisy na kartach i świetne grafiki działały na wyobraźnie. Pamiętam, że mieliśmy tylko jedną podstawkę i przez bardzo długi czas graliśmy tylko przy jej pomocy (w zasadach byłą opisana możliwość gry na dwie osoby jedną talią). Dopiero wiele miesięcy później starszy brat dokupił kilka boosterów z różnych dodatków powiększając nieco nasz skromny zasób kart.
Graliśmy zawsze w gronie rodzeństwa (ja i bracia) i nigdy nie udało nam się zagrać w wersje zaawansowaną (czyle de facto tą którą normalnie się gra). Używaliśmy nawet kart do własnych zabaw, tworząc np. zasady walki między poszczególnymi wojownikami i wystawiając ich miedzy siebie, lub grając w wariację na temat "wojny" za pomocą kart z DT. Pamiętam, że będąc na wyjeździe u babci i mając ze sobą karty zaraziłem nimi mojego chrzestnego! Graliśmy do późna przy kuchennym stole do momentu, aż kłótnia o działanie jednej karty zepsuła radosny klimat gry (w tych czasach nie było Internetu pod ręku żeby sprawdzić FAQ).
Nigdy nie miałem okzaji zagrać poza tym rodzinnym gronem. Nigdy nie brałem też udział w żadnym turnieju więc cięzko jak widać ciężko nazywać sie w tym wypadku. mimo to Doomtrooper pozostawił miłe wspomniena i gdzieś na dnie szafki są schowane te stare wysłużone karty którymi rozegrałem dziesiątki partii.
Magic: the Gathering
I powraca jak bumerang nieszczęsny Magic. Jak wspominałem na początku - nie lubię tej gry, ale miałem całkiem spory epizod z jej udziałem. Nauczył mnie grać w nią mój starszy brat (tak tak - to ten sam co pokazał RPGi i fantastykę - patrz coś uczynił!) i początki wspominam całkiem miło. Przez całe gimnazjum graliśmy w skromnym 3-osobowym gronie kumpli-eRPeGowców (ja, Samalai i Alkein) znów korzystając z niewielkiej ilości kart i sporej masy proxów (dopiero przy grze w Magica dowiedziałem sie o takim sposobie - za czasów DT nigdy nie przyszło mi do głowy robienie "zastępczych kart"). Nie wspominam tego okresu źle - pamiętam, że grało nam się bardzo dobrze, czasem nawet wykorzystywaliśmy duże przerwy i wolne lekcje. W Magica pogrywałem też w liceum, a to z uwagi na to, że tam też znaleźli się fani tej gry. Jak więc można było odmówić?
Tak czy inaczej moja przygoda z Magiciem zakończyła się w okolicach dodatków Tempest i Urza's Saga (5 edycja). Dziś gdyby ktoś mi dał karty do ręki i zaproponował rozgrywkę pewnie bym nie odmówił, ale nie skusiłbym się żeby zainwestować w tę grę. Wolałbym wydać pieniądze na co innego. O powodach już pisałem.
Dark Eden
Ten epizod był krótki. W czasach gimnazjum namówiłem znajomego (a był to Samalai) na zakup podstawek do DE i spróbowaniu swoich sił w grze. Początkowo wydawało się, że wspólna gra będzie się rozwijać, jednak z czasem entuzjazm opadł, w sumie nie bardzo wiem dlaczego. Gra jest dość przyjemna, świat znany z Kronik Mutantów i Doomtroopera oraz zupełnie nowe podejście do karcianek (rozgrywka przypominała nieco RTSa - trzeba było zbierać surowce i dbać o rozwój bazy). Karty do gry wciąż leżą w szafce. Sentyment pozostał ale wątpię żebym miał okazje kiedykolwiek nimi zagrać.
Rage across Las Vegas
Druga edycja karcianki w świecie znanym z Wilkołaka: Apokalipsy. Swego czasu ten RPG był jednym z moich ulubionych więc łatwo można sobie wyobrazić moje zauroczenie Rage'em. Motywy i bohaterowie znani ze świata gry fabularnej, dary, fetysze i super wyglądające dwustronne karty wilkołaków. Po jednej stronie był obrazek i statystyki przedstawiające formę człowieka, po drugiej wizerunek wilkołaka i odpowiednie zwiększone cechy. Żeby zmienić bohatera w bestię wystarczyło obrócić kartę!
Tą grą zaraził mnie niejaki Andrzej, którego ani ksywki ani nazwiska niestety nie pamiętam. Wskazano mi go w krakowskiej Szeherezadzie jako speca od Rage'a, a ten nauczył mnie grać i nawet podarował kilka kart. Spotykaliśmy się parę razy na partyjkach i rozmowach o WoDzie, ale potem kontakt się urwał.
Dalej grałem moimi kartami w sumie tylko z jednym znajomym (Alkeinem) i to zawsze tymi samymi deckami, czasem tylko lekko modyfikowanymi. Mimo to pamiętam, że letnie popołudnia potrafiliśmy spędzać tłukąc się wilkołakami przez wiele godzin. Naprawdę fajna gra - bardzo miło ją wspominam, a karty oczywiście leżą nadal na półce.
Rage aka Rage: Apocalypse
Pierwsza edycja karcianki w świecie Wilkołaka: Apokalipsy. Na pierwszą edycje natrafiłem znacznie później niż na jej sukcesorkę jednak w przypadku tej gry obie edycję są ze sobą zupełnie niekompatybilne. Druga edycja miała przywrócić świetność tej niegdyś bardzo popularnej karciance jednak nic to nie dało. Pierwsza i druga edycja to dwie zupełnie różne gry i choć kilka rozwiązań mechanicznych i założeń jest podobna to nie sposób grać kartami z jednej na zasadach drugiej.
Na pierwszą edycję natrafiłem przypadkiem widząc w jednym z krakowskich sklepów z naszym hobby boostery do Wyrma (dodatku o Żmiju). Nie wiele myśląc zakupiłem booster dla zaspokojenia głodu, jednak potem okazało się, że to karty do pierwszej edycji i niewiele mogę z nimi zrobić. Dopiero później odkryłem czym się obie karcianki różnią i już w dobie iIternetu i Allegro udało mi się uzbierać nieco większą ilość kart (znacznie więcej niż do wszystkich poprzednich). Oczywiście jak zwykle grałem w wąskim gronie rodzeństwa, lub znajomych. Parę razy wziąłem ze sobą decki na konwenty i wzbudzałem nimi zainteresowanie przechadzających się konwnetowiczów. Niestety poza skromny krąg najbliższych gra nie wychodziła. Była to też pierwsza gra prawdziwie "martwa" - do której dodatki nie ukazywały się już od dawna i w którą grała jedynie skromna grupka zapaleńców.
Nieco świeżości przyniosło upowszechnienie się Internetu. Buszując wśród jego przepastnych zasobów natrafiłem na fanów tej gry zza oceanu i okazało się, że można grać w tę grę po sieci! Służył do tego program zwany CCGWorkshop i za jego pomocą można było się łączyć z graczami na całym świcie i grać w dawno już zapomniane gry (prócz Rage'a był tam Doomtrooper, Dark Eden, ale także takie rzadkości jak Diuna CCG, Mythos czy X-Files CCG). Tam też poznałem ludzi, którzy wciąż bawią się Rage'em. Ba! Nawet wydają do niego fanowskie dodatki (w formacie PDF) i wciąż wspierają nowymi pomysłami. Niesamowitym było odkryć, że martwa gra żyje! Byłem pełen podziwu dla fanów, którzy nie dość, że utrzymywali grę przy życiu wydając nowe karty, to jeszcze potrafi poprawić jej zasady i niegrywalne karty. Gra zaliczyła zgona właśnie przez niedopracowane reguły i przekombinowane karty, a fani dokonali tego czego nie mógł wydawca - naprawili i ulepszyli grę nie wprowadzając przy tym żadnych zmian, które zniszczyłyby jej pierwotne założenia.
Dziś CCGWorkshop przestał już istnieć, ale są próby grania w Rage;a na innym programie sieciowym (LackeyCCG). Przyjąlem ta wieść z radością i choć sporo kart leży na półce z checią poram znów po sieci z fanami z dalekich krajów.
WarCry
Przychodzi wreszcie czas na obecnego faworyta - grę karcianą osadzoną w świecie WArhammera. Już parokrotnie o tym wspominałem ale wypada powtórzyć - jestem maniakiem świata stworzonego przez Games Workshop stąd było jedynie kwestią czasu kiedy wpadnie w moje ręce karcianka. Samej gry raczej nie trzeba przedstawiać, gdyż była w naszym kraju szalenie popularna i przez pewien czas deptała po piętach Magicowi. W moje ręce wpadła jednak znacznie później - na początku studiów w czasach Klubu Fenrir namówił mnie na nią mój znajomy - Stanik - również fan WFRP.
Kiedy pojawiły się nowy format gry wszystkie stare karty przestały być grywalne i stały się automatycznie znacznie tańsze. Postanowiliśmy grać tymi starymi kartami po prostu dla zabawy - z dala od turniejowego zgiełku. Kupiliśmy trochę kart z mocnym postanowieniem grania. Na początki rzeczywiście zdarzało się to często, potem co raz rzadziej aż wreszcie wiele miesięcy nie rozgrywaliśmy żadnej partii. Znów się wydawało, że i WarCry podzieli los reszty karcianek z którymi próbowałem. Do tego przestano wydawać kolejne dodatki i gra dołączyła do grona "martwych".
Jednak jakoś przed rokiem udało mi się odnaleźć fanów, którzy próbują przywrócić choć trochę dawnej świetności grze. Znalazłem na necie forum, okazało się że można organizować turnieje w Krakowie i zabawa zaczęła się kręcić na nowo.
Obecnie w kręgu moich zainteresowań jest właśnie ta karcianka. Organizowanie turnieje nie wychodzi tak często jakbyśmy chcieli, jednak coś tam sie kręci - wciąż są w Polsce ludzie którzy w tą grę grają. Mamy forum na którym umawiamy się na grę i dyskutujemy czasem o zasadach i kartach wciąż mając nadzieje, że jacyś zatwardziali fani się znajdą.
Osobna nadzieją jest gra on-line. Okazało się, że wspomniany już LackeyCCG ma niezwykle prosty sposób tworzenia wtyczek (plugin) które pozwalają przystosować program do dowolnej gry. W ten sposób niewiele myśląc zasiadłem do pracy i powstał plugin umożliwiający grę w WarCry! Stworzyłem stronę (wiem- amatorszczyzna) na której umieszczam informacje o tym jak grać po sieci i co jakiś czas aktualizuje plugin nowymi kartami. Na razie uzupełniam dorzucając po kolei wszystkie dodatki, ale może kiedyś w przyszłości, wzorem fanów np. Rage'a, spróbuje rozruszać społeczność i zrobić własne dodatki. Prognozy nie są zbyt dobre - po sieci gram jedynie z moim znajomym, ale może kiedyś ktoś trafi na ten wpis, lub na stronę i zainteresuje się grą. Ostatecznie granie po sieci nic nie kosztuje i po raz pierwszy można mieć wszystkie karty jakie tylko człowiek zamarzy.
Podsumowanie
Na początku trochę ponarzekałem na Magica, ale teraz po przeanalizowaniu swojej karcianej przeszłości (i teraźniejszości) dochodzę do wniosku, że każdy może mieć inne podjecie do gry w karcianki kolekcjonerskie. Mnie bawi nie tylko ciekawa mechanika gry, ale także background, świat przedstawiony i element kolekcjonerski. Uwielbiam odnajdywać znane z różnych światów motywy na kartach (np. znanych bohaterów w WarCry czy Rage) i inne tego typu odniesienia. Lubię też kolekcjonować, pewnie dlatego nie pozbyłem się jeszcze tych kart, które zalegają szafki (mimo to trzeba będzie kiedyś zrobić z tym porządek - może ktoś jeszcze z tego skorzysta). Mało też udzielałem się w społeczności karcianej przedkładając nad nie grę w skromnym towarzystwie.
I to chyba tyle niespodziwanych wspomnień o karciankach. Postaram się jeszcze nieco przybliżyc grę na LackeyCGG, ale to następnym razem.
Chciałbym się odnieść do ustępu o magicu. Otóż na początku byłem oburzony Twoim podejsciem do tej jakże zacnej karcianki, ale doczytałem i zauważyłem, że Twoja przygoda z Magiciem zakończyła się w momencie, kiedy prawdziwa przygoda magica dopiero się rozkręcała, dlatego Twoje zdanie jest oparte na całkowicie nieaktualnych faktach.
OdpowiedzUsuńW momencie Tempesta trwała właśnie wojna w Dominarii, nie znam tego okresu prawie wcale, wiec przejdę dalej - za czasów Urzy, historia opowiada o dwóch braciach - Urzie i Mishry, którzy byli wielkimi wynalazcami. JEdnak pokłócili się a z wojny pomiędzy nimi skorzystali Phyrexianie wkraczajac jak plaga do Dominarii. Urza pokonał w końcu skorumpowanego brata i wysłał z misją Gerrarda i powietrzny statek Weatherlight. To wszystko widać w kartach, nawet kiedyś trafiłem w boosterku statek Weatherlight ;) Teksty pod kartami w italicach opisuja kawałki świata. Nie raz nie moge sie doczekać otwarcia kolejnego boosterka i nie sprawdzenia jakie możliwości dają karty, ale właśnie rpzeczytania smaczku pod każdą z kart! żeby dowiedzieć się, co takiego się dzieje. Od czasów Mirrodina daje się już odczuć wyraźnie, że gracz jest planeswalkerem z arsenałem zakleć kształtujących manę w twory i energie typowe dla danego planu. Każdy plan jest osobną historią i ma osobne dramaty i osobnych bohaterów. Wspomne też że do kazdego dodatku wychodzi seria ksiażek opowiadajacych o perypetiach bohaterów i niuansach danego planu. Jak dla mnie to jest miodzio, gdyby nie to, na pewno nikt by mnie nie przekonał do kupowania prawdziwych kart ze ślicznymi obrazkami pasującymi klimatem do danego świata, tylko bym sobie robił same proxy!
Świat magica to jest właśnie to co mnie pociąga, nie raz chciałem stworzyć autorski system rpg włąśnie osadzony w świeci planeswalkerów i 5 kolorów many, która kształtuje rzeczywistość, ale okazywało się to za trudne z każdym razem.
Mam nadzieję że chociaż troszkę Cię przekonałem, pozdrawiam :)
Chciałbym jeszcze dodać, że specjalnie wyszukałem w necie karty do doomtroopera (skany) i co mnie zaszokowało - nie ma tam absolutnie żadnego flavour textu! tylko działanie karty! Dla mnie taka karcianka nie jest warta kupowania prawdziwych kart. Nie mówie że doomtrooper jest zły - przecież nigdy w niego nie grałem, po prostu chodzi o to, że karty nie mają żadnego klimatu poza obrazkiem. Karty do magica w wiekszosci mają teksty, które zawsze są warte przeczytania, albo dodają klimatu do karty, albo są zabawne, albo, co uważam za najlepsze, odsłaniają kolejny kawałek historii danego planu (Zwykle nawiazując przy tym do ksiażki).
OdpowiedzUsuńMavr, to że karcianka nie przypomina Magica nie znaczy, że jest zła. ;) Co do flavour textu, to on jest. Nie na każdej karcie ale przypatrz się uważnie, że nie wszystkie karty zawierają opis działania. Tam gdzie karta nie ma opisu wstawiono właśnie flavour text. Owszem nie wyróżniono go kursywą jak np. w Magicu i jest go stosunkowo mało ale mi to wcale nigdy nie przeszkadzało a klimat Kronik Mutantów zawsze mnie pociągał.
OdpowiedzUsuńAutorze, Doomtrooper nie powstał na podstawie świata RPG tylko bitewniaka Warzone (nie jestem na 100% pewny). Jeżeli idzie o RPG to jest on chyba najmniej popularnym członkiem rodziny. Niestety, mimo zapowiedzi nie doczekałem się polskiego wydania co mnie strasznie zabolało. Musiałem się zadowolić dwoma angielskimi edycjami. Jako ciekawostkę podam, że polskie wydanie miało być na podstawie drugiej edycji RPG.
@Mavr
OdpowiedzUsuńA nie mówiłem, że będzie szturm magicowców? Gdzie masz pochodnie Mavr? ;)
A tak na poważnie - problem z Magiciem polega na tym, że tam nie ma jednego świata. Dominarię jeszcze pamiętam i całą wesołą zgraję (Weatherlight, jego kapitana i załogę). Nawet czytałem jakąś książkę ze świata Magica, ale nie wiele miała ona wspólnego z grą (poza tym że magowie rzucali czary). Akcja gry co chwilę przenosi do innego świata (puff Kamigawa wyglądająca jak powtórka z L5R) i przez to całość jest "rozmyta". Ale tak naprawdę świat jest pretekstowy - jest podległy względem zasad rozgrywki a nie na odwrót jak w innych karciankach o których pisałem. Jak się wyeksploatuje jedne pomysł, to puff lecimy do innego świata .
A poza tym celuję w "martwe" karcianki. Radość kupowania boosterów za 2-3zł nic nie przebije :P
DT to stara karcianka - wtedy jeszcze nie było wyodrębnionych kursywą flavour textów. Klimatyczne wstawki są często wplecione w zasady, lub stoją zamiast nich.
@Jagmin
Sprawdziłem - Mutant Chronicles 1993 (według Wikipedii), Doomtrooper 1994 (boardgamegeek), Warzone 1995 (boardgamegeek).
Co do polskiego wydania - też byłem niezwykle podekscytowany, gdy MAG to zapowiadał. Niestety problemy Target Games - oryginalnego wydawcy - pogrzebały tą szansę. Może kiedyś w ramach ciekawostki zapoluje na allegro na jakiś egzemplarz tego RPGa, bo niestety nie miałem okazji grać ani przeglądać.
No cóż, podróżowanie między światami i "puffowanie" między rzeczywistościami w Magicu, też może być ciekawą fabułą - jedynie należy się w nią wczuć.
OdpowiedzUsuńdzisiaj nie używa się już pochodni, mam latarkę, mogę Ci nią poświecić w oczy. :P
OdpowiedzUsuńMnie sie przenoszenie między światami strasznie podoba, poza tym nie jest to przenoszenie się po wyeksploatowaniu pomysłu, raczej liźnięcie go, poznanie do pewnego stopnia. W ten sposób każdy świat ma swoją historię- nie w sensie history, tylko raczej story ;) jeden jakiś ciekawy wątek. Nie ma co eksploatować tego, już sie coś ciekawego opowiedziało, więc można zacząć kolejną opowieść. Do mnie to bardzo przemawia.
Myślę, że to co Tobie przeszkadza, to że gracz stoi nie jako poza głównym wątkiem storylinii. To prawda, gracze z reguły nie uczestniczą w opowieści tworzonej przez grę. Z pewnością są karcianki, w których czujesz się częścią świata. W Doomtroopera jak już wspomniałem - nie grałem, natomiast miałem stycznosć z Warzone i nawet zacząłem zbierać figurki :) niestety zanim zdążyłem skompletować armie, TG upadło :( a dwa podręczniki (z trzech podstawowych) mi ktoś ukradł ;(
Ale do rzeczy - wydaje mi się że grajac w taką karcianke jak DT czujesz się częścią świata, stajesz po jednej ze stron i walczysz o zwycięstwo dla niej.
Jednak - tak naprawdę ile jest karcianek które rzeczywiscie mają jakiś klimat? Gdzie twoja talia ma jakiś sens fabularny? Raczej niewiele.
BTW: czy nie chciałbyś ode mnie odkupić paru kart z róznych karcianek? ;) Mam troche takich akrt na które sie napaliłem ale potem sie okazało że nie ma z kim grać, albo przestały mi się podobać. Odezwij sie do mnie na gg albo kom, ja twojego gg nie mam i pewnie ty mojego już też nie wiec jak coś to 813630
Nie twierdzę, że gra w Magica nie może być fajna. Staram się zwrócić uwagę na to że świat tej gry (czy też światy) jest podporządkowany zasadom, co mnie się nie do końca podoba.
OdpowiedzUsuńPo drugiej stronie stawiam gry, w których na pierwszy plan wychodzi świat. Po części wynika to z oparcia karcianki na światach RPG (DT, obie edycje Rage'a i poniekąd WarCry) ale nie do końca. L5R jest przykładem karcianki, w której świat i storylinia ma ogromne znaczenie a nie wywodzi się z RPG (wręcz przeciwnie - to na podstawie karcianki powstał RPG).
PS: Trochę ciężko mówić przy karciankach o oderwaniu świata od zasad. Mimo to widzę wyraźne różnice w backgroundzie Magica i reszty gier, o których wspomniałem.
@Mavr
OdpowiedzUsuńWyprzedziłeś mnie ze swoim postem.
Myślę, że to co Tobie przeszkadza, to że gracz stoi nie jako poza głównym wątkiem storylinii. To prawda, gracze z reguły nie uczestniczą w opowieści tworzonej przez grę. Z pewnością są karcianki, w których czujesz się częścią świata.
Chyba właśnie o to chodzi. Np. tworzenie theme-decków w WarCry i granie High Elfami przeciwko Dark Elfom. W DT też zawsze miałem swoich ulubionych (Bractwo).
Czyli wychodzi na to, że lubię karcianki w których można się utożsamiać ze świtem gry, wydarzeniami i postaciami.
No i jest jeszcze de gustibus non est disputandum ;)
No i udało się dotrzeć do sedna sprawy (karcianki gdzie "stoi się z boku" vs karcianki związane z głównym storylinem) :)
OdpowiedzUsuńA swoją drogą to chyba najbardziej skomentowany (kontrowersyjny? :D ) temat na Bałaganie :D
Początkowo myślałem, że wzrost ilości komentarzy będzie związany z dodaniem "bałaganu" do listy blogów RPG, ale teraz dochodzę do wniosku, że wywołałem burzę pisząc nieprzychylnie o Magicu.
OdpowiedzUsuńW następnej notce przemycę gdzieś "D&D sucks" wtedy zobaczysz co się będzie działo ;)
Gan, gdybyś chciał kiedyś wygrzebać karty Dark Eden z szuflady, to zapraszam na darkeden.mojeforum.net
OdpowiedzUsuńwitam
OdpowiedzUsuńchętnie odkupie Twoje stare karty
proszę o kontakt
gg 1029027
pozdrawiam