03 grudnia 2007

Ogień mojego syna - relacja

19:32 Posted by Grzegorz A. Nowak , , 1 comment
Data: 1 grudnia 2007

Miejsce: klub Stara Piekarnia


To był cięzki dzień. Zaczął się bardzo wcześnie - stanowczo za wcześnie, jak na weekend. Pobudka tuż po szóstej, żeby zdążyć na 6:00 do szkółki na egzaminy. Po kilku godzinach udawania mądrego (czyli tak ok godziny 14:00) urwałem się z zajęć, żeby zdążyć na miejsce gdzie miał się odbyć kolejny LARP spod znaku Larpowni.


W tym miejscu należy w kilku słowach opowiedzieć o nowym miejscu jakie znaleźliśmy... no dobra, jakie Samalai znalazł. Miejsce zwie się Stara Piekarnia i jest klubem, gdzie spokojnie można usiąść przy herbatce, kawie, czy też czymś mocniejszym. Jest tu kilka sal, dosyć przytulnych i przy tym różnych - od sporych zdolnych pomieścić kilkadziesiąt osób po niewielkie w sam raz na sesję, partyjkę Hexa, albo na zwyczajną rozmowę w wąskim gronie. Knajpka (czy też klub) jest stosunkowo młoda wiec nie ma tam zbyt dużo ludzi, a dodatkowo obsługa została już zapoznana z naszymi projektami i przyjęła je z zaciekaniem i aprobatą. Mam nadzieję, że ta współpraca się rozwinie!

Wróćmy jednak do najważniejszej kwestii, czyli samego LARPa. Jak można było już od dawna przeczytać na forum Larpowni, gra osadzona była w świecie Wampira: Maskarady. Sama fabuła skupiała się na tajemniczej śmierci Michała Dostojewskiego - syna Wojewody z klanu Tzimisce, władcy Krakowa. Wydarzenie zbiegło się z wystawą obrazów jednego z czołowych malarzy krakowskich, a zarazem wampirem z klanu Toreador. Wystawa odbywała się równocześnie ze spotkaniem wampirów, na którym chciano rozwiązać zagadkę samobójstwa Michała. Na wernisaż przybyło też kilka wampirów spoza miasta specjalnie na tę okazję zaproszonych.

Tu kilka uwag technicznych. Kiedy przygotowywaliśmy LARPa z Samalaiem nieustannie czas działał na naszą niekorzyść. Nie da się ukryć, że trochę winy jest po naszej stronie - powinniśmy się zabrać za przygotowania znacznie wcześniej. Jednak mimo to uwinęliśmy się z najtrudniejszą i najbardziej czasochłonna częścią przygotowania LARPa, czyli pisaniem ról, w niecałe dwa dni. Oczywiście większość roboty odwalił Samalai - to on był pomysłodawcą całej fabuły oraz zrębu większości postaci - ja napisałem znacznie mniej ról. Więcej było dla mnie roboty papierkowej - dosłownie! Drukowanie i wycinanie ról, projektowanie, potem druk i znów wycinanie tyle że tym razem zaproszeń. No i jeszcze
tabelka na dane personalne uczestników i efekciarski scenariusz (wydrukowałem go w sumie dla hecy, ale okazał się przydatny!). A i jeszcze jedno (byłbym zapomniał). Miałem przygotować uproszczoną mechanikę dyscyplin WoDa, żeby łatwiej można było ją stosować w trakcie LARPa. Co z tego wyszło? Zobaczmy.

Przygotowania były szybkie, ale jak widać wszystko się udało zrobić na czas. Na miejsce dotarłem mniej więcej o 14:30 i od razu byłem wypytywany o szczegóły roli (głownie przez Szczeniaka). Po jakimś czasie ludzie zaczęli się schodzić, więc przeszliśmy do sali przeznaczonej na grę. Kiedy uczestnicy przygotowywali się do zabawy (ubierali stroje, przygotowywali charakteryzację), ja spisywałem wszystkich uczestników i pobierałem symboliczna opłatę, a Samalai rozdawał role. Trochę chaotycznie się to odbywało, ale jakoś uwinęliśmy się. Jeszcze chwilę czasu musieliśmy czekać na jednego spóźnialskiego i mogliśmy zacząć grać.

Na początku uczestnicy byli podzieleni na dwie grupy: Tzimisce oraz całą resztę. W jednej sali przesiadywali członkowie rządzącego klanu, pozostali goście wernisażu znajdowali się w innym pomieszczeniu i powili przedstawiali się Wojewodzie jako nowo przybyli. Choć wtedy rozgrywka wydawała się bardzo statyczna, to i tak czuć było jak intrygi powoli zaczęły się zawiązywać. Każdy miał przecież swoje powody przybycia na wernisaż i powoli zmierzał do osiągnięcia ich. Po ok. 1,5 godziny gry doszło do tworzenia się dwóch obozów - sprzymierzeńców Wojewody oraz jego przeciwników. Powoli zaczynało być jasne że bezpośrednie starcie jest nieuniknione (co zresztą przewidzieliśmy z Samalaiem). Ostatnia część LARPa, to wielkie starcie dwóch stronnictw. Walka rozstrzygana była za pomocą uproszczonej mechaniki i nad wszystkim czuwał Samalai. Tą ostatnią część LARPa oceniam najsłabiej - panowało spore zamieszanie, a wcześniejszy klimat zabawy gdzieś uleciał, pośród przekrzyczenia się w trakcie walki. Mechanika, choć prosta i nadająca się do pojedynczych starć, nie sprawdziła się przy tak dużym boju (swoją drogą - która mechanika poradziłby sobie z walką prawie 20 osób na raz). To tylko nauczka dla nas, że trzeba dokładniej przygotowywać możliwości rozwoju wydarzeń, no i oczywiście znaczenie wcześniej niż na kilka dni przed grą.

W fabule LARPa zawarte było kilka tajemnic, które miały wyjść na jaw dopiero w czasie rozgrywki (obecność Sabatu, osoba Michała Dostojweskiego, nienawiść wampirzego potomstwa względem swoich rodziców itd.). Część z tych tajemnic udało się graczom odkryć w niedługim czasie, a niektóre, ku uciesze obserwujących MG, pozostały nieodkryte aż do końca rozgrywki.

Na stronie Larpowni znajduje się relacja Samalaia, gdzie można znaleźć kilka "kwiatków" z rozmów w czasie LARPa. Było ich znacznie więcej, więc może ktoś pamięta jeszcze jakieś kwestie? W tym miejscu chciałbym się również przyłączyć do pochwał za stroje - spisaliście się naprawdę rewelacyjnie. Przebrania dopełniały klimatu miejsca, scenariusza i settingu!

Podsumowując - Ogień mojego syna to drugi LARP w którym mogłem pomagać jako MG. Pomimo różnych trudności myślę, że gra wypadła naprawdę dobrze. Wydaje mi się, że nie było osoby, która nie byłaby zadowolona ze swojej roli. Tym bardziej satysfakcjonującym jest widzieć radość graczy po skończonej grze. Do tego dochodzi kilka osób zupełnie nowych w Larpowni, co raduje jeszcze bardziej - nasza rodzinka się powiększa, a chętnych do uczestnictwa i organizowania LARPów jest co raz więcej. To dobrze wróży KGLowi.

1 komentarz:

  1. ad.1. Nie ja znalazłem, acz ja nawiązałem współpracę. Znaleźne należą się Szczeniakowi i Sylvil albo jednemu z nich (nie wiem).

    ad.2. Calmal, pisz sobie co chcesz, ale z paskudną miną muszę przyznać, że to najsprawniej przeprowadzona bitwa jaką widziałem na larpie nie-terenowym :P

    OdpowiedzUsuń