Już dawno nie było książkowych recenzji, dziś więc trochę czytelniczych wynurzeń. Pod dłuższej przerwie przyglądam się książce autorstwa Juliana Assange'a i kilku innych osób związanych z witryną Wikileaks.
Początek XXI wieku zostanie zapamiętany jako okres gigantycznych zmian społecznych – świat został opleciony siecią telekomunikacyjną, która połączyła ze sobą setki milionów ludzi. Internet stał się powszechną skarbnicą wiedzy i miejscem dostępu do informacji dla (niemal) każdego. Co rusz słychać głosy, że globalna sieć wyzwoliła ludzkość, pomogła zatrzeć granice pomiędzy narodami i najbardziej odległymi zakątkami naszego globu. Już teraz pojawiają się symptomy wskazujące, że mogliśmy się straszliwie pomylić.
Nie tak dawno świat obiegły szokujące wieści na temat tajnego programu rządu Stanów Zjednoczonych o nazwie PRISM. Dzięki niemu agencje takie jak NSA mogą z łatwością przeglądać setki tysięcy terabajtów danych trzymanych na serwerach internetowych gigantów – firm typu Google, Microsoft czy Facebook. W jednej chwili opinia publiczna przekonała się o tym, że znaczna część ruchu internetowego jest nieustannie, drobiazgowo i bezwzględnie inwigilowana. W imię walki z terroryzmem nasz świat zaczął zmierzać w stronę spełnionej antyutopii, o jakiej nie śniło się nawet Orwellowi.
Chcesz przeczytać więcej? Dalszą część recenzji znajdziesz na 94 stornie nowego numeru Literadaru.
Oh, to ostatnia rzecz, która sprawia, że mi się ciśnienie podnosi, bo moim zdaniem powinno być: jak żyć w dystopii. Ale trzy oddechy, przeczytałem - okej, w antyutopii może być.
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja!
OdpowiedzUsuń