24 września 2013

Warhammer 30-dniowe wyzwanie. Dzień trzynasty, czyli jestem mieszczuchem

18:00 Posted by Grzegorz A. Nowak , No comments
Warhammer obfituje w mnogość najróżniejszych lokacji - od leśnych głuszy pełnych mutantów i zwierzoludzi, przez zapomniane zajazdy gdzieś przy bocznych traktach po unikatowe miasta kipiące od potencjalnych motywów na sesje. Pomimo wielu lat prowadzenia w tym systemie nadal mam wrażenie, że nie udało mi się wykorzystać nawet ułamka możliwości. Jest jednak typ lokacji, który upodobałem sobie najbardziej.

Najczęściej zdarzało mi się prowadzić albo pośród leśnej głuszy albo w którymś z wielkich miast Imperium. O ile to pierwsze miejsce służyło raczej za randomowe tło dla opowieści o abominacjach Chaosu rodem z taniego horroru, miasta zawsze stwarzały więcej możliwości. Można pokusić się o stwierdzenie, że metropolie Imperium są jednym z najbardziej charakterystycznych elementów systemu.

Każdy kto grał chociaż trochę w Warhammera bez trudu odróżni Middenheim od Altdorfu, Nuln, Talabheim czy Marienburga. Każde z tych miast ma inny charakter i większość z nich została świetnie opisana w dodatkach, z mnóstwem szczegółowych map.  Zjednej strony to nieco ogranicza inwencję, z drugiej jest świetnym stumulatorem dla MG lubiących gotowe rozwiązania. Nie bez powodu najlepsze przygody do WFRP rozgrywają się przeważnie w największych miastach - Cienie nad Bogenhafen i Szara eminencja to chyba najbardziej znane przykłady z pierwszej edycji, ale druga też miała się czym pochwalić.

O ile sesje na "bezdrożach" szybko ulatują mi z pamięci, to te rozegrane w miastach zawsze pamiętam. Teraz wystarczy pomyśleć o tych wszystkich miastach poza Imperium tylko czekających na Bohaterów Graczy. No cóż, na dziś wystarczy. Dajcie znać jakie są wasze ulubione lokacje.


0 komentarzy:

Prześlij komentarz