Miejsce: klub Stara Piekarnia
Odbył się kolejny, już ósmy LARP spod szyldu Larpowni i to pod kilkoma względami wyjątkowy i przełomowy. Zacznijmy od tego, że była to pierwsza gra organizowana przez KGL w nowym 2008 roku, a także pierwsza przygotowana i prowadzona prowadzona przez Sylvil (+1). LARP ten należał do wyjątkowych ponieważ po raz pierwszy pojawiły się na nim osoby spoza ściłego kręgu dotychczasowego KGLu tzn. ludzi którzy załapali się na nasz plakat wiszący w Starej Piekarni (choć powątpiewałem w skuteczność jego formy!). Na tym LARPie wykorzystaliśmy po raz pierwszy nową, bezkostkową mechanikę Na koniec wstępu dodam, że znów brałem udział jako szara eminencja - w podwójnej roli BNa woźnicy Alberta, oraz rzecz jasna MG.
Fabuła scenariusza (ułożonego przez Sylvil, a lekko jedynie stymulowanego przez moją skromną osobę) była w sumie typowa dla konwencji fantasy i tym samym dla Warhammera (bo w tym systemie osadzona była gra). Z rożnych stron do tytułowej gospody przybywają strudzeni wędrowcy, żeby odpocząć przy kominku i posilić się miejscowym jadłem. Jak to w Warhammerze: na zewnątrz padał deszcz, pod kopytami chlupotało błoto, a każdy z przybyłych miał swoje mniej lub bardziej mroczne tajemnice.
Ciekawych postaci było bez liku. Kapłan Taala którego podejrzewano o zabójstwo przybranego syna karczmarza, młoda szlachcianka uciekająca przed przymuszonym małżeństwem, jej kuzyn pragnący nakłonić ją do powrotu, banda opryszków próbująca się wzbogacić, czy wreszcie czarnoksiężnik pragnący wezwać mroczne siły. Słowem plejada różnorakich indywiduów o własnych celach często wzajemnie poprzeplatanych skomplikowaną siecią zależności. Trudno właściwie coś więcej powiedzieć o szkielecie fabularnym - po prostu gracze mieli swoje zadania i bardzo dużo wolnej woli, z której nieskrępowanie korzystali.
Odgrywając podwójną rolę trudno było zauważyć wszelkie niuanse rozgrywki. Moja rola sprowadzała się do organizowania gry w kości oraz rozstrzygania różnych problematycznych sytuacji w których zawsze potrzebni są MG. Czasami starałem sie naprowadzić niektórych na właściwy trop, ale raczej nie chciałem zbytnio wpływać na rozgrywkę. Jednak generalnie rozgrywka przebiegała spokojnie, bo... nikt nie zorientował się, żę czarnoksiężnik i jego uczennica knują jak tu odprawić mroczny rytuał. Wreszcie udało im się to - demon w mocy maga nie miał litości dla gości gospody. Nielicznym udało się ujść z życiem z tej masakry.
Tak - po raz kolejny LARP kończy się śmiercią większości grających, to chyba już jakaś tradycja :P Mimo to odnoszę wrażenie, że większości podobała się gra oraz postacie jakimi przyszło im grać. Nie wszyscy ustosunkowali się do swoich zadani i przez to, moim zdaniem nie wypaliło kilka zaplanowanych wydarzeń. Nie mam większych zastrzeżeń technicznych co do LARPa, ale możnaby doczepić się do tego, że większość ludzi nie zorientowała się ze wśród nich jest czarnoksiężnik, który planuję ich zgubę. Być może ten wątek był zbyt mocno ukryty?
Po raz kolejny świetnie się bawiłem w trakcie organizowania zabawy. Ufam, że ci, dla których ta zabawa była przygotowana podzielają tą radość. Więc nie przedłużając na dziś kończę i zabieram się za opracowywanie kolejnych scenariusz :P
PS: Razem z LARPem odbyły sie urodziny Samalaia. Ehhh... szkoda, że nie mogłem zostać na nocnej imprezie. Ponoć działo się oj działo!
Fabuła scenariusza (ułożonego przez Sylvil, a lekko jedynie stymulowanego przez moją skromną osobę) była w sumie typowa dla konwencji fantasy i tym samym dla Warhammera (bo w tym systemie osadzona była gra). Z rożnych stron do tytułowej gospody przybywają strudzeni wędrowcy, żeby odpocząć przy kominku i posilić się miejscowym jadłem. Jak to w Warhammerze: na zewnątrz padał deszcz, pod kopytami chlupotało błoto, a każdy z przybyłych miał swoje mniej lub bardziej mroczne tajemnice.
Ciekawych postaci było bez liku. Kapłan Taala którego podejrzewano o zabójstwo przybranego syna karczmarza, młoda szlachcianka uciekająca przed przymuszonym małżeństwem, jej kuzyn pragnący nakłonić ją do powrotu, banda opryszków próbująca się wzbogacić, czy wreszcie czarnoksiężnik pragnący wezwać mroczne siły. Słowem plejada różnorakich indywiduów o własnych celach często wzajemnie poprzeplatanych skomplikowaną siecią zależności. Trudno właściwie coś więcej powiedzieć o szkielecie fabularnym - po prostu gracze mieli swoje zadania i bardzo dużo wolnej woli, z której nieskrępowanie korzystali.
Odgrywając podwójną rolę trudno było zauważyć wszelkie niuanse rozgrywki. Moja rola sprowadzała się do organizowania gry w kości oraz rozstrzygania różnych problematycznych sytuacji w których zawsze potrzebni są MG. Czasami starałem sie naprowadzić niektórych na właściwy trop, ale raczej nie chciałem zbytnio wpływać na rozgrywkę. Jednak generalnie rozgrywka przebiegała spokojnie, bo... nikt nie zorientował się, żę czarnoksiężnik i jego uczennica knują jak tu odprawić mroczny rytuał. Wreszcie udało im się to - demon w mocy maga nie miał litości dla gości gospody. Nielicznym udało się ujść z życiem z tej masakry.
Tak - po raz kolejny LARP kończy się śmiercią większości grających, to chyba już jakaś tradycja :P Mimo to odnoszę wrażenie, że większości podobała się gra oraz postacie jakimi przyszło im grać. Nie wszyscy ustosunkowali się do swoich zadani i przez to, moim zdaniem nie wypaliło kilka zaplanowanych wydarzeń. Nie mam większych zastrzeżeń technicznych co do LARPa, ale możnaby doczepić się do tego, że większość ludzi nie zorientowała się ze wśród nich jest czarnoksiężnik, który planuję ich zgubę. Być może ten wątek był zbyt mocno ukryty?
Po raz kolejny świetnie się bawiłem w trakcie organizowania zabawy. Ufam, że ci, dla których ta zabawa była przygotowana podzielają tą radość. Więc nie przedłużając na dziś kończę i zabieram się za opracowywanie kolejnych scenariusz :P
PS: Razem z LARPem odbyły sie urodziny Samalaia. Ehhh... szkoda, że nie mogłem zostać na nocnej imprezie. Ponoć działo się oj działo!
Oj owszem, działo się działo...
OdpowiedzUsuńa jako były demonolog powiedzieć mogę : CHWAŁA MROCZNYM BOGOM!