14 września 2013

Warhammer - 30-dniowe wyzwanie! Dzień trzeci, czyli dlaczego każdy chciał być banitą

12:00 Posted by Grzegorz A. Nowak , No comments
Profesje są jednym z najbardziej charakterystycznych elementów warhammerowej mechaniki. W innych grach RPG gracze dostawali do rąk potężnych magów, zakutych w zbroję wojowników, czy posiadających wiele talentół łotrzyków. Podręcznik do WFRP walił w twarz heroiczne zapędy dając nam do wyboru żebraka, hienę cmentarną, czy rzecznego przewoźnika. W większości początkujący bohaterowie zaczynali jako osoby z niskich wartstw społecznych pseudo-renesansowego świata. I włąsnie dlatego to jest takie fajne. Od zera do bohatera tutaj nabiera dosłownego znaczenia.

Mnogość profesji w pierwszej edycji sprawiała, że na sesji w jednej drużynie mógł się pojawić jednocześnie szlachcic, wróżbita, żebrak i krasnoludzki zabójca trolli. Tego typu mieszanki przyprawiały MG o ból głowy jednocześnie dając materiał na niezapomnianie sesje. Jedna profesja jednak pojawiała się znacznie częściej niż pozostałe.

Wielu graczy po przejrzeniu podręcznika po raz pierwszy wskazywało na banitę jako swoją pierwszą profesję. Sprzyjał  temu fakt, że profesja ta byłą na początku listy, miałą fajną grafikę i chyba oferowałą najwięcej umiejętności na początku. To trochę tak jak z elfami. Ja sam mogę przywołać w pamięci co najmniej kilku bohaterów, którymi grałem naprawdę długo, a którzy zaczynali swoją przygodę w Starym Świecie jako banici.

Dziś jednak wybrać jedną, tę najbardizej ulubioną jest trudno. Po prostu znacznie lepiej nie ograniczać się i grać różnorodnymi postaciami - kapłanem Morra, ametystowym czarodziejem, szukającym zemsty łowcą czarownic, czy wychowanym na ulicach Nuln złodziejaszkiem. Każda z nich ma ogromny potencjał tylko czekający na wykorzystanie.

0 komentarzy:

Prześlij komentarz